Dzisiaj: | 187 |
W tym miesiącu: | 1908 |
W tym roku: | 40820 |
Ogólnie: | 467871 |
Od dnia 21-09-2006
O krzyżu w przestrzeni publicznej.
Rozpętała się w naszych mediach burza (w szklance wody?) w kwestii krzyża w instytucjach państwowych i szkołach.
Pozwólmy sobie zauważyć, iż: 1. wiszące niemal wszędzie krzyże, do czego Kościół rzymskokatolicki wydaje się przywiązywać istotne znaczenie, powszednieją czy nawet obojętnieją, i niewiele przeciętnemu człowiekowi przekazują; 2. nie mają więc wpływu na jego religijność, a więc i morale społeczeństwa, a nawet przeciwnie, utrwalają w nas powierzchowną pobożność; 3. gorzej, bo znak ten, symbol ofiary życia Twórcy religii chrześcijańskiej, zaczyna się coraz częściej traktować instrumentalnie dla poza-religijnej działalności, co jaskrawo uświadomiły nam niedawne „przepychanki” przed siedzibą Prezydenta RP na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, gdzie „obrońcy” krzyża oraz jego „przeciwnicy” dali gorszący popis, jak nie powinno się traktować ważnego symbolu chrześcijaństwa.
Innym przykładem jest zawieszenie po kryjomu krzyża w Sejmie, a więc w miejscu, w którym Polak nie staje się często prawdziwym Polakiem, lecz jest politycznym graczem w interesie swej partii (czy własnym), nie kierując się zasadami etyki chrześcijańskiej.
W obecnych dyskusjach na temat krzyża w urzędach czy szkołach wygrywają zwolennicy „wieszania krzyży”. Można się jednak obawiać, iż odniosą oni typowe Pyrrusowe zwycięstwo*.
O szkodliwych złudzeniach
Wielu księży i nauczycieli, zwłaszcza na stanowiskach dyrektorskich, uważa, iż wystarczająco realizuje swą wychowawczą czy duszpasterską misję, ograniczając się do różnego rodzaju zewnętrznych działań czy gestów. A więc stawiając czy wieszając krzyże w możliwie wielu miejscach, fundując chorągwie czy sztandary bądź orkiestrę czy organizując pielgrzymkę bądź wycieczkę do muzeum czy jakiegoś sanktuarium.
Nie kwestionujemy znaczenia tych działań, lecz by nie była to działalność pozorna, dla oka, musi jej towarzyszyć przemyślana i intensywna praca wychowawcza: słowna i czynna. W przypadku szkoły będą to nie tylko lekcje wychowawcze nauczycieli czy dyrektorów (raczej nie katechetów, chyba, że cieszą się wyjątkową sympatią uczniów), samorząd szkolny (klasowy), sport (rozsądnie praktykowany, a więc nie wyczynowy), roboty ręczne w drzewie i metalu, kółka naukowe i praca społeczna, jak miało to miejsce np. w Szkole Rydzyńskiej w formie przemyślanej koncepcji dydaktyczno-pedagogicznej (zob. T. Łopuszański, Rydzyna, 1937).
A jak jest w naszych szkołach
Krzyże w szkołach powinny stanowić istotny element procesu wychowawczego i samowychowania młodzieży. Lecz czy tak jest w rzeczywistości? Nic na to nie wskazuje. Tak zwane kłamstwa szkolne są w naszych szkołach zjawiskiem powszechnym, a przenoszone przez emigrujące jednostki do szkół i uczelni zachodnich, kompromitują nas. Gorzej, że pod krzyżem dochodzi u nas do skandali obyczajowych o charakterze „porno”, co w paru przypadkach zakończyło się tragediami. Przypadek samobójstwa „nastolatki” w pewnym gimnazjum w Gdańsku z powodu wygłupów seksualnych jej kolegów klasowych nie zostało pedagogicznie wykorzystane. Karne przeniesienie dwóch głównych sprawców do szkół specjalnych przez Ministra edukacji (prawnika i polityka, nie pedagoga) było działaniem pedagogicznie pozornym. Czy nie byłoby lepiej, gdyby pojawił się w klasie obok dyrektora szkoły miejscowy biskup (lub inny hierarcha), by przemówić do rozumu i serc młodzieży, a następnie polecić zdjąć krzyż w klasie, obiecując jego ponowne zawieszenie, gdy młodzież zmieni swoje postawy i zachowanie?
Oczywiście problem honoru i uczciwości szkolnej, ktorej centralnym punktem jest uczciwość w stosunku do nauczycieli i wzajemna między uczniami, a więc problem tzw. kłamstwa szkolnego, nie jest nowy.Wnikliwie opisał go już w latach trzydziestych XX w. Tadeusz Łopuszański (patrz s. 4).
Jedynym ministrem edukacji narodowej w III RP, który spróbował podjąć walkę z „kłamstwem szkolnym” była minister K. Łybacka z SLD; niestety, rychło odeszła z ministerstwa i cała ta akcja nim się rozwinęła – zamarła.
Lecz jeśli tak się dzieje, czy nie byłoby lepiej zdjąć krzyże w klasach szkolnych, co najmniej w tych, gdzie nie ma atmosfery chrześcijańskiej uczciwości. A zdjęte krzyże zdeponować w poświęconym miejscu do czasu… I tu nasuwa się propozycja pozytywnego rozwiązania problemu…
Kiedy zawieszać krzyż w szkołach?
By przywrócić krzyżom w szkołach edukacyjno-religijne wartości, należy: po pierwsze, przeprowadzić słowną akcję uświadamiającą; po drugie, klasowy samorząd uczniów powinien w głosowaniu (najlepiej tajnym) powziąć uchwałę oczyszczenia życia szkolnego od kłamstwa (podpowiadania, ściąganie, odpisywanie cudzych tekstów, okłamywanie nauczycieli itp.), jak to zrealizowano w niektórych szkołach II RP (czekamy tu na głosy czytelników); po trzecie, w przypadku pomyślnego wyniku głosowania krzyż zostaje uroczyście powieszony w klasie przez delegatów szkolnego samorządu; po czwarte, jeśli ten honorowy gentelman agreement zostanie niedotrzymany przez uczniów, krzyż zostaje uroczyście, w obecności całej klasy zdjęty ze ściany przez delegatów samorządu uczniowskiego i zdeponowany w ww. miejscu do czasu pozytywnej przemiany postawy uczniów w klasie. Wówczas powtarza się procedura przedstawiona powyżej.
W ten sposób możemy powiązać problem krzyża w szkołach z edukacją młodzieży w duchu demokracji szkolnej i udanych eksperymentów szkolnych w II RP.
Zbigniew T. Wierzbicki