Dzisiaj: | 69 |
W tym miesiącu: | 386 |
W tym roku: | 44050 |
Ogólnie: | 471102 |
Od dnia 21-09-2006
„A więc to taki jest Niemen!” — powtarzali z rozczarowaniem żołnierze polscy wojsk napoleońskich, gdy w upalne popołudnie 24 czerwca 1812 roku po wyjściu z lasu pod Pilwiszkami dotarli do Niemna. Odezwa Napoleona wydana w Wyłkowyszkach dwa dni wcześniej wypowiadała traktat pokojowy z Tylży i rozpoczynała wojnę z Rosją. Przekroczenie granicznej rzeki odbyło się pod Poniemuniem.
Dwudziestodwuletni oficer Dumonceau opisuje miejsce przeprawy: „przedzierając się przez kurtynę lasów ograniczającą horyzont, docieram do krańca wyżyny. Tam poprzez przerwy w gęstym listowiu zarośli dostrzegam rzekę. Jej żółtawe wody, płynące korytem szerokim na około 50 metrów, podmyły podnóże naszego wzniesienia, okrążając coś na kształt cypla na drugim brzegu i odsłaniając nieprzerwaną równinę, piaszczystą i opustoszałą.”
Na innych jednak Niemen zrobił ogromne wrażenie, a samo przejście jawiło się jako wielkie wojenne
theatrum: „Armia w paradnych mundurach, z zachowaniem całkowitego porządku zaczęła defilować w stronę trzech mostów. Na czele każdego pułku kroczyła orkiestra grająca fanfary, przeplatane okrzykami: Niech żyje Cesarz! Wszystko to wyglądało jak jedna wielka parada.”
„Oddział za oddziałem zjawiał się i zajmował swoje miejsce na wyżynie, gotów do przekroczenia mostów, gdy nadejdzie jego kolej. Przybywając ze wszystkich stron wydawały się one wyrastać spod ziemi. Tych 200 tysięcy ludzi zebranych na małej przestrzeni, napierających bez przerwy na mosty, a potem zbierających się na rozległej równinie na prawym brzegu, aby wreszcie rozjechać się w różnych kierunkach, tworzyło wspaniały spektakl, może jedyny taki w historii”.
Sama operacja przekraczania Niemna, która rozpoczęła się o czwartej rano, trwała wiele godzin, tak że ci, którzy przekraczali rzekę późnym popołudniem, zapamiętali to wydarzenie jako walkę z przeciwnościami natury (a może i losu?) — i jako złą wróżbę dla całej kampanii.
Dumonceau i jego Holendrzy przebijali się piaszczystą drogą w nieznośnym upale, gdy nagle „niebo naładowało się elektryczniością, przetaczającą się przeraźliwie po chmurach, które napłynęły z szybkością, jakiej nigdy przedtem nie widzieliśmy. Około trzeciej po południu gdzieś bardzo blisko uderzył piorun. Zabił dwóch ludzi i trzy konie”.
„VI Szwadron był jeszcze na moście, kiedy piorun huknął z taką siłą, że wszystkie nasze głowy, jakby na mustrze, gwałtownie pochyliły się ku szyjom końskim. Wiele burz widziałem w życiu, ale nigdy czegoś nawet zbliżonego do tego, co działo się nad Niemnem! Chmury cisnęły błyskawicą w most pontonowy, który właśnie przekraczała 6 Kompania. Spadł grad małych kamieni, które trafiały w nasze kirysy. Czy to odgłos grzmotu, czy też gruchotanie gradu tak przestraszyło konia sierżanta pocztu sztandarowego, że zwierzę wskoczyło do rzeki i dopłynęło do brzegu. Wszystko, co podczas tej przeprawy widać było na wodzie, to jego biedny łeb i umocowane przy siodle drzewce sztandaru! Nigdy w życiu nie zostałem też tak zmoczony, jak wtedy!” — wspomina jeden z francuskich oficerów.
Pierwsza krótka letnia noc na litewskiej ziemi była wilgotna i zimna i przyniosła katastrofalne skutki. Koń oficera Thiriona, wspaniały hanowerczyk „zataczał się jak pijany. Chodziłem z nim tam i z powrotem przed moją kompanią, żeby go rozgrzać i poprawić mu krążenie krwi”.
Adiutant Napoleona hrabia de Segur z właściwą sobie skrupulatnością notuje: „Burza ta dorównywała wielkością naszemu przedsięwzięciu. W ciągu wielu godzin na przestrzeni 50 mil nadciągały zewsząd czarne i gęste chmury. Niebo prażyło ogniem, a chłostało ulewą. Woda pozalewała drogi i pola, straszliwy upał przemienił się nagle w przejmujący chłód. Padło wtedy 10 tysięcy koni, częściowo podczas marszu, lecz głównie na postojach. Wzdłuż piaszczystego wybrzeża porzucono mnóstwo wozów. Dzień ten wielu przypłaciło zdrowiem, a nawet życiem.”
Doktor Faure komentuje z sarkazmem:
„Noc ta kosztowała nas tyle co bitwa. Wszyscy mówili o liczbie straconych koni. Nikt za to nie mówił o ludziach! Lecz cóż znaczy strata zwykłych ludzi? To konie dużo kosztują, szeregi zaś armii odnawia się po prostu przez wydawanie dekretów o poborze — ot, jedno drzewo więcej zrąbane w ludzkim lesie!”
Tylko nieliczni mieli to szczęście, by w niecałe pół roku później przejść zamarzniętą rzekę z powrotem.
(Oprac. na podstawie: Paul Britten Austin, „1812 – Marsz na Moskwę”, Wydawnictwo Finna, Gdańsk 2002, Philippe-Paul hr. de Segur, „Byłem adiutantem Napoleona”, Bellona, 2004.)
Dorota Giebułtowicz
Na zdjęciu: Niemen pod Poniemuniem