Dzisiaj: | 85 |
W tym miesiącu: | 4714 |
W tym roku: | 15848 |
Ogólnie: | 490251 |
Od dnia 21-09-2006
O ujawniającym się rozdźwięku polsko-litewskim pisałem już do „Buntu” parokrotnie. Wypadki mnożą się jednak niepowstrzymanie, zjawiają się coraz nowe fakty. Jak można się było obawiać, sprawy zmierzają w niedobrym kierunku. O sporze z Litwą znajdujemy coraz to nowe artykuły w prasie polskiej, niekiedy bardzo ostre, mnóstwo jest wypowiedzi w internecie. Podobne głosy rozlegają się ze strony litewskiej. Słowo przeciwstawia się słowu, rosną emocje. Podejmowane negocjacje, jak dotąd, niewiele przynoszą.
Przecieram ze zdumienia oczy — historia się powtarza! I to tak wyraziście, jakbym odbywał podróż w czasie, jakbym znalazł się na początku XX wieku. Sprawy polsko-litewskie znam dobrze, zajmuję się nimi od kilku dziesięcioleci, spędziłem na Litwie pięć lat jako uchodźca wojenny. Znam ten kraj, odczuwam każde jego drgnienie, każde napięcie. Mogę więc teraz z całym przekonaniem stwierdzić, że źle się dzieje. Wraca sytuacja sprzed lat.
Spór odrodził się dla niewtajemniczonego obserwatora niespodziewanie. Przecież w ostatnich dwudziestu latach po odzyskaniu niepodległości przez Polskę i Litwę wszystko układało się tak dobrze. Dwa sąsiednie kraje należące do NATO i Unii Europejskiej stały się strategicznymi partnerami. Nawiązały się bliskie kontakty. Odbywały się częste spotkania na wysokim i najwyższym szczeblu. Zapewniano się, że relacje — zarówno polityczne jak i gospodarcze — rozwijają się wzorowo. Manifestacją przyjaźni ze strony litewskiej była obecność prezydenta Litwy na obchodach święta 11 listopada w Warszawie, co zresztą było wydarzeniem bez precedensu. O sprawach mniejszości narodowych wprawdzie dużo nie mówiono, ale mogło się wydawać, że nie jest to potrzebne.
Tymczasem następowały procesy niewidoczne na pierwszy rzut oka, lecz bardzo ważne. Dziś wiemy, iż zrodzona w latach poprzednich konfliktów niechęć i nieufność Litwinów do Polaków bynajmniej nie wygasła. Pobudzana przez długi czas nienawiść do Polski, której uzasadnieniem było zajęcie Wilna przez Polaków — po przejściu tego miasta w ręce litewskie utrzymuje się nadal. Chociaż przyczyny już nie ma, to następstwa nadal dają znać o sobie. Tylko uczucia, które niegdyś ujawniano otwarcie, teraz pozostawały bardziej w ukryciu.
Tego rodzaju postawy są nieuzasadnione. Zbędne są obawy wynikające z tego, że Polska jest dziesięciokrotnie większa i może zagrozić Litwie. Nie mniejszą rolę odgrywają obawy przed wpływami polskiej kultury, a których korzenie sięgają głęboko. Wydaje się to być rzeczą paradoksalną i niezrozumiałą, a jednak ma miejsce
Litwa jest od dwudziestu lat państwem niepodległym, którego granic i niezależności nikt nie kwestionuje, Litwini mają własne instytucje państwowe, rozwijającą się oświatę i naukę. Kultura i sztuka litewska wzbogaca się bez przeszkód. A jednak brakuje tu spokojnej, pewnej siebie postawy, która cechuje inne kraje Unii Europejskiej. Nie jest przypadkowy występujący na Litwie bardzo emocjonalny stosunek do własnej przeszłości. Ciągłe utwierdzanie w świadomości społecznej swych dokonań, organizowanie często powtarzających się uroczystych obchodów różnych historycznych świąt i jubileuszy, z którymi wychodzi się na ulice.
W takiej rozegzaltowanej atmosferze razi obecność mniejszości polskiej osiadłej w Wilnie i jego okolicach. O tych Polakach mówi się niewiele, ale każdy przejaw ich aktywności od razu wzbudza niechętne odruchy. A tymczasem ludność polska na Litwie również się zmienia i przeobraża. Wojna i przymusowa ewakuacja na początku rządów sowieckich spowodowały wyjazd najbardziej aktywnej części polskiej ludności, przede wszystkim inteligencji. Pozostali ludzie prości i bierni, których zepchnięto na sam dół drabiny społecznej. Zachowali oni jednak głęboko zakorzenione poczucie swej polskości. Jednak w miarę jak mijały lata, wyłaniać się zaczęła nowa generacja ludzi wykształconych. Dziś spotykamy wśród Polaków wileńskich zdolnych dziennikarzy, naukowców, biznesmenów, są także pisarze i poeci, doskonali się i zmienia najliczniejsza grupa, jaką stanowią nauczyciele.
Polacy na Litwie coraz energiczniej formułować zaczynają swoje potrzeby, domagają się należnych im praw w ramach obowiązujących zasad w państwach Unii Europejskiej, gdzie prawa człowieka wysunięte zostały na plan pierwszy.
Ze strony litewskiej, zwłaszcza z kręgów konserwatywnych, aspiracje Polaków napotykają sprzeciw. Są nawet ludzie, którzy chcieliby nasilić politykę ograniczania praw mniejszości, godząc w miejsce najbardziej czułe, jakie stanowi oświata szkolna. Jak więc widać, zatarg wyniknął ze starcia dwóch przeciwstawnych tendencji.
Ale dochodzi do tego jeszcze trzeci czynnik. Mianowicie po raz pierwszy postawa mniejszości polskiej znalazła tak otwarte poparcie ze strony Warszawy. Minister Radosław Sikorski wypowiedział się z szacunkiem i uznaniem o polskich działaczach w Wilnie, o ich zaangażowaniu i oddaniu sprawie. Postawił ich za wzór i przykład dla działaczy polonijnych z Chicago i Londynu.
Co więcej ze strony polskiej sformułowana została zasada, iż relacje pomiędzy Polską a Litwą będą tak dobre, jak dobry będzie stosunek ze strony litewskiej do mniejszości polskiej. Jest to bardzo ważne stwierdzenie. Oznaczać ono może odejście od stosowanej dotychczas doktryny Jerzego Giedroycia i paryskiej Kultury, iż najważniejsze w polityce wschodniej Polski powinny być stosunki z naszymi sąsiadami.
Teraz Polacy na Litwie uzyskali pomoc moralną i rzeczową od swych rodaków. Wzmacnia to ich pozycję, ale jednocześnie wywołuje niezadowolenie ze strony części opinii litewskiej. Rej przy tym wiodą działacze narodowi i konserwatywni.
W tych warunkach porozumienie jest trudne, ale moim zdaniem możliwe. Przede wszystkim obydwie strony powinny zamanifestować swą dobrą wolę. Polacy wileńscy powinni wyraźnie określić, iż nie naruszają interesów Litwy, a bronią tylko należnych im praw. Z kolei Litwini muszą dać do zrozumienia, że szanują prawa mniejszości polskiej i nie będą naruszać, wbrew jej woli, istniejących rozwiązań, zwłaszcza w dziedzinie oświaty.
Ale tego wszystkiego nie wystarczy dla wyraźnej poprawy relacji polsko-litewskich. Niezbędne jest zlikwidowanie nieprzyjaznej atmosfery, jaka się we wzajemnych stosunkach wytworzyła. Bardzo pomocne mogą tu być gesty dobrej woli z obydwóch stron. Nie będę proponował szczegółowych rozwiązań, ale stwierdzić mogę w oparciu o doświadczenie, że takie działania są potrzebne i możliwe.
Ważne być może także nawiązywanie do wydarzeń pozytywnych w stosunkach naszych narodów, a takich nie brakuje. Litewska ideologia odrodzenia narodowego eksponowała tylko zjawiska negatywne. Podkreślano, że związki z Polską przyniosły Litwie same szkody. Trzeba temu zaprzeczać, przytaczać przeciwstawne przykłady. Okazją ku temu była obchodzona uroczyście na Litwie 100-rocznica śmierci Mikalojusa Ciurlionisa, najwybitniejszego malarza i muzyka litewskiego. Można było przypomnieć, jak wiele pomogli właśnie Polacy w odkryciu i rozwoju jego talentu, w kształceniu się i zdobywaniu rozgłosu. Ciurlionis związany był z Polską, tam spędził sporo czasu, tam leczył się wreszcie i umarł. Okazja ta nie została wykorzystana!
Godna zastanowienia jest propozycja, ażeby strona polska starała się przemawiać wprost do społeczności litewskiej. Służyć by mogło w tym celu pismo drukowane w języku litewskim. Zawierałoby ono bieżące informacje, a także artykuły popularyzujące zbliżenie dwóch narodów.
Powiedzieć trzeba, iż w ostatnich latach w malowaniu jednolicie negatywnego obrazu stosunków historycznych z Polską zarysowały się w Litwie pewne zmiany. Spora liczba autorów, w tym wybitnych twórców, pisze o dobrych stronach unii z Polską, ocenia też pozytywnie naszą historyczną przeszłość. Rzecz w tym, że takie opinie nie mogą się przebić i upowszechnić, a utrwalone stereotypy i uprzedzenia wciąż dominują.
Pisałem już w „Buncie”, że konflikt z Litwą to jest ostatnia rzecz, jaka jest nam potrzebna. Należy go przezwyciężyć i usunąć, gdyż jest on szkodliwy zarówno dla Polski jak i Litwy. Jest wiele spraw, które leżą we wspólnych interesach, i ku nim należy się zwrócić.
Prof. Piotr Łossowski