Dzisiaj: | 370 |
W tym miesiącu: | 2091 |
W tym roku: | 41003 |
Ogólnie: | 468054 |
Od dnia 21-09-2006
Chciałbym w tym miejscu opowiedzieć o polskiej instytucji kulturalnej, której dzieje ułożyły się w sposób szczególny. Chodzi mi o Teatr w Wilnie na Pohulance. Jego przykład świadczy o złożonych losach polskiej kultury na Kresach Wschodnich, które godne są przypomnienia.
Prześladowania władz carskich po powstaniu styczniowym dały się odczuć na tym obszarze ze szczególną siłą. W Wilnie zakazane zostały wszelkie przejawy polskiej aktywności kulturalnej, między innymi przerwana została działalność teatralna. Dopiero po kilkudziesięciu latach, po rewolucji 1905 roku, Polacy otrzymali możliwość wznowienia swej pracy scenicznej. Odradzać się zaczęły polskie sceny. W takiej sytuacji grono ofiarnych entuzjastów: Hipolit Korwin Milewski, Mieczysław Bohdanowicz, Feliks Zawadzki – utworzyło fundację, mającą na celu budowę gmachu teatralnego z prawdziwego zdarzenia. Przygotowanie projektu powierzono Czesławowi Przybylskiemu. Prace przebiegały w bardzo szybkim tempie i już w październiku 1913 roku Teatr na Pohulance otworzył swoje podwoje
Na repertuar składały się zarówno spektakle dramatyczne, jak i komedie oraz programy muzyczne. Starano się zainteresować, przyciągnąć publiczność, co nie było początkowo rzeczą łatwą. Rozwijającą się działalność przerwała wkrótce wojna, która zaciążyła bardzo nad życiem miasta.
Możliwości rozwinięcia pracy w pełnym wymiarze zaistniały dopiero w 1922 roku po przyłączeniu Wilna do Polski. Pokazową pozycją stało się przedstawienie „Fausta” Gounoda. Na spektakl w dniu 31 października 1922 roku przybył marszałek Józef Piłsudski. Gazety odnotowały jego radosne zdumienie na widok tak nagle wyczarowanej w Wilnie prawdziwej opery.
Nastąpiło to za dyrekcji Henryka Cepnika. Inauguracji dopełniły obchody 50-letniej rocznicy śmierci Moniuszki i wystawienia z tej okazji „Halki”. Częste były premiery. Na przemian grano opery i operetki.
Latem 1923 roku dyrektorem teatru został Franciszek Rychłowski. Sięgnął on do nowego repertuaru, wystawiając sztuki krajowe i zagraniczne.
Juliusz Osterwa w Wilnie
Rok 1925 przyniósł znaczące wydarzenie. Do Wilna przybył Juliusz Osterwa wraz z młodym zespołem swej Reduty. Podniósł on pracę Teatru na niespotykany dotychczas poziom. W ciągu czterech sezonów dał on 70 premier. Jak ocenia badaczka problemu Helena Karwacka, połączył on niespotykany dotychczas poziom artystyczny i styl pracy zespołowej z wysoką odpowiedzialnością zawodową i poczuciem społecznego obowiązku.
Wszystko co wnosił on do życia teatralnego Wilna było tak nowe i niezwykłe, że jego stosunkowo krótki pobyt stał się ważnym i inspirującym doświadczeniem.
W tym czasie w dziejach Teatru miało miejsce jeszcze jedno ważne wydarzenie, o innym wszakże charakterze. Mianowicie fundatorzy postanowili przekazać gmach Teatru wraz z działką tytułem daru na własność wieczystą władzom miasta Wilna. W akcie darowizny, sporządzonym 15 listopada 1926 roku, znalazło się zastrzeżenie w następującym brzmieniu:
„Zgodnie z wolą osób, które złożyły kapitał na budowę gmachu teatralnego, jako niezbędny warunek daru przyjęta być musi zasada, że gmach ten ma służyć dla przedstawień scenicznych, odczytów, wykładów, zebrań wyłącznie w języku polskim”.
Teatr na Pohulance, zwany odtąd Miejskim miał nadal pozostać placówką kultury polskiej w mieście Wilnie. Było to tak oczywiste, że przyjęte zostało jako rzecz naturalna.
Misja Reduty w Wilnie trwała do 1929 roku. Później kierownictwo teatru objął Aleksander Zelwerowicz. Wraz z nim przybyli do Wilna aktorzy tej miary co Irena Eichlerówna, Zofia Małynicz, Jan Ciecierski, Jan Kreczmar i inni. Stworzyli oni teatr bardziej przystosowany do upodobań publiczności, a jednocześnie nieprzeciętny o inwencji świeżej i bardzo ciekawej. Zelwerowicz przygotował szereg przedstawień, które zdobyły sobie rozgłos nie tylko w Wilnie.
W czasach kryzysu
Nie dał sobie wszakże rady z trudnościami natury materialnej, które wynikły w latach wielkiego kryzysu. Od 1931 roku przez siedem kolejnych sezonów kierował teatrem Mieczysław Szpakiewicz. Był, jak go określano, jednym z najbardziej oddanych i zasłużonych kierowników scen polskich. Nie stronił od wielkiego repertuaru, ale uwzględniał też sztuki mniej znane. Przyciągnął do współpracy wielu wybitnych ludzi teatru z całej Polski. Ciągle musiał się wszakże borykać z trudnościami finansowymi.
Kolejna zmiana nastąpiła w 1938 roku. Szpakiewicza zastąpił młody i bardzo rzutki reżyser Leopold Pobóg Kielanowski. Jak podkreśla Helena Karwacka potrafił on oczarować każdego, promieniując zapałem, kulturą i urokiem osobistym. Szybko też teatr na Pohulance przeobraził się w ośrodek ogniskujący ważniejsze działania kulturalne w mieście.
Hanka Ordonówna z czarną szarfą
Nie trwało to jednak długo. Wkrótce wybuchła wojna. Wilno znalazło się pod sowiecką okupacją, a następnie rządami litewskimi. Wpłynęło to w sposób zasadniczy na sytuację Teatru. W jego życiu rozpoczął się nowy, wprawdzie krótki, lecz można powiedzieć heroiczny okres. Do Wilna napłynęli aktorzy, którzy szukali schronienia przed wojną. Wśród nich byli Stanisława Perzanowska, Zygmunt Chmielewski, Jan Kumakowicz, Ludwik Sempoliński, Hanka Bielicka, Hanka Ordonówna, Danuta Szaflarska i inni. Zaistniała okazja, ażeby wykorzystać ich na wileńskiej scenie.
Dyrektor Kielanowski z dużą energią i zręcznością walczył o egzystencję swego teatru. „Nasz teatr – podkreślał – nie przerwał ani na jeden wieczór pracy. 18 września, gdy władze polskie opuszczały Wilno, teatr grał”.
Po wkroczeniu do miasta Litwinów Kielanowski starał się znaleźć modus vivendi z nową władzą: „Sztuka powinna być niezależna od przemian i wydarzeń politycznych” – głosił. Doprowadził do tego, iż mimo ograniczeń a nawet szykan, teatr grał. 11 listopada 1939 roku wystawił dramat Kazimierza Brańczyka „Rejtan”.
„W zmienionych warunkach ponownie rozlegające się słowa Rejtana wywołały echo szczególnie głębokie” – czytamy w relacji prasowej. Na Boże Narodzenie 1939 roku na Pohulance przygotowano misterium Leona Schillera „Pastorałkę”. Przedstawienie stało się manifestacją patriotyzmu, a kolędy głosem powalonej ojczyzny.
Wkrótce po Świętach wzruszającym wydarzeniem były obchody 30-lecia pracy scenicznej Leona Wołłejki, nestora sceny wileńskiej, które uczczono wystawieniem „Zemsty” Fredry. Na spektaklu zgromadziło się „całe Wilno”. Ludzie rozumieli, że w tym czasie takie przedstawienia mógł grać już tylko teatr wileński.
Na wiosnę 1940 roku zasłynęły szczególnie występy Hanki Ordonówny. Pisano, że trudno będzie o niej zapomnieć, podobnie jak o czarnej szarfie na jej kostiumie.
Występy polskich artystów stały się solą w oku władz litewskich, które realizowały coraz ostrzejszy kurs lituanizacyjny. Dyrektor Kielanowski musiał się zobowiązać, że z dniem l lipca 1940 roku opuści gmach teatru na Pohulance. Władza litewska nie przetrwała do tego terminu. Nastąpiły jednak rządy sowieckie, później okupacja niemiecka, a potem bardzo długie lata ponownej okupacji sowieckiej.
Teatr na Pohulance musiał zamilknąć jako placówka kultury polskiej. Miały wszakże miejsce próby podejmowania przez miejscowych Polaków amatorskiej działalności teatralnej, przy czym szukano możliwości występu i oparcia w organizacjach związkowych (np. kolejarzy czy medyków). W nowych warunkach, po odzyskaniu przez Litwę niepodległości, artyści polscy próbowali zaktywizować swoją działalność. I to z wyraźnym powodzeniem. Wymienić tu trzeba przykładowo Polski Teatr kierowany przez Irenę Rymowicz. Wileńscy artyści polscy występowali także niekiedy na scenie Teatru na Pohulance. Wszakże gospodarzami teatru, z nadania władz litewskich, stali się aktorzy rosyjscy. Ulokował się tam bowiem Rosyjski Teatr Dramatyczny, służący głównie potrzebom mniejszości rosyjskiej.
Wytworzyła się paradoksalna sytuacja. Aktorzy polscy musieli się tułać po różnych obcych lokalach, gdyż pozbawieni byli własnej siedziby. Martwą literą pozostał testament, który pozostawili fundatorzy teatru, przekazując go w 1926 roku władzom miejskim Wilna.
Rzecz oczywista, iż wytworzone położenie nie zadowala polskich ludzi teatru w Wilnie. Dla nich Teatr na Pohulance stanowi najcenniejszą pamiątkę, która przypomina o wspaniałych osiągnięciach teatru polskiego w przeszłości. Dla obecnych użytkowników jest tylko dogodnym budynkiem.
100-lat Teatru
Zbliża się stuletnia rocznica powstania Teatru na Pohulance. Czyż ten jubileusz nie powinien się stać zachętą do podjęcia kroków dla odzyskania gmachu na Pohulance przez jego prawowitych użytkowników? Szukać przy tym trzeba z Rosjanami polubownego sposobu załatwienia sprawy.
Byłoby to wydarzenie ważne i to w wielorakich wymiarach. Przede wszystkim społeczności polskiej w Wilnie naprawiona zostałaby ewidentna krzywda, w rezultacie której pozbawiona została rzeczy dla niej bardzo drogiej i ważnej – własnej sceny, która zbudowana została za pieniądze polskich entuzjastów, a później przekazana w ręce władz miasta Wilna z zastrzeżeniem, że pozostać ma teatrem języka polskiego.
Przekazanie sceny na Pohulance w ręce prawowitych użytkowników stanie się aktem historycznego zadośćuczynienia, a symboliczne jego znaczenie będzie ogromne. Będzie to ze strony władz miasta akt życzliwości i dobrej woli, który przyczyni się niewątpliwie do poprawy nie najlepszych ostatnio relacji litewsko – polskich.
Wzbogacona zostanie oferta kulturalna miasta, co doprowadzi do rozszerzenia życia teatralnego Wilna jako stolicy Litwy.
Jest to więc w sumie sprawa ważna, nad którą trzeba się pochylić i dołożyć wszelkich starań dla jej realizacji. Czasu jest już niewiele, setna rocznica teatru stoi tuż za progiem i może stać się oprawą całego działania.
Piotr Łossowski