Dzisiaj: | 172 |
W tym miesiącu: | 4854 |
W tym roku: | 30364 |
Ogólnie: | 504767 |
Od dnia 21-09-2006
17 września br. w Żytomierzu odsłonięto w kościele ojców bernardynów (dawny kościół seminaryjny) tablicę upamiętniającą trzyletni pobyt w tym mieście Róży Czackej, założycielki przed ponad stu laty w Warszawie Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi, potem Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża i Zakładu dla Niewidomych w Laskach. W uroczystości wzięli udział pielgrzymi z Polski.
Przed ośmioma laty podróżowałam po Ukrainie i na krótko znalazłam się też na szlaku Matki Czackiej, byłam także w Żytomierzu. W dzienniku podróży zapisałam wówczas: 30 kwietnia. Żytomierz i słowa Matki: „Myśl o zgromadzeniu powstała w Żytomierzu1”. To tu spotkała Róża Czacka ks. Władysława Krawieckiego, przyjęła jego kierownictwo duchowe i odbyła nowicjat; 19 marca 1917 roku złożyła jako siostra Elżbieta pierwsze śluby tercjarskie, wieczyste — 15 sierpnia następnego roku i z myślą o przyszłym zgromadzeniu — powie potem — „przywdziałam za pozwoleniem łucko-żytomirskiego biskupa habit III Zakonu Świętego Franciszka”.
Po porannej mszy świętej w krzemienieckim kościele, znanym przede wszystkim z pomnika Juliusza Słowackiego, przez Berdyczów — największe sanktuarium maryjne na Ukrainie, którym i dzisiaj opiekują się karmelici, a pątnicy modlą się przed kopią słynącego cudami od XVII wieku obrazu Matki Bożej z Dzieciątkiem — Ozdoby Ukrainy, Wołynia i Podola, koronowanego w 1765 roku przez Benedykta XV (cudowny wizerunek zaginął w czasie wojny), jechałam do Żytomierza. Mijałam pielgrzymujących w odświętnych strojach ludzi; całe rodziny zdążające poboczem dróg w kierunku cmentarzy, z wianuszkami i wiązankami sztucznych kwiatów, z torbami i wielkimi, czarnymi reklamówkami wypełnionymi jadłem. W Niedzielę Przewodnią wszyscy bowiem chcą odwiedzić swoich zmarłych, pomodlić się przy grobach, a potem — zgodnie z tradycją — zasiąść przy mogile, biesiadować, wspominać.
Te obrazy przesuwające się za oknami samochodu przypominały mi listopadowe wędrowanie w Polsce i sam obrzęd dziadów, ale i ten zapis Matki wspominającej letni dzień, bo opisywał i moją pogodę tego wiosennego czasu tutaj: „Żar słońca, cudny zapach rezedy i innych kwiatów, a jednocześnie orzeźwiający powiew wiatru stepowego, który, jak mówili starsi, zaczynał dąć przy wschodzie słońca, a uciszał się wraz z jego zachodem”. Pamiętałam też fragment ze „Wspomnień” Heleny Makowieckiej o podróży Matki drogą, którą przyszło mi teraz wędrować: „Więc był wyznaczony czas wyjazdu. Ojciec Krawiecki odprawił Mszę św. w intencji szczęśliwej podróży, z błogosławieństwem i modlitwami. Było to w ostatnich dniach maja, 26 czy 27, 1918 r., kiedy rano wyjechaliśmy z Żytomierza do Berdyczowa. W Berdyczowie zatrzymaliśmy się w klasztorze karmelitańskim, gdzie nas bardzo [serdecznie] ugoszczono. Byliśmy na majowym nabożeństwie przed cudownym obrazem Matki Boskiej. Pojechaliśmy na stację, gdzie przenocowaliśmy i raniutko 28 maja 1918 r. wyjechaliśmy do Warszawy (...)”.
A ja jechałam z Warszawy do Żytomierza, gdzie czekała już na mnie s. Maria. W rozmowie telefonicznej umówiłyśmy się, że zadzwonię zaraz po wjeździe do miasta. Przed podróżą obejrzałam stare mapy i zdjęcia Żytomierza; poznałam też najnowszy plan miasta, a jednak przekraczając rogatki, poczułam się zagubiona z tą swoją wiedzą, a może bardziej z wyobrażeniem Żytomierza. Miała rację s. Maria, odpowiadając na pytanie, jak mam się przygotować do wyprawy: „Trzeba serce i oczy mieć otwarte. Spotkanie z człowiekiem jest większym odkryciem od tego, co się już przeczytało, wie się i co jest ostatecznie naszym nastawieniem”.
Miasto w niczym nie przypominało znanych mi opisów. Może tylko dało się odczuć i dzisiejszą jego wielkość wpisaną w urbanistyczne rozwiązania z epoki — na szczęście — minionej. Mijałam jakieś gmachy ważnych instytucji (Żytomierz jest jednym z 24. obwodowych miast Ukrainy), okazały budynek Żytomierskiego Muzeum Kosmonautyki im. S. Korolowa i brzydkie, sypiące się już, dzielnice bloków mieszkalnych — znamię nowoczesności lat ostatnich. Ale widziałam też małe domki z niebieskimi okiennicami i wokół nich ogródki, ulice bardziej przypominające wiejskie trakty. Aż trudno uwierzyć, że to ponad trzystutysięczne miasto (około 40 tysięcy Polaków) z portem lotniczym, ważny węzeł kolejowy i drogowy, ośrodek kulturalno-naukowy (dwie szkoły wyższe i instytut piwowarski, Ukraiński Muzyczno-Dramatyczny Teatr i teatr lalkowy).
Przejechałam główną arterią miasta — ulicą Kijowską i znalazłam się w samym centrum Żytomierza — na Majdanie Sobornym. Udało mi się też w końcu dostrzec — bo skrzętnie starano się go ukryć, zabudowując cały fronton świątyni — pobernardyjski kościół św. Jana z Dukli (tzw. seminaryjny) z pierwszej połowy XIX wieku, zamieniony przez sowietów na dom kultury, później muzeum geologiczne, w końcu całkowicie zdewastowany oddany wiernym w 1990 roku. Okazały budynek mieszkalny nie tylko przesłania kościół — jak to potem zobaczyłam — ale na tyle utrudniał dostęp wiernym, że trzeba było „odwrócić” kościół i ołtarz główny znalazł się w miejscu dotychczasowego wejścia, a wejście główne w miejscu dawnego ołtarza. Przy nowym wejściu dobudowano jeszcze wieżę dzwonniczą.
Zatrzymałam się jednak dopiero przed klasycystyczną katedrą św. Zofii, wzniesioną w latach 40. XVIII wieku w miejscu dawnej trzynastowiecznej świątyni; obok katedry stoi neobarokowy pałac biskupi z II połowy XIX wieku. Tu 19 listopada 1917 roku — i o tym też pisała Helena Makowiecka, wspominając trzyletni pobyt Matki w Żytomierzu — „była Msza św. z błogosławieństwem dla hrabianki biskupa Dubowskiego, potem w domu [przy ulicy Teatralnej — przyp. TC] było poświęcenie habitu i obłóczyny, których dokonał Ojciec Krawiecki”4. Dzisiaj w pałacu mieści się Muzeum Krajoznawcze z kolekcją malarstwa europejskiego, pochodzącą głównie ze zniszczonych siedzib magnackich. Wiadomo, że Wołyń do rewolucji słynął z rezydencji magnackich, świetnie łączących okazałą architekturę z pieczołowicie od pokoleń gromadzonymi ziemiańskimi archiwami i bibliotekami; obecnie większość z nich to ruina i jedynie wspomnienie. Zaginęły też zbiory Czackich z Porycka.
W umówionym miejscu pojawiła się s. Maria. Poczułam się bezpiecznie, u siebie. Zaczęłam odczytywać przywrócone sprzed bolszewickiej epoki nazwy ulic. Zobaczyłam w końcu guberialne miasto stojące na wysokiej górze, u którego stóp płynęła wąskim korytem Teterew; miasto z jego niską zabudową, przecięte kiedyś trzema głównymi ulicami: Berdyczowską, w stronę Berdyczowa, Kijowską w stronę Kijowa i Cmentarną, liczące około 60 tysięcy mieszkańców (głównie emerytów); „cichą mieścinę wtedy, porośniętą bzami, która pachniała w maju jak ogromny bukiet kwiatów”. Przypomniały się żytomierskie adresy Matki: hotel sąsiadujący z kościołem seminaryjnym, dom zgromadzenia sióstr sercanek na ulicy Cmentarnej, wynajęte mieszkanie na ulicy Teatralnej.
Przemówiły w końcu wzięte na drogę obrazy opowiadane przez Matkę:
„Gdy przyjechałam do Żytomierza Helena Ledóchowska zaproponowała pozostanie w Żytomierzu. Zostałam bez środków. Braterstwo potem trochę pomagali. Zamieszkałam u Sercanek. Złe warunki mieszkaniowe, najtrudniejsze do zniesienia. Najprymitywniejsze miasto, zimno. Był to wstęp do Zakładu [dla Niewidomych w Laskach — przyp. TC]. Poznałam tam panią Ponińską (Jastrzębską). Miała wiele pięknych książek — co dzień chodziłam na czytania, które dużo dobrego mi zrobiły.
W Żytomierzu Miłosierdzie Boże wielkie. W Żytomierzu odrzuciłam powoli wszystko. — Początek nawrócenia w czasach ks. Załuskiego. Tam byłam zupełnie poddana Bogu. Ludzie dziwnie nie rozumieją pokornego życia wewnętrznego. Dziwne, że... tego nie mają. Dopiero w Żytomierzu dowiedziałam się, że to jest mistyka. Odczuwałam te rzeczy... Staję na progu życia nadprzyrodzonego. (...) Zastanawiałam się, że ludzie nic nie wiedzą o całej tej dziedzinie pobożności. Życie Pana Jezusa (wewnętrzne) zdaje się, że z łaski Bożej mam.
Myśl o Zgromadzeniu (powstała) w Żytomierzu. Chciałam wstąpić w Paryżu — to się przygotowało. Modliłam się do św. Józefa, żeby zdecydował moje powołanie, bardzo się modliłam — i to św. Józef dał mi tę łaskę. O. Krawiecki nie robił trudności co do modlitwy, nie utrudniał modlitwy, którą żyłam. Największa rozkosz — modlić się zaraz po przebudzeniu, przed ubraniem się, już klęczałam na łóżku. Wspólna modlitwa wytryskająca ze zjednoczenia z Bogiem, odrzucenie wszystkiego, co świat daje, ubóstwo, zdecydowało o św. Franciszku.
W Żytomierzu był taki czas (i w Natolinie, jak traciłam wzrok), że bardzo cierpiałam i miałam uczucie, jakbym przechodziła czyściec... (...) W Żytomierzu był czas wielkich łask. Najczęściej ciemne wszystko, a potem czuję obecność Pana Jezusa”.
Pojechałyśmy do nowego domu sióstr przy drugiej przecznicy Ostrowskiego. Już trzy lata istnieje placówka sióstr franciszkanek w Żytomierzu. Na początku swego pobytu zamieszkały siostry w bloku, w trzypokojowym mieszkaniu: w jednym pokoju mieściła się kaplica, drugi — zajmowały siostry, trzeci był pokojem gościnnym. Teraz dzięki dobroci i hojności ludzi mają jednopiętrowy, murowany dom ze strychem, który postanowiły także zaadoptować do potrzeb niewidomych i niedowidzących, dzieci i młodzieży. W Żytomierzu jest prawie tysięczna grupa takich osób; jest też szkoła z internatem dla uczniów z dysfunkcją wzroku (większość stanowią słabo widzący). To im pragną służyć siostry, szczęśliwe, że mogą chodzić śladami Matki. Pracują jako wolontariuszki w szkole, prowadzą katechezę w kościele. Żytomierz jest dziś jednym z ośrodków odradzającego się życia religijnego i społecznego Polaków na Ukrainie. Warto wiedzieć, że działają w mieście różne polskie stowarzyszenia — m.in. Kulturalno-Oświatowy Związek Polaków im. W.Reymonta, Towarzystwo Nauczycieli Polonistów, Stowarzyszenie „Cmentarz Polski” (żytomierski cmentarz katolicki jest drugą po Łyczakowie, co do wielkości i znaczenia, nekropolią na Ukrainie).
Wracam już sama do kościoła seminaryjnego. Niezwykłym przeżyciem jest modlitwa w wypełnionej ludźmi świątyni; prawdziwą łaską jest możliwość przyklęknięcia w miejscu, gdzie klęczała Matka Czacka, odkrywając swoje powołanie w Kościele.
Teresa Cwalina
Oprac. na podstawie:
1. Opowiadania Matki zapisane przez O. Korniłowicza, mps w archiwum Lasek.
2. Matka Elżbieta Czacka, Notatki, Warszawa 2006, s. 274-275.
3. Helena Makowiecka, Wspomnienia, mps w archiwum Lasek.