Facebook
Bunt Młodych Duchem
Książki polecane:
Licznik odwiedzin:
Dzisiaj: 106
W tym miesiącu: 423
W tym roku: 44087
Ogólnie: 471139

Od dnia 21-09-2006

Bunt Młodych Duchem

Wyprzedziła swój czas, ale...

Autor: Jan Turnau
08-01-2014

O Zofii Kossak, antysemityzmie i „Gazecie Wyborczej”
Było to przed półwiekiem, gdym był młodym człowiekiem... Uznałem za swój życiowy zawód pisanie, ale jeszcze chodziły mi po głowie pomysły jakiejś pracy naukowej. Postanowiłem napisać pracę doktorską o powieściopisarstwie Zofii Kossak-Szczuckiej.
Prekursorka ekumenizmu
Pomysł zawdzięczam mojej matce. Była miłośniczką trylogii przedwojennej autorki, a że odegrała sporą rolę w moim podstawowym wykształceniu literackim, więc i ja przejąłem się „Krzyżowcami”, „Królem trędowatym” i „Bez oręża”. I już we wczesnej młodości zachwyciła mnie śmiałość religijna polskiej katoliczki, która odbrązowiła krucjaty.
Były to przecież czasy, gdy samokrytycyzm katolicki dopiero raczkował, a w Polsce niemal jeszcze nie istniał. Nie przeżyliśmy na dobre oświeceniowego krytycyzmu, a reformacyjny szybko osłabł: zrośnięty z prześladowaną przez zaborców polskością katolicyzm był myślowo twardy jak wawelska skała. A tu pobożna przecież pani wkłada w usta sułtana widzącego, że zwycięża, mocne słowa: „Czyżby Bóg zdradził chrześcijan? A może to Boga zdradzili chrześcijanie?” Nic dziwnego, że spotkała się z ostrą krytyką. Pamiętam, że zaatakował ją Józef Marian Święcicki, przeciwstawiając jej Sienkiewicza.
Dość szybko zrezygnowałem z zamiaru monografii, głównie dlatego, że to powieściopisarstwo wydało mi się jednak literacko słabe w zestawieniu szczególnie z twórczością Parnickiego, którą dotąd uważam za pisania o dawnych czasach wzór niedościgły. Ciekawe, co prawda, że autor „Srebrnych orłów” cenił literacko autorkę „Krzyżowców”, choć pisał stylem zupełnie innym. Niemniej Kossak-Szczucka pozostała w mojej wdzięcznej pamięci prekursorką – można by tak rzec – ekumenizmu. Na czym bowiem polega optyka ekumeniczna, jak nie na spojrzeniu na cudze poglądy bez najeżenia, na uznaniu, żeśmy nie lepsi od innych Kościołów, religii, od wszystkich nienaszych?

Czego chciała „Gazeta Wyborcza”?
Napisałem powyższe z powodu artykułu Jacka Giebułtowicza w poprzednim numerze „Buntu”. Rzecz nosi tytuł „Polowanie na autorytety. Zofia Kossak-Szczucka” i jest polemiką z tekstem Sławomira Buryły w „Gazecie na Święta”, czyli wigilijnym dodatku do „Gazety Wyborczej” z 24-28 grudnia 2008. Giebułtowicz broni naszej pisarki przed zarzutem, jakoby była antysemitką. Problem jest dość skomplikowany, prostsza jest puenta publikacji „Buntowej”. Giebułtowicz pisze: „Gdyby artykuł Sławomira Buryły ukazał się w miesięczniku „Midrasz” (w którym autor publikuje swoje teksty), można by zrozumieć i wybaczyć jednostronne ujęcie tematu oraz silne uprzedzenia antykatolickie, ale fakt, że opublikowano go w wigilijnym dodatku do „Gazety Wyborczej”, budzi we mnie podejrzenie, że Redakcji chodziło o dokuczenie „Naszemu Dziennikowi”, „Radiu Maryja”, czyli, ogólnie mówiąc, środowiskom narodowokatolickim, dla których Zofia Kossak-Szczucka jest postacią ważną. Taka skłonność do brzydkiej zabawy w „polowanie na autorytety” może dziwić, bo środowisko „Gazety Wyborczej” samo często pada jego ofiarą.”
Otóż może druk artykułu Buryły akurat w numerze wigilijnym nie był najlepszym pomysłem, bo Boże Narodzenie jest świętem zgody i pokoju, pewnie artykuł był mało wyważony, ale naprawdę nie chodziło „GW” o obalenie autorytetu narodowego. Przecież w ogóle Zofia Kossak nie jest dziś postacią powszechnie znaną, autorytetem ogólnonarodowym: czas robi swoje. Gdyby jednak było inaczej, to i tak zarzut wobec „Gazety” byłby wątpliwy. Przecież gdyby tak było, nie opublikowaliśmy pięć lat wcześniej (w numerze z 29 listopada 2005) artykułu bardzo przyjaznego pisarce broniącego jej także w naszej sprawie. Napisał go (zresztą jej wnuk), Francois Rosset. Tekst ukazał się, owszem, w „Arce Noego”, rubryce cieplej traktując Kościół, ale o tę publikację prosił mnie Adam Michnik, więc to nie było żadne moje odstępstwo od linii pisma.

Któż kiedyś nie był antysemitą...
Jak jednak było ze stosunkiem pisarki do Żydów? Oczywiste jest chyba, że na tę sprawę nie można patrzeć anachronicznie. Co było przed wojną i w latach okupacji, to było wtedy, a nie dzisiaj. „Tempora mutantur et nos mutamur in illis”... Poglądy nasze zmieniają się, bo zmieniają się sytuacje, poza tym my sami dojrzewamy niezależnie od tego, co dzieje się wokół nas. Wiem to najlepiej z własnego życiorysu. Wystarczy w sprawie polskiego antysemityzmu jeden cytat: „Przeciwko Żydom nie występujemy z pobudek różnicy rasowej czy wyznaniowej, ale bronimy się jedynie przed materializmem ich kultury i przed zakusami antypolskimi ich międzynarodowych interesów. (...) bronić musimy naszej swojskiej, polskiej kultury przed zalewem zepsutej kultury żydowskiej, zwłaszcza w szkole, sztuce, obyczajowości, a zarazem jak najenergiczniej wzmacniać i rozwijać nasz gospodarczy stan posiadania.” Kto to napisał? Świętej pamięci Stefan Swieżawski, symbol walki o Polskę jagiellońską, wolną od nacjonalistycznej ciasnoty. Ale był rok Pański 1930, autor miał lat 23, w Polsce było 3 miliony Żydów, była walka o rynek, nikt nie przewidywał Zagłady, a tym bardziej Soboru Watykańskiego II, który zdjął z Żydów zarzut bogobójstwa. Czy Swieżawski był antysemitą? Można tłumaczyć, że nie antysemitą, bo nie chodziło mu o rasę, tylko antyjudaistą, że nawet i to nie, bo przecież zaznaczył, że nie chodzi mu o różnicę wyznaniową – ale co z tego? Miał zatem rację? Nikt by dzisiaj nic takiego nie napisał. A że niejeden by pomyślał, to już inna para kaloszy.
Myślę, że zamiast bronić ludzi przed ostrymi określeniami, trzeba raczej pokazywać, ile zrobili dla wspólnej sprawy mimo swoich błędnych poglądów na to czy owo.
Od czego zacząłem te moje notatki. A zakończę je wracając do ekumenizmu Zofii Kossak. Słowa profesora Swieżawskiego znalazłem mianowicie w dziele Michała Jagiełły: „Próba rozmowy. Szkice o katolicyzmie odrodzeniowym i „Tygodniku Powszechnym” 1945-1953. Tom I: „Rodowód” (Biblioteka Narodowa, Warszawa 2001). Otóż ta publikacja posiada skorowidz autorów, więc bez trudu znalazłem, co tam mamy o autorce „Krzyżowców”. A mamy tylko kilka informacji o tym, jak była krytykowana przez współwyznawców za krytycyzm wobec krucjat: o Żydach ani słowa. Nie pisała o nich przed wojną albo tylko niewiele, bo inaczej Jagiełło chyba by ją cytował. Skąd mój wniosek, że powinna przejść do historii jako kościelna nowatorka, choć nie przekroczyła niektórych myślowych barier.
Jan Turnau

Od Redakcji:

Bardzo się cieszę, że przyjaciel „Buntu…”, a jednocześnie redaktor „Gazety Wyborczej” Jan Turnau zabrał głos w sprawie Zofii Kossak, antysemityzmu, publikacji artykułu Sławomira Buryły i mojej z nim polemiki. Może dzięki temu uda się zainicjować w „Buncie...” małe, ale bardziej szczere, bo nie poddane tak presji środowisk i opinii publicznej jak rubryki wielonakładowych dzienników, forum wymiany myśli na trudny temat polsko-żydowski. „Bunt…” zresztą nigdy się nie uchylał od podejmowania kwestii polskiego antysemityzmu, użyczyliśmy nawet naszych łamów dziennikarce „Gazety Wyborczej” Katarzynie Wiśniewskiej, która pisała o antyżydowskim języku duchownych i hierarchów Kościoła katolickiego w Polsce międzywojennej („Prehistoria strachu”, „Bunt...” nr 1/2008, s 4-6).
Trudna jest dyskusja o antysemityzmie bez uściślenia tego pojęcia. Pomocą może być zdanie, które przeczytałem niedawno w artykule Aleksandra Klugmana: „Rzecz w tym, że antysemityzm oznacza nie tylko niechęć, ale i fizyczne ograniczenia wobec Żydów, nakładane w majestacie prawa lub przemocą” („Co to jest «antypolonizm»?”, „Midrasz” 4/2009, s. 40). Czy więc każda wypowiedź krytyczna wobec Żydów, jeśli nawet zawiera sądy przesadne i niesprawiedliwe, jest przejawem antysemityzmu? Wielu oburzało się na popularne w okresie międzywojennym szmoncesy, bo niewątpliwie utrwalały w społeczeństwie polskim stereotyp: najczęściej chciwego, interesownego i źle mówiącego po polsku Żyda, ale absurdem byłoby twierdzenie, że intencją Tuwima i Słonimskiego było szkodzenie swojemu narodowi. „W dzieciństwie rodzice często mnie bili. Podejrzewam, że są antysemitami” – żartował w jednym ze swoich filmów Woody Allen.
Czy każdy nieprzyjazny gest wobec Żydów dożywotnio skazuje osobę, która go wykonała na miano antysemity? Jak się ma pojedyncza wypowiedź studenta Stefana Swieżawskiego do całego dorobku życiowego wybitnego uczonego, którego głęboka świadomość chrześcijańska po prostu wykluczała wszelki nacjonalizm i uprzedzenia rasowe. Redakcja „Buntu…” ma żywo w pamięci spotkanie z prof. Swieżawskim na dwa miesięce przed jego śmiercią, w ewangelickim domu opieki „Tabita” w Konstancinie. Profesor z przejęciem opowiadał nam o wizycie japońskiej ekipy telewizyjnej, która kręciła o nim film i o tym jak tłumaczył zupełnie niezorientowanym Japończykom właśnie: czym jest antysemityzm!
Na koniec wymowny cytat z Zofii Kossak, przywołujący bardzo ważną dla „Buntu…” osobę:
„Przeciętny człowiek ratował Żydów z litości, z poczucia powinności chrześcijańskiej, uważając w duchu całą sprawę za ciężki dopust Boży. Ksiądz Jan inaczej. Ukrywał skazańców z radością, z miłością, jak ukochane rodzeństwo. Inni liczyli się ze swoimi możliwościami. «Możemy przyjąć najwyżej jedno dziecko...». On nie liczył. Często nie miał gdzie nocować, gdyż swój pokoik oddał paru rodzinom żydowskim. (…) Domyślni przyjaciele ofiarowywali bezdomnemu księdzu nocleg. Przyjmował z wdzięcznością i wieczorem przyprowadzał jakiegoś podopiecznego o wybitnie semickim wyglądzie. «Dajcie mu to miejsce, co miało być dla mnie».” (Zofia Kossak-Szczucka „W Polsce Podziemnej. Wybrane pisma dotyczące lat 1939-1944”). Chodzi oczywiście o księdza Zieję.
Szkopuł w tym, że ideału nie da się ustanowić jako normy społecznej.

Jacek Giebułtowicz