Dzisiaj: | 161 |
W tym miesiącu: | 478 |
W tym roku: | 44142 |
Ogólnie: | 471194 |
Od dnia 21-09-2006
Przyczółek warecko-magnuszewski był bardzo trudnym do obrony, gdyż otoczony był wzgórzem zaczynającym się od Wisły i rozciągającym się nad Pilicą aż do Warki. Cały teren był pod obserwacją niemiecką, wycofywanie się za Wisłę było niemożliwe, gdyż cały teren był pod ostrzałem artylerii niemieckiej, więc w takiej sytuacji przetrwaliśmy do 16 września. Wtedy zostaliśmy zluzowani przez oddziały radzieckie, my natomiast pod osłoną nocy przeprawiliśmy się na drugą stronę Wisły i ruszyliśmy ku Warszawie. Walki na froncie nie ustawały, cały czas w kierunku przyczółka szła lawina wojska i sprzętu wojennego. 18 września dotarliśmy do Pragi pomagając w końcowej fazie jej wyzwolenia. Po czym zajęliśmy punkt obserwacyjny na skraju miasta od strony północnej. Wryły mi się w pamięć ogromne leje po bombach z 1939 r., były też gruzy w samym mieście.
Dostaliśmy rozkaz, aby natychmiast zwiad 4. baterii zajął punkt obserwacyjny na lewym brzegu Wisły w Warszawie. W Warszawie od 1 sierpnia trwa powstanie przeciw niemieckiemu okupantowi. Nad ranem wyruszamy samochodem w kierunku brzegu, aby przeprawić się na drugą stronę Wisły do walczącej Warszawy. D-ca plutonu, warszawiak, prowadzi nas wśród wybuchających pocisków; na samochód padają kawałki cegieł i tynku. Było ciemno i nad ranem zajeżdżamy nad brzeg Wisły na most Poniatowskiego. Patrzę z samochodu, a w wieżyczkach mostu widać Niemców. Niemcy na razie nie strzelają, są zaskoczeni pojawieniem się obcego samochodu, samochód zaczął zawracać, a my powyskakiwaliśmy kryjąc się i pojedynczo wycofując do tyłu. Ciężko ranny został zwiadowca Bielski, natomiast lżej ranny został zwiadowca Sagała i dwóch telefonistów. Samochód natomiast zdołał się wycofać przed ostrzelaniem go.
W tym czasie do przeprawy szykowała się 3. Dywizja Piechoty, która zajęła pozycje wyjściowe na Saskiej Kępie. Ukryci poza ścianami domów zajęliśmy się rannymi, których odesłano do szpitala. Nam zaś d-ca baterii kazał się zebrać przy samochodzie, który stał za jednym z domów naprzeciw mostu Poniatowskiego. Rozkazał wsiadać na samochód, a kierowcy polecił jechać w kierunku mostu i na skrzyżowaniu skręcić w lewo na Saską Kępę. Zaczęliśmy go prosić, aby nam pozwolił przejść ten odcinek pieszo, kryjąc się za załomami murów, lecz nie pomogło. Siadając na samochód byliśmy pewni, że nas Niemcy powystrzelają, gdyż od momentu naszego pojawienia się koło mostu prowadzili ogień z broni maszynowej i artylerii wzdłuż ulicy, na którą mieliśmy wjechać. Kierowca dał gazu i na pełnej szybkości pruł ostrzeliwaną ulicą, pociski padały przed nami lub za nami, a my jakoś szczęśliwie dojechaliśmy bez strat. Dalej ulicą Francuską dojechaliśmy do brzegu Wisły i zajęliśmy punkt obserwacyjny naprzeciw plaży Kozłowskiego w jednym z ostatnich domów nad Wisłą. Na prawo od nas most Poniatowskiego, w wieżyczkach mostu Niemcy prowadzą ogień z broni maszynowej, a dalej w oczodołach zburzonych kamienic widać lufy dział, z których Niemcy prowadzą ogień na Pragę. Mówią, że na lewo po drugiej stronie, na Czerniakowie są powstańcy.
Nadchodzi rozkaz, aby zająć punkt obserwacyjny nad brzegiem Wisły i przygotować się do prowadzenia ognia. Nadchodzi zmierzch, od strony Wisły widać posuwające się w naszą stronę trzy sylwetki. „Trzeba strzelać” – mówi pełniący wartę jeden ze zwiadowców, nie wolno dopuścić, aby podeszli bliżej. Jednak nie strzelamy. Kiedy podeszli bliżej, pada rozkaz „Stać, ręce do góry”. Okazuje się, że są to cywile, powstańcy, którzy przyszli prosić o pomoc, gdyż jeszcze Czerniaków jest wolny od Niemców.
Próba przyjścia z pomocą powstańcom
Tej nocy rozpoczyna forsowanie Wisły 3. Dywizja Piechoty. Jest bardzo ciemno, tylko na lewym brzegu jest wielka łuna – to Warszawa pali się dzień i noc. W nocy nad Warszawą krążą radzieckie „kukuruźniki”, nie widać ich, gdyż Niemcy w obawie przed naszą artylerią nie używają reflektorów. Słychać tylko ich charakterystyczny warkot. Forsowanie Wisły przez 3. Dywizję wspiera artyleria pułkowa i dywizyjna, strzela cała nasza brygada, strzelają jednostki artylerii radzieckiej. Miejsca zajęte przez Niemców są w całości pokryte wybuchami pocisków naszej artylerii. 3. Dywizja z mniejszymi lub większymi stratami przeprawiła się na lewą stronę Warszawy i udzieliła pomocy walczącym powstańcom.
Niemcy rozpoczęli silny atak od strony Solca, chcąc zawładnąć wybrzeżem Wisły, aby odciąć odziały walczące za Wisłą od zaopatrzenia i posiłków. Dlatego prowadziliśmy ogień w kierunku mostu Poniatowskiego i Solca, skąd Niemcy cały czas przeprowadzali atak za atakiem. Żołnierze 3. dywizji walczyli, ewakuowali rannych i ludność cywilną. Ostrzał Wisły był tak duży, że jak mówiono, z pięciu wypływających pontonów tylko jeden docierał do celu. Takie ofiary krwi złożyli żołnierze polscy udzielając pomocy powstańcom; życie oddało ok. 3800 żołnierzy i oficerów 1. Armii WP.
Likwidacja przyczółka czerniakowskiego
(...) Po likwidacji przez Niemców przyczółka czerniakowskiego przez kilka dni zabezpieczaliśmy wybrzeże Wisły i prowadziliśmy wymianę ognia z Niemcami, niszcząc ich stanowiska ogniowe. W końcu Niemcy się uspokoili.
26 września w godzinach przedpołudniowych nad Warszawę od strony zachodniej nadleciała istna chmura samolotów. Z początku myśleliśmy, że są to samoloty niemieckiej Luftwaffe. Samoloty okrążyły prawobrzeżną Warszawę i wróciły nad płonące miasto. Dokonali zrzutu pokrywając spadochronami całe niebo nad Warszawą. Były to samoloty alianckie, które przyleciały z pomocą walczącym powstańcom, lecz powstanie było na ukończeniu i większość zrzutu dostała się w ręce niemieckie. Niemcy otworzyli silny ogień do samolotów i kilka z nich strącili. Widziałem, jak jeden samolot trafiony rozleciał się na dwie części i spadał na ziemię w dwóch kawałkach. Nalot ten trwał niemal do wieczora. (...)
Dziwny front
Pod koniec września zostaliśmy przeniesieni nad brzeg Wisły naprzeciw Wilanowa. Rozpoczęliśmy obserwację i rozpoznanie przedpola po drugiej stronie rzeki. W tym czasie trwały dzień i noc wybuchy burzonych domów i dzielnic Warszawy. Nad miastem unosił się grzyb dymu, pyłu i ognia – to Niemcy niszczyli wszystko, dom po domu, dzielnica po dzielnicy, wykonywali wyrok na mieście podpisany przez samego Hitlera. Natomiast szosą w kierunku Wilanowa trwało wysiedlanie pozostałej przy życiu ludności cywilnej; wędrówka ludności w nieznane trwała kilka dni. Niemcy w tym czasie nadal wzmacniali swoje pozycje na drugiej stronie Wisły. Urządzali i zabezpieczali nowe stanowiska ogniowe; zrzucane ich ulotki na naszą stronę głosiły, że żadna siła nie zdoła przejść Wisły. (...)
***
Kiedy przebywaliśmy na froncie pod Warszawą w stanie obrony, zdawało się, że nie ma frontu ani wojny. Czas przebiegał normalnie, cicho i spokojnie, tylko od czasu do czasu nasza artyleria lub niemiecka wstrzeliwała się do wybranych dozorów. Nocą też gdzieniegdzie zaterkotał karabin maszynowy. Chodziliśmy z przedniego skraju obrony lub jeździliśmy samochodem nadwiślańską szosą do Falenicy i nikt do nas nie strzelał. Widziałem jak Niemcy po drugiej stronie chodzili do Wisły się myć i do nich też nikt nie strzelał. Ludzie zbierali z pola rośliny okopowe i kapustę, na pastwiskach pasło się bydło, po naszej jak i po tamtej stronie jeździły samochody i nikt do nikogo nie strzelał. Był to dziwny czas, ale tak było. Tylko raz późną jesienią, kiedy wracałem na punkt obserwacyjny, to Niemcy ostrzelali całe błonia Międzeszyna i Falenicy pociskami artyleryjskimi małego kalibru. Ludzie wtedy uciekali z pola wraz z bydłem, ale to trwało bardzo krótko. Nocą Niemcy oświetlali teren swojego przedpola racami świetlnymi. Tak samo było nad Bugiem, że w nocy było widać przebieg linii frontu; taką taktykę stosowali do końca wojny. Tak było też pod Warszawą, że od zmroku do świtu cała Wisła była oświetlona.
Ostatnie wojenne święta w 1944 r.
Od późnej jesieni do połowy stycznia Wisła była spokojną rzeką i nic szczególnego się nie działo. (...) Nad Wisłą spędziliśmy święta Bożego Narodzenia, postarano się, że na wieczerzę wigilijną było lepsze zaopatrzenie. Był opłatek i życzenia, kto chciał mógł iść do kościoła w Falenicy. Otrzymaliśmy paczki żywnościowe od ludności z wyzwolonej części Polski. Ja otrzymałem paczkę od uczennicy gimnazjum z Przemyśla. (...)
Nowy Rok 1945
Nadszedł przeddzień Nowego Roku 1945. Dostaliśmy rozkaz, aby rozpoczęcie Nowego Roku uczcić salwami artyleryjskimi. Każda bateria miała sama wybrać cele na pozycjach przeciwnika i o godz. 24°° oddać kilka salw ze wszystkich dział. Było to na cześć powstania Tymczasowego Rządu Polskiego. W naszej baterii d-ca powierzył wybranie celów i oddanie strzałów mnie. Wybrałem cele w okolicy widocznego, jak wtedy nazywano „drapacza chmur”, najwyższego budynku w Warszawie, który wyglądał jak wielki szkielet. O godz. 24°° na pozycje niemieckie runęła istna lawina ognia, strzelały wszystkie działa artylerii polskiej i moździerze. W jednej chwili ze spokojnej nocy zrobiło się istne piekło, potworny huk dział i wybuchy pocisków na pozycjach niemieckich. Na moje polecenie oddano w naszej baterii cztery salwy z czterech dział. Taka lawina zrobiła ogromne wrażenie na niczego nie spodziewających się Niemcach: oszołomieni rozpoczęli chaotyczny ogień z broni maszynowej i moździerzy. Za Wisłą powstał rwetes, krzyki i warkot pojazdów, Niemcy myśleli, że to jest przygotowanie artyleryjskie przed mającym nastąpić atakiem. Po jakimś czasie wszystko ucichło, a my przystąpiliśmy do świętowania Nowego Roku.
Pobyt nasz nad Wisłą trwał od jesieni 1944 r. do stycznia 1945 r.
Koniec
(Wspomnienia Władysława Zieleckiego opracował Ryszard Tokarski)