Facebook
Bunt Młodych Duchem
Książki polecane:
Licznik odwiedzin:
Dzisiaj: 369
W tym miesiącu: 2090
W tym roku: 41002
Ogólnie: 468053

Od dnia 21-09-2006

Bunt Młodych Duchem

Cena zbawienia

Autor: Aleksandr Zorin
04-11-2013

Problem rehabilitacji przestępców w więzieniach jest wyjątkowo trudny i to we wszystkich cywilizowanych krajach niezależnie od ustroju, również w Polsce. Lecz rzadko jest omawiany w mediach, być może ze względu na niewielkie czy nawet wątpliwe rezultaty tej pedagogicznej działalności. Być może w obecnej Rosji przy zmianie ustroju i obyczajów (odzyskiwanie przez Cerkiew społecznej roli w życiu publicznym) jest ona szczególnie trudna, lecz i pouczająca. Dlatego publikujemy szkic literacki Zorina na ten temat w nadziei, że może wywołać dyskusję i w Polsce. Autor jest członkiem Związku Pisarzy Rosji, poetą i tłumaczem; napisał głośną książki o ojcu Mieniu, wybitnym kapłanie prawosławnym, pt. „Anioł czarnej roboty”. Mieszka w Moskwie.

ISW (Inspektorat Służby Więziennej) okręgu jarosławskiego zgromadził duchownych pracujących wśród więźniów. Około dwudziestu młodych kapłanów prawosławnych siedziało przy stole z kierownikami oddziałów wychowawczych, osobami również młodymi, ale w epoletach i bez brody. Zająłem miejsce obok ojca Wiktora, którego z jakiegoś powodu wyróżniłem spośród ogółu. Być może, jak uświadomiłem to sobie później, z powodu jego wyglądu, jego podobieństwa do aktora filmowego Sołonicyna, który grał u Tarkowskiego Andrzeja Rublowa. Uważne spojrzenie głęboko osadzonych oczu, sterta słomianych włosów, cięte, nieco ironiczne repliki w trakcie referatów wypowiadane szeptem, powierzone mnie, sąsiadowi.
– A pan jest osobą ochrzczoną, cerkiewną? – opamiętał się nagle i grzecznie się uśmiechnął, słysząc moją twierdzącą odpowiedź.
Zebraniu przewodniczyli biskup tytularny i naczelnik jednego z zakładów karnych. Na tablicy widniały wskaźniki wychowania religijnego – w cyfrach, zdjęciach i wykresach: ile osób zostało ochrzczonych w ciągu kwartału, ile liczy wspólnota prawosławna, ile przychodzi na niedzielną Liturgię.
Po tym, jak Kościół prawosławny podpisał umowę z Ministerstwem Sprawiedliwości o sprawowaniu opieki duchowej nad więźniami, tego rodzaju sprawozdania w kształcie jawnej agitacji, bardzo przypominającej metody wychowania politycznego, pojawiły się w wielu zakładach karnych. Może to wcale nie jest źle, tyle że za pomocą samych cyfr i zdjęć nie da się określić stopnia duchowego wychowania skazanych…
Po sprawozdaniach z wykonanej pracy -w gruncie rzeczy sprowadzającej się głównie do cyfr i dat – biskup został zapytany o status kapelana więziennego. Co z tym robić? … Ksiądz nie jest w stanie łączyć pracę w swojej parafii z pracą w więzieniu. Dobrze by było kierować duchownego do zakładu, podobnie jak proboszcza do parafii, do stałej posługi. Wtedy jego relacje z wiernymi byłyby o wiele bliższe i pełne zaufania...
– A gdzie znaleźć pieniądze? – wszedł komuś w słowo wielebny. – To kwestia finansowa. Niniejszy problem stoi przed Cerkwią i patriarcha o nim wie. Państwo powinno wziąć na siebie pieczę nad takimi duchownymi. Ostatecznie – wzrost przestępczości to następstwo polityki państwowej…
– Czy Cerkiew może brać pieniądze od państwa, jeśli została od niego oddzielona? – wyszeptałem, a ojciec Wiktor spojrzał na mnie ze zrozumieniem.
Tak, oczywiście – myślałem w duchu – w ciągu siedemdziesięciu lat ateistyczne władze napłodziły bandytów na wszystkich szczeblach drabiny społecznej… Ale czy Cerkiew może być zupełnie obojętna w kwestii wychowania ludzi, nawet jeśli byłaby kompletnie pozbawiona praw i niema jak za czasów bolszewickich? … Nawet milczącym przykładem powinna dawać świadectwo... Tak więc, w upadku moralności w społeczeństwie Cerkiew ma też swój udział, tym bardziej, że już od dziesięciu lat ma możliwość swobodnego mówienia i działania.
Nie zdecydowałem się podejść do biskupa, ale po zebraniu podzieliłem się z ojcem Wiktorem swoim spostrzeżeniami na ten temat. Aby utrzymać duchownych pracujących w więzieniu, można stworzyć specjalną fundację... Bogaci ludzie biznesu zrozumieją jej konieczność. Poza tym istnieje wiele fundacji charytatywnych…
– Nie wierzę w żadną dobroczynność – machnął ręką ojciec Wiktor. – Nuworysze jeszcze nie dorośli do miłosiernych Samarytan.
W biegu, przy zastawionym stole, przy huczących wielogłosowych toastach i cerkiewnych anegdotkach, jakoś nie na miejscu było męczyć ojca Wiktora pytaniami o jego więzienną praktykę. Umówiliśmy się, że wstąpię do niego do domu.
Po zakończeniu uroczystości biskup udał się do rzędu samochodów. Za nim podążał ważny i skupiony braciszek, trzymając zwisający brzeg jego płaszcza. Do bagażnika zakurzonej „wołgi”, w której skrył się arcypasterz, przyniesiono przykryty ręcznikiem dwuręczny kosz; z niego nieco wstydliwie wystawał ogon potężnego łososia.
Wieczorem odnalazłem dom ojca Wiktora. Ale siedząc w jego gabinecie bez okien, rozmawialiśmy przede wszystkim na tematy abstrakcyjne. Moich pytań o pracy w więzieniu ojciec Wiktor unikał, przechodząc do problemów bardziej ogólnych.
– Nie jestem przeciwko katolikom – mówił – ale śmiesznie jest mówić serio o bezgrzeszności papieża.
– „Bezgrzeszność” to przecież źle przetłumaczony termin „dogmatu o nieomylności papieża” – usiłowałem oponować. – Nieomylność sądu oparta jest na wieloletnich studiach nad tym albo innym zagadnieniem nauki o wierze, jakie Kościół prowadzi. Jego nieomylność jest nieomylnością Kościoła.
– Nie mam nic przeciwko Żydom, – uśmiechając się łagodnie w odpowiedzi na moje zastrzeżenia, kontynuuje ojciec Wiktor, – ale jestem przekonany, że antychryst będzie Żydem, z tego samego narodu, co Chrystus. To dlatego, że Bóg jest sprawiedliwy: Ewa doprowadziła ludzkość do upadku, a Bogarodzica ją odrodziła.
– Czy Ewa była Żydówką?! Opisane w Biblii powstanie człowieka i jego upadek to wydarzenia planu metahistorycznego. To ona, zgodnie z opowieścią biblijną – pierwsza i jedyna – dała życie ludom i narodom. Zresztą Ewa, jak i Adam, nie są to imiona osobowe. Ewa w tłumaczeniu z hebrajskiego znaczy – życie.
Od Ewy ojciec Wiktor przeszedł do filmu Scorsese i za jego pokaz zdecydowanie potępił telewizję moskiewską. Następnie zauważył, że szowinistyczne poglądy miał Babel. („On dzieli ludzi na swoich, Żydów i obcych, odszczepieńców). A kiedy zaczęliśmy rozmawiać o Buninie, zrozumiałem, że dla niego to kwestie zasadnicze i palące, i że wreszcie udało mu się znaleźć słuchacza, któremu może wyjawić swoją głęboką nieufność względem literatury i sztuki w ogóle.
„Bunin – to półpoganin”. Spojrzałem na niego pytająco. „Co znaczy pół?” I wtedy on, odrzuciwszy „połówkowość” określenia, zaczął ze szczegółami udowadniać, że Bunin miał światopogląd pogański.
– Niech pan spojrzy na „Czysty poniedziałek”! Pierwszy dzień Wielkiego Postu po Niedzieli Przebaczenia. Bluźnierstwem jest myśleć tego dnia o uciechach cielesnych, a tym bardziej je malować. Marność i udręka ciała. Chrześcijanin tak nie napisze.
Umiłowanie życia u Bunina wydawało mi się czymś zupełnie innym. Cielesne, a nawet zmysłowe odczuwanie świata autora „Ciemnych alei” nie jest pozbawione spirytualistycznego niepokoju. Jego barwy i zapachy, jego niemal namacalna paleta wciela świat, którym zachwycił się Stwórca w momencie jego stwarzania. I moment ów, Bogu dzięki, jeszcze trwa… Właśnie w „Czystym poniedziałku” prawdziwa miłość objawiła w sobie całościowe – widzialne i niewidzialne – piękno. Widzialne piękno Bunina jest cenne jako przestrzeń bogactwa duchowego.
Ojciec Wiktor, wyczuwając mój brak zgody, podsumował z rozdrażnieniem:
– Sztuka zawsze jest półprawdą. Sztuka nie może być objawieniem prawdy.
Postanowiłem nie zaprzeczać, nie odwoływać się do Psalmów czy ksiąg prorockich – wzorców sztuki poetyckiej. Podobne spojrzenia odcinają kulturę od wiary. Ale kategoryczność tonu ojca Wiktora dała mi pretekst, by skierować rozmowę w stronę „zony”, w związku z którą, zresztą, przyszedłem.
– Nic nie mogę dać skazanym, – przyznał się ojciec Wiktor. – No tak, bywam w zonie, odprawiam, wykonuję posługi duszpasterskie. Ale nie mam pewności, czy jestem im potrzebny. Ojciec Eumeniusz, drugi kapłan z naszej świątyni, też chodził do zony i to mu zaszkodziło: zwariował. Nie mógł wytrzymać takiego cierpienia.
Na początku wysłałem do więźniów swojego zaangażowanego parafianina. Czytał z nimi Ewangelię, tłumaczył. Oni sami nie chcą czytać i pytań nie zadają. To ich wcale nie interesuje. Mówi się do nich jak do ściany. Żadnej reakcji, żadnych sygnałów zwrotnych. Wie pan, trudno jest rozmawiać z człowiekiem, który patrzy przed siebie, a myśli ma zajęte własnymi sprawami. Nie sposób komuś takiemu pomóc.
– No, a zwykła rada, na poziomie codziennego życia? …
– Nie, pomóc można tylko na najgłębszym – w sensie ontologicznym – poziomie. Niewierzącemu w Chrystusa nie da się pomóc.
– A jednak ktoś próbuje, przywozi się do więzień książki i żywność…
– To wszystko jest puste: Soros (wielki filantrop, pochodzenia żydowskiego, z którego pomocy korzysta wiele krajów postkomunistycznych, w tym i Polska – Red.), dobroczynność. Czasem, pomagając bliźniemu, tracimy Chrystusa. Można przychodzić do więzienia, głosić słowo Boże, przysyłać paczki z żywnością, a o Chrystusie zapominać. Zachód kultywuje pragmatyczne podejście do życia, które koniec końców musi oddalać od Chrystusa, co zresztą już tam nastąpiło. Dlaczego oni dzisiaj odwrócili się od Chrystusa, oni, którzy – pana zdaniem – są obeznani ze spowiedzią i pokutą?
– Pokusa bogactwa jest równie niebezpieczna, co pokusa ubóstwa… Ale przecież zarówno Europa, jak i Ameryka pomagają nam urządzić życie w sposób cywilizowany. I co w tym złego, jeśli przy okazji pomyślą też o sobie? Nasza stabilność gwarantuje im dobrobyt.
– Żaden rodzaj stabilności ekonomicznej nie daje gwarancji. Tylko za pośrednictwem Chrystusa, a nie pana Sorosa, można pomóc ludziom siedzącym za kratami.
– Nikt z tym nie dyskutuje, ale przecież Chrystus działa przez ludzi, w tym też przez zagranicznych filantropów. Nasi specjalnie się nie kwapią… U nas nawet samo określenie „filantrop” ma podtekst ironiczny. I kto nauczy ich rozumieć Chrystusa bez katechezy, bez znajomości cerkiewnosłowiańskiego, w którym odprawiana jest liturgia?
– A pan chciałby przystosować je do miejscowych warunków i przetłumaczyć na współczesny język rosyjski? A przecież Cerkiew jest poza czasem i do niczego nie musi się dostosowywać.
W ten sposób zakończyła się nasza rozmowa. Oczywiście, głoszenie w więzieniu nie jest zwyczajną posługą. Ale – oprócz przyczyn obiektywnych, związanych – jak powiedział biskup – z kwestiami finansowymi, istnieją również przyczyny subiektywne, bardzo, bardzo rozpowszechnione. Gorliwość w sprawach Bożych na każdym kroku wpada w skrajność ezoteryczną. W oczach takich duchownych Cerkiew to cytadela, do której bez znajomości hasła nie da się wejść. „A czy pan jest ochrzczony? ” – zapytał mnie wówczas kapłan i w pełni zadowolił się moją odpowiedzią, nie znając ani moich myśli, ani czynów. Jak w arabskiej baśni o Ali-Babie i czterdziestu rozbójnikach, wołających przed wejściem do jaskini:– Sezamie, otwórz się!”
Aleksand Zorin
Tłum. Ewangelina Skalińska