Dzisiaj: | 86 |
W tym miesiącu: | 1807 |
W tym roku: | 40719 |
Ogólnie: | 467770 |
Od dnia 21-09-2006
Nie chcę krakać, ale ekumenizm wciąż kuleje
Urocza jest drukowana poniżej opowieść profesora astronomii i kapłana mariawickiego. Do życiorysu Jerzego Nowosielskiego nie mogę nic dodać: niemal nie znałem go osobiście. Rozmawiałem z nim bodaj tylko raz: zachwyciłem się wtedy jego malowidłami w świątynce greckokatolickiej w Lourdes. Może zachwyt wziął się trochę z tego, że dzielę barwy na niebieską i pozostałe, w każdym razie wnętrze kościółka wydało mi się niemal niebiańskie. Mogę natomiast dodać niejedno na temat ogólny tego notatnika.
Spotkanie astronomiczno–ekumeniczne
Przypomniała mi się moja rozmowa z księdzem profesorem Rudnickim sprzed prawie pół wieku. Rozpocząłem wówczas pracę w warszawskim miesięczniku „Więź”, rozpoczęła się również moja pasja ekumeniczna. Dowiedziałem się, że jeden z duchownych Starokatolickiego Kościoła Mariawitów jest uczonym astronomem, wykorzystałem zatem przyjaźń z żoną innego astronoma, Włodzimierza Zonna, prosząc ją, by urządziła mi u siebie w domu spotkanie z owym księdzem.
Jego Kościołem interesowałem się wtedy redakcyjnie: wydrukowaliśmy w „Więzi” artykuł profesora Andrzeja Grzegorczyka pt. „Nasi bracia mariawici”, tekst przełomowy, pionierski. Rozpoczął on rzymskokatolicką rehabilitację tego wyznania. Dotąd uważane było za groźne wariactwo. Ciążyło na nim odium wywołane przez istotnie przedziwne pomysły kościelne, odrzucone jednak przez większość mariawitów, skupionych teraz w Kościele księdza Rudnickiego. Sam zaś ruch mariawicki wziął się z autentycznej odnowy Kościoła rzymskokatolickiego w zaborze rosyjskim, wspólnocie pogrążonej w kryzysie moralnym.
Artykuł Grzegorczyka wywołał na łamach „Więzi” ostrą dyskusję, w której zabrał głos także ksiądz Rudnicki. Przeglądając po latach moje ówczesne pismo, znalazłem również zorganizowaną przeze mnie ankietę publicystyczną na temat ekumenizmu w Polsce, a w niej wypowiedź tegoż autora. Sporo tam ciekawych myśli. Zacytuję optymistyczną.
„Za zasadniczy postęp ekumeniczny w Kościele rzymskokatolickim uważam znaczne złagodzenie postawy prawniczej. Swojego czasu istniała w Kościele rzymskim tendencja do ujęcia życia duchowego, a nawet codziennego w ścisłe przepisy, przykazania kościelne, paragrafy prawa kanonicznego itp. Obecnie ta tendencja wydaje się schodzić na dalszy plan. Kościół rzymski częściej apeluje obecnie do wiedzy religijnej (zrozum, a postąpisz właściwie) i do sumienia wyznawców. Moim zdaniem zbliża go, to bardziej do innych Kościołów katolickich [starokatolickich — JT] i w ogóle chrześcijańskich niż skądinąd ważne symptomatycznie dekrety o ekumenizmie. Im ważniejsza staje się dla chrześcijanina realna łączność z Chrystusem, im mniej dąży on do 'zbawiania mechanicznego' przez formalne wypełnienie obowiązków swojego wyznania, tym bardziej braci z innych wyznań może uważać za współ-członków mistycznego Ciała Chrystusa. Sądzę bowiem, że nie kiedyś w nieokreślonej przyszłości, ale już dziś społeczności odczuwające Chrystusa wśród siebie mogą czuć się zjednoczone w jeden Kościół zrzeszający wszystkich świadomych uzdrawiającej mocy Chrystusowej.”
Krok do przodu, krok wstecz
Bardzo miło było mi to czytać wtedy i teraz, ale mam wątpliwości. Czy mój rzymskokatolicki Kościół stał się przez te lata mniej prawniczy? Trzeba najpierw zapytać, co to jest w ogóle Kościół. Czy chodzi o jego najwyższą władzę, papieża i Kurię Rzymską, czy o władze lokalne, czy wreszcie o postawy jego zwyczajnych członków. Obawiam się, że moja władza centralna nie zmieniła wiele w swoim autorytatywnym nauczaniu. Nieustanny nacisk na niestosowanie antykoncepcji jest właśnie wynikiem myślenia prawniczego: co wolno, czego nie wolno. Przydałoby się tutaj pozostawienie tej sprawy sumieniu małżonków, jak to jest np. często w Kościołach prawosławnych, w protestanckich tym bardziej. Inna rzecz, że episkopaty w krajach zachodnich są na szczęście w praktyce bardziej liberalne: przymykają oczy na całkowity 'luz' świeckich.
Ksiądz Rudnicki napisał wtedy również, że idee ekumeniczne powinny przeniknąć do wszystkich duchownych Kościoła rzymskokatolickiego, do wszystkich parafii, a z czasem i do wszystkich wiernych. Czy tak się stało? Mam wątpliwości, ale nie chcę krakać. Przydałyby się tutaj porządne badania socjoreligijne.
Powodów do pesymizmu wciąż nie brak. Dostarczają ich również niektóre Cerkwie prawosławne, ostro atakując protestantów. Spór jest o zasady moralności: o aborcję, homoseksualizm, ale też o urząd duchowny kobiet. Prawosławni uważają Kościoły protestanckie za zbyt otwarte na idee liberalne, zrywające zdecydowanie z prastarymi tradycjami. Cerkwie mają pewnie trochę racji, ale powinny wyrażać to łagodniej. Dawny ostry podział na centralistyczny Kościół rzymski i rozmaitą resztę wspólnot jakby odchodzi w przeszłość: teraz za to tworzy się trochę sojusz katolicko-prawosławny przeciw protestantom, źle służący jedności.
Ale coś strasznego minęło: komunistyczne szarogęsienie się w Kościołach (nie tylko prawosławnych), o czym też napisał ks. Rudnicki. Bogu niech będą dzięki!
Jan Turnau