Dzisiaj: | 77 |
W tym miesiącu: | 4334 |
W tym roku: | 23330 |
Ogólnie: | 497733 |
Od dnia 21-09-2006
Ojca Pawła Adelgejma 5. sierpnia ubiegłego roku w Pskowie zabił chory nieszczęsny człowiek, o którym się pisze, że był zafascynowany religią. Biblii jakoby nie wypuszczał z rąk i radził innym, by ją czytali. A od dawna znane jest przysłowie: „Kto całą Biblię przeczyta, ten rozum postrada.”
Co leży u podstaw tego przysłowia? Głębokie i beznadziejne nierozumienie Pisma św. — bez oparcia się na Ojcach Kościoła i bez duszpasterskich wskazówek. Nie będziemy sięgać do przedrewolucyjnej przeszłości, gdy ludność prawosławna była niemal całkowicie pozbawiona umiejętności czytania i pisania. Duchowni także nierzadko nie mieli należytej wiedzy. Zaś po rewolucji tzw. oświata powszechna nauczyła naród, zgodnie ze słowami Lenina, czytać gazety i zarządzenia rządowe. Z niewygodnym duchowieństwem z pomocą tegoż narodu rozprawiono się szybko.
Nie wystarczy umieć czytać, by rozumieć Słowo Boże, nawet jeśli bardzo się tego pragnie. Chorego uskrzydliła nadzieja: jedyna możliwość wyleczenia — to Cerkiew. Zaczął chodzić do „głównej świątyni kraju”, całować ikony, prosić o pomoc św. Andrzeja, pierwszego powołanego Apostoła. I pomoc jakby przyszła, bóle głowy ustały. Przypadek wyraźnie kliniczny. A jeśli lekarstwo pomaga, to znaczy — można się wyleczyć. Cerkiew zatem dla wielu naszych rodaków staje się jakby szpitalem psychiatrycznym, a Komunia św. — zbawienną pigułką. Zaś świątynie, które, jak nam obiecują, mają być „co krok”, oby nie były dla nich czymś w rodzaju dzielnicowych stacjonarnych punktów opieki psychiatrycznej.
Ojciec Paweł nie wpisywał się w ten system, w to sformalizowane tworzenie przytułku.
Jako doświadczony kapłan dobrze rozumiał różnicę pomiędzy tym, co psychiczne i co duchowe w człowieku, a także współdziałanie tych sfer. Rozumiał, jakiego wysiłku trzeba wzajemnie dokonać, by niebezpieczne symptomy nie zrujnowały osobowości. Jakie leczenie potrzebne jest tego typu choremu, żeby nie wpadł w uzależnienie od przesądów czy od autorytetu jakiegoś duchownego.
W parafii Ojca Pawła Adelgejma, w jego domu prowadzona była taka praca. Praca miłości i uświadamiania moralnego. A tacy kapłani w dzisiejszej Rosji to jednostki. Oni z reguły nie cieszą się poparciem swojego biskupa, ich działalność jest ograniczona. Zaś chorzy spośród prawosławnych pozostają bez podtrzymania duchowego, bez ukierunkowania w wierze. Stan wielu z nich niesie w sobie zagrożenie nieprzewidywalne w skutkach. W najlepszym wypadku odchodzą z Cerkwi.
Swego biskupa jako głównego administratora diecezji Ojciec Paweł krytykował, a ten odpłacał mu się poniżającymi sankcjami i groźbami. Zwykle biskup nie zgadzających się z nim duchownych wyrzuca ze swojej diecezji lub wysyła do parafii najbardziej odległej i biednej. A kapłan, jeśli jest żonaty i ma rodzinę wielodzietną, żyje w biedzie nie do opisania. Dwie- trzy staruszki — to cała jego owczarnia. Poza tym istnieją też duchowni „bezetatowi”, którzy w ogóle nie są przypisani do żadnej parafii w systemie cerkiewnym. Wśród nich są i tacy, którzy są „wykorzystani”, mają silne wspólnoty, w nich zaś spowiadają, głoszą Słowo Boże, a nawet sprawują Eucharystię… Modlą się przy tym za Patriarchę Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego, choć w życiu oficjalnych parafii cerkiewnych nie uczestniczą.
To nie Cerkiew katakumbowa, nie parafie autokefaliczne. Pozostają ci duchowni w łonie patriarchatu moskiewskiego, są w kontakcie z określonym kapłanem, którego darzą zaufaniem i który im duchowo pomaga. Nie będę się dziwił, jeśli w Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego pojawią się biskupi, którzy po cichu albo w jakiś sposób pośredni wyrażą zgodę na posługę tego rodzaju. Podobnie jak w latach 60. ubiegłego wieku arcybiskup Hermogen (Gołubiew) popierał spotkania z duchownymi w warunkach domowych.
Od dawna Rosyjska Cerkiew Prawosławna pozostaje podzielona,* co próżno usiłuje się pokryć milczeniem. I może cerkwie domowe to jedna z tych dróg, przy pomocy której prawosławni usiłują wygrzebać się z kryzysu duchowego, wciągającego kraj i jego oficjalną Cerkiew.
Wydarzenia na Ukrainie potwierdziły chorobową diagnozę u ludności naszego kraju. Ludność ta jest w znacznym stopniu otumaniona przez propagandę, zgodnie z agresywną polityką władz. A hierarchia, wierna „josiflanckiej” tradycji, w tym wypadku — tradycji Józefa (Josifa) Wołockiego** popiera władzę.
Nieszczęsny młody człowiek, który w ataku zaćmienia umysłu zabił duchownego, jest obrazem naszego chorego ludowego prawosławia, które zdolne jest podnieść rękę na Chrystusową Cerkiew. Jak już bywało nie raz w ubiegłym stuleciu.
Aleksander Zorin
pisarz i poeta, Moskwa
tłum. Elżbieta Janus
* W Rosji istnieją wspólnoty należące do kilku autokefalicznych Cerkwi prawosławnych [przyp. tłum.].
** Józef Wołocki (z Wołocka) 1439 - 1515, święty Kościoła prawosławnego, uznawał charakter absolutny władzy państwowej i władcę nazywał głową Cerkwi [przyp. tłum.].
Ojciec Paweł Adelgejm (1938-2013)
Pochodził z rodziny zruszczonych Niemców, dziad i ojciec (poeta) zostali rozstrzelani w latach stalinowskich represji.
Po aresztowaniu matki wychowywał się w domu dziecka. Potem mieszkał wraz z matką w Kazachstanie na przymusowym osiedleniu.
W 1969 r. o. Paweł został aresztowany i skazany na trzy lata kolonii karnej za „oszczerstwa pod adresem ustroju radzieckiego”. Gdy po procesie został zesłany do pracy w kopalni, próbowano dokonać na niego zamachu: puszczono rozpędzony wózek z węglem, który miał go zabić. Udało mu się uskoczyć, wózek odciął mu jednak nogę.
Był duchownym, który stanął w obronie skazanych na wysokie wyroki dziewczyn z Pussy Riot.
W jednym z ostatnich tekstów pisał: „Nieważne, ile
w Patriarchacie będą mówić o złotych kopułach cerkwi.
To naprawdę nieważne. Bo te złote kopuły wyrażają tylko siłę władzy cerkiewnej i wzrost budżetu cerkiewnego zasilanego przez struktury państwowe. A życie duchowe jest niszczone. Celowo niszczone przez Patriarchat. [...] Przyjaźń państwa
i Cerkwi to katastrofa. Katastrofa dla Cerkwi”.
(oprac. m.in. na podst. blogu Anny Łabuszewskiej)