Dzisiaj: | 288 |
W tym miesiącu: | 2009 |
W tym roku: | 40921 |
Ogólnie: | 467972 |
Od dnia 21-09-2006
Przez ostatnich kilkadziesiąt lat przed wybuchem pierwszej wojny światowej mogło się wydawać, że rozbiory Polski są faktem trwałym i nieodwracalnym. Zakorzenił się pogląd, że rozdzielone na trzy części ziemie polskie coraz bardziej zrastają się z obszarem państw zaborczych, czemu sprzyjają dokonujące się dynamicznie przemiany społeczne i gospodarcze.
Na arenie międzynarodowej przestano niemal zupełnie interesować się sprawą polską. Nie występowała ona w działaniach dyplomatów.
Stymulatorem tego rodzaju tendencji była współpraca i solidarność państw, które dokonały rozbiorów Rzeczypospolitej. Poczucie wspólnego interesu w utrzymaniu istniejącego status quo. „Istniał mur nieprzyjazny – pisze badacz problemu Tadeusz Piszczkowski – o który wysiłki polskie się rozbijały. Była nim niekorzystna sytuacja zewnętrzna, wynikająca z łącznej niezmiernej przewagi w Europie tych trzech potęg, które Polskę rozebrały i były zainteresowane w jej utrzymaniu w niewoli. Jak długo były one solidarne w swej polityce, tak długo nie było dla sprawy polskiej nadziei”.
Mimo to, sprawa polska nie utraciła nadal swego znaczenia. Stała się dla zaborców trudnym problemem wewnętrznym, nastręczała im wielu kłopotów. W ten sposób wychodziła też na teren międzynarodowy.
Problem polski dojrzewał coraz bardziej do rozwiązania. Było czymś zupełnie nienormalnym, ażeby w samym centrum Europy ponad dwudziestomilionowy naród, mający bogatą historię i chlubne tradycje niepodległościowe, pozbawiony był własnej państwowości i możliwości normalnego rozwoju, chociaż wolę do odbudowy swego państwa manifestował przy każdej okazji. Było to tym bardziej oczywiste, iż od drugiej połowy XIX wieku wznosiła się w Europie fala ruchów narodowych. Spora grupa narodów domagała się miejsca na mapie dla własnego państwa, chociaż na niej przedtem nie figurowała.
Zaborcy jednak nie korygowali swego stanowiska, nie widzieli potrzeby zmian. Postrzegali Polskę jako kraj skostniały, po dawnemu szlachecki. Nie zauważali zmian, które przynosiły lata, kiedy to świadomość narodowa przenikać zaczęła do mas, w tym i do mas chłopskich.
Załamanie się więzi między zaborcami
Tymczasem chwiać się zaczęły podstawy dawnej solidarności i współpracy między zaborcami. Jak pisze Henryk Wereszycki: „Lata 1879-1887 to rzeczywisty kres starej przyjaźni łączącej Hohenzollernów z Romanowymi, a przecież właśnie ta przyjaźń była fundamentem polskiej niewoli. Tak więc jasne się staje, że i dla dziejów polskich w okresie tym tworzy się nowa sytuacja międzynarodowa, sytuacja, w której odbudowanie polskiej państwowości leżało już w kręgu realnych możliwości”.
Zbliżanie się wojny można było zauważyć. W Polsce zaczęto się do niej sposobić. Wszakże dopiero rozpoczęcie działań wojennych w sierpniu 1914 r. stworzyło zupełnie nową sytuację.
Pękły ostatecznie więzi, które łączyły przez sto lat państwa zaborcze. W to miejsce powstała szczelina, a potem wielkie rozdarcie i konfrontacja zbrojna, która stworzyła przestrzeń dla działań wyzwoleńczych Polaków. Nie omieszkali oni z tego skorzystać.
Zabieganie o polskiego rekruta
Dla zaborczych rządów naczelną troską stało się teraz znalezienie sposobów, jak wygrać wojnę. Sprawa przywrócenia Polsce niepodległości nie zaprzątała ich umysłów. W Berlinie, Wiedniu i Piotrogrodzie myślano jedynie jak wykorzystać ludność obszarów, na których toczyły się walki, dla własnych celów. W wydanych odezwach nie pożałowano gromkich słów. Dowódcy armii niemieckiej i austro-węgierskiej pisali 9 sierpnia 1914 r o wyzwoleniu „spod jarzma Moskali”, lecz co to miało oznaczać, nie definiowali. Wspominali natomiast odsiecz Sobieskiego i podnosili „rycerskość i wysokie uzdolnienia narodu polskiego”. Podkreślali, że Polacy pod względem tradycji i kultury najściślej powiązani są ze swymi zachodnimi sąsiadami. Konkretnie obiecywali tylko „sprawiedliwe i ludzkie traktowanie” i nawoływali, ażeby zaufać ich ochronie. Brzmieć to mogło jak szyderstwo, gdy weźmie się pod uwagę, że w tym samym czasie Niemcy dali przykłady postępowania okrutnego, bombardując i paląc nadgraniczne miasto Kalisz (o tej zbrodni pisaliśmy w poprzednim numerze „Buntu...” - Red.).
Rosjanie, którzy obawiali się wybuchu powstania na ziemiach polskich, postarali się napisać staranniej swą odezwę, którą podpisał wielki książę Nikołaj Nikołajewicz, naczelny dowódca armii. Jej polskiego czytelnika mogło zaszokować w ustach rosyjskich potępienie rozbiorów, gdy pisano, że „żywe ciało Polski zostało rozszarpane na kawałki”, zaciekawić zaś wzmianką „o zjednoczeniu ziem polskich”, ale pod zwierzchnią władzą Rosji i berłem cara.
Jednak nie deklaracje, ale rzeczywiste nastawienie miało swą wagę. Dla Niemców kwestia polska pozostawała ich sprawą wewnętrzną. Dla Rosji najważniejszym było uzyskanie cieśnin czarnomorskich i Konstantynopola, przyłączenie Galicji Wschodniej.
W sumie, gdy obserwowało się postępowanie walczących na wschodnim froncie stron, odnosiło się wrażenie, że w nowej zupełnie sytuacji rządy państw zaborczych nie zamierzały zmieniać swego nastawienia do sprawy polskiej, udając jakby nic specjalnego się nie stało.
Tymczasem wojna przyniosła realne i istotne zmiany. W 1915 r ziemie polskie zajęte zostały przez wojska państw centralnych. Już sam ten fakt przemieszczenia układu sił na wschodzie nie mógł pozostać bez znaczenia dla sprawy polskiej. Wprawdzie nowi okupanci niczego Polakom nie obiecywali, a kanclerz Theobald Bethmann-Hollweg powiedział jedynie 19 sierpnia w Reichstagu, że ma nadzieję, iż „dzisiejsze zajęcie polskich granic przeciwko wschodowi będzie stanowiło początek nowego rozwoju, który zatrze stare przeciwności między Niemcami i Polakami, oswobodzony spod rosyjskiego jarzma kraj powiedzie ku szczęśliwej przyszłości”.
Wszakże nie chodziło przecież tylko o to. Ważne było, że między Niemcami a Rosją wyniknął spór o zajęte terytorium. Niemcy nie ukrywali, że nie zamierzają go oddać, zaś Rosjanie nie wyobrażali sobie wyrzeczenia się „swojej ziemi”. Spór był wyrazisty i coraz głębszy. Wpływał nie tylko na położenie wojenne, lecz mógł rzutować na czasy powojenne, układanie pokoju. Nie mógł ujść uwagi także zachodnich sojuszników Rosji, przypominając, że sprawa polska jednak istnieje. Wszystko to wyjść mogło jej na korzyść.
Tym bardziej, że w miarę przeciągania się wojny rozbrzmiewać zaczęły hasła wolności narodów. W listopadzie 1915 szef rządu Francji Aristide Briand wezwał do walki „o wolność narodów, mających korzystać z całkowitej autonomii”, a w miesiąc później włoski minister spraw zagranicznych Giorgio Sonnino przypomniał zasadę „niezależności, bezpieczeństwa i wzajemnego szacunku narodów”.
Jednocześnie zaczęto mówić i o Polsce, choć nie w deklaracjach rządowych i oficjalnych. Spośród wielu tego rodzaju wypowiedzi warto wskazać wniosek złożony we włoskim parlamencie, podpisany przez przedstawicieli wszystkich stronnictw, a zawierający życzenie, by Polska „przeznaczona do odegrania w przyszłości wielkiej roli w równowadze pokojowej mogła być ukonstytuowana jako jednolite państwo, wolne i niepodległe”.
W samej zaś Polsce przy zamianie zaboru rosyjskiego na okupację niemiecką i austro-węgierską ludność nie odczuła wielkiej poprawy. Okupacja sprawowana była w sposób rygorystyczny. Zwłaszcza dotkliwe były restrykcje gospodarcze, przybierające niejednokrotnie charakter grabieży kraju. Bardzo silnie i negatywnie wśród społeczeństwa polskiego odbiło się rozdzielenie okupowanego Królestwa na dwie części – niemiecką i austro-węgierską. Dostrzegano w tym krok podobny do czwartego rozbioru Polski. Na korzyść nowych okupantów zapisać można było natomiast dopuszczenie do działalności samorządów i zezwolenie na rozwój oświaty wszystkich szczebli.
Z postępowania rządu rosyjskiego wynikało natomiast bardzo wyraźne, iż nie zmienił on swej generalnej polityki w stosunku do Polski. Już w grudniu 1914 r. minister spraw wewnętrznych wydał gubernatorom Kraju Nadwiślańskiego rozporządzenie, w którym wyjaśniał, że słowa odezwy wielkiego Księcia Mikołaja Mikołajewicza nie odnoszą się do tego kraju i nic się nie zmieni w jego sytuacji politycznej. Myśli tej nie porzucono po ustąpieniu z Polski w 1915 r. Ponad 30 tysięczna rzesza ewakuowanych urzędników nie została rozpuszczona, lecz nadal otrzymywała pensje i czekała na powrót do Nadwiślańskiego Kraju. Na zajętych ziemiach Galicji Wschodniej władze rosyjskie wprowadzać zaczęły rosyjski język, prawo i ustrój. Dyplomacja rosyjska dokładała wysiłków, ażeby sprawa polska nie trafiła na arenę międzynarodową. Minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Sazonow w specjalnej instrukcji z 9 marca 1916 r nakazywał ambasadorom w Paryżu i Londynie „domagać się, by sprawa polska była wykluczona z liczby przedmiotów, poddanych obradom międzynarodowym i przeciwstawić się wszelkim próbom postawienia przyszłości Polski pod kontrolę i gwarancję mocarstw”.
W tym kontekście trafną wydaje się uwaga Władysława Konopczyńskiegp, który opisując pierwszy okres wojny dochodził do wniosku, że „Trzej cesarze myśleli na razie o zaborach i rozbiorach – zbawienie leżało w długiej wojnie, która wyniszczy wszystkich gnębicieli”.
I rzeczywiście skutki przeciągającej się krwawej wojny nie kazały na siebie czekać. Nieprzypadkowo w wystąpieniu kanclerza Bethmanna-Hollwega z 5 kwietnia 1916 r zabrzmiały nowe akcenty. „Nie było naszym zamierzeniem podnoszenie sprawy polskiej – mówił – Postawił ją sam przebieg wojny. Teraz stoi ona i czeka na rozwiązanie. Niemcy i Austro-Węgry muszą i będą ją rozstrzygały. Powrotu do status quo ante po takich niesłychanych wydarzeniach nie zna historia. Polska, w której rosyjski czynownik wymuszał łapówki, którą kozak rosyjski pozostawił spaloną i zrabowaną – już nie istnieje”.
Piotr Łossowski