Dzisiaj: | 356 |
W tym miesiącu: | 2077 |
W tym roku: | 40989 |
Ogólnie: | 468040 |
Od dnia 21-09-2006
W sierpniu 1939 r. przyszło wezwanie do mobilizacji, zgodnie z którym Marian Bernaciak stawił się 1 września w Chełmie. Po przybyciu do koszar został mianowany do stopnia podporucznika i od razu przydzielony do Ośrodka Zapasowego Artylerii Ciężkiej nr 2. Wojna trwała, mijały jej kolejne dni, a żołnierze Ośrodka czekali bezczynnie na rozkazy. Wywoływało to zniecierpliwienie wśród żołnierzy — na co czekać, skoro Niemcy są coraz bliżej?
W końcu przyszedł rozkaz, który cały Ośrodek Zapasowy przekierowywał dalej na wschód do Włodzimierza Wołyńskiego. Przydzieleni zostali do nowo utworzonej Grupy Operacyjnej „Włodzimierz”, której zadaniem miała być obrona prowadzona na linii rzeki Bug.
Jednak jak się wkrótce okazało, atak niespodziewanie nastąpił z drugiej strony. 17 września ZSRR zaatakował wschodnie ziemie polskie pod pretekstem wyzwalania bratnich narodów spod jarzma uciemiężenia. W tej sytuacji dowództwo Grupy Operacyjnej zrezygnowało z prowadzenia obrony i 20 września zdecydowało się podpisać przed Sowietami kapitulację. Pomimo zawarcia umowy kapitulacyjnej, prawie 500-osobowa grupa żołnierzy polskich, wśród których był także Bernaciak, nie dostała zgody na odejście, tylko została podstępnie aresztowana. Jak się później okazało, takie działanie stało się normą w postępowaniu Sowietów wobec żołnierzy Armii Polskiej.
Całą grupa aresztowanych żołnierzy została przepędzona pieszo do Łucka, a stamtąd drugiego dnia do Szepietówki, do niedawno utworzonego sowieckiego obozu dla żołnierzy polskich.
Po kilku dniach 24 września rano rozpoczęło się wypędzanie jeńców z baraków i załadowywanie do wagonów bydlęcych. Brak było jakichkolwiek informacji, w jakim kierunku będzie zmierzał transport. Przeważały złe przeczucia.
Marian Bernaciak, jak również kilku jego współtowarzyszy poznanych jeszcze w Chełmie, od samego początku niewoli snuło myśl o ucieczce. Szybko powstała pięcioosobowa grupa gotowa podjąć ryzyko.
Zaczęli działać, gdy tylko pociąg ruszył. Znalazła się jedna i druga nadłamana deska w ścianie wagonu, które udało się łatwo wyrwać. Teraz pozostało tylko czekać na sposobną okazję. Po kilku kilometrach pociąg zwolnił przed zakrętem, obie strony torów były porośnięte zaroślami.
— Chłopaki, teraz albo nigdy! — rzucił któryś z żołnierzy. Wszystko działo się tak szybko, że nie było czasu na zastanowienie, tylko przez głowę przechodziła myśl, czy będą strzelać, czy może przy odrobinie szczęścia nie zauważą. W ostateczności ucieczka zakończyła się pełnym sukcesem. Uratowana piątka uciekinierów zdecydowała się rozdzielić ze względów bezpieczeństwa i każdy samodzielnie próbował się przedrzeć w rodzinne strony. Po przebyciu kilkusetkilometrowego wyczerpującego marszu pod koniec października Bernaciak powrócił do domu w Zalesiu, gmina Ryki. Radość w rodzinie przyćmiewał tylko brak wieści o drugim synu Marianny i Michała Bernaciaków — Eugeniuszu, który także walczył w obronie kraju.
Jeńcy polscy z transportu, z którego uciekł Bernaciak, w niedalekim czasie trafili do obozu w Kozielsku i zostali rozstrzelani w Katyniu.
Po powrocie w rodzinne strony Marian Bernaciak nawiązał kontakt z strukturami ZWZ, następnie AK i rozpoczął działalność na placówce w Rykach, obejmując w późniejszym czasie stanowisko jej komendanta. Przybrał pseudonim „Dymek”. Praca polegała na gromadzeniu broni i przeprowadzeniu wywiadu. W celu usprawnienia pracy konspiracyjnej założył na początku 1941 r. wraz z bratem Lucjanem księgarnię przy ul. Szkolnej w Rykach, która stała się punktem kontaktowym. Następnie w Dęblinie, przy ul. Warszawskiej Bernaciak założył drukarnię, która oficjalnie drukowała niemieckie druki, a wykorzystywana była do celów konspiracyjnych.
Marian Bernaciak bardzo dobrze odnalazł się w środowisku konspiracyjnym, co zaowocowało objęciem przez niego jesienią 1942 r. stanowiska szefa Kedywu Podobwodu „A” (Dęblin-Ryki). Aby sprostać wyzwaniom walki niepodległościowej, zdecydował się na otworzenie w pierwszej połowie 1943 r. we wsi Dąbia Stara koło Ryk konspiracyjnej szkoły podoficerskiej. Pierwsi adepci ukończyli naukę na jesieni 1943 r. i stworzyli tzw. Oddział Lotny.
Jednak wcześniej, pod koniec sierpnia 1943 r., Niemcy wykryli punkt kontraktowy w księgarni w Rykach oraz wpadli na ślad drugiej roboty wykonywanej w dęblińskiej drukarni. Próba aresztowania „Dymka” przez hitlerowców nie powiodła się, ale w sytuacji zdekonspirowania zmuszony został do dołączenia na stałe do swego Oddziału Lotnego. Także w tym czasie przybrał nowy pseudonim „Orlik”, który wywodził się od polskiego szybowca. Zasugerował mu go podkomendny Tadeusz Osiński „Tek”, który przed wojną ukończył kurs szybowcowy oraz spadochronowy.
Oddział zajmował się pilnowaniem porządku zwalczając pospolitą przestępczość, wykonywał wyroki na zdrajcach, przeprowadzał akcje zaopatrzeniowe oraz uczestniczył w wielu potyczkach zbrojnych z okupantem. Także z miesiąca na miesiąc rósł w siłę. Z początkowej liczby kilkunastu żołnierzy, na początku marca 1944 r. powiększył się do stanu około 40 osób. Odnosił coraz większe sukcesy w walce z hitlerowcami, uspokoił się także bandytyzm na terenie jego działania. To w dużej mierze zaważyło na decyzji dowództwa o pozostawieniu „Orlika” na stanowisku dowódcy oddziału partyzanckiego, przemianowanego na Oddział Powstańczy I/15 Pułku Piechoty „Wilków” AK. O niezwykłej umiejętności kierowania podwładnym, którą posiadał „Orlik”, pisał później Jerzy Jurkiewicz „Junacz” w kronice oddziału: „Jego zapał, bezinteresowność, trzeźwy sąd oraz poszanowanie, jakim cieszył się wśród społeczeństwa, pozwoliły mu na skupienie najbardziej patriotycznych i bojowych jednostek z całej okolicy”.
31 maja 1944 r. — Akcja w Brzozowej
31 maja 1944 r. Odział Partyzancki 1/15 pp „Wilków” AK wspólnie z żołnierzami placówki AK w Sobieszynie przeprowadzili udaną akcję przeciwko okupantowi niemieckiemu.
Szkoła Hitlerjugend w Brzozowej koło Sobieszyna mieściła się w budynku przedwojennej szkoły rolniczej. Budynki szkolne były dobrze znane żołnierzom z Placówki w Sobieszynie, którzy w nich przed wojną pobierali naukę. Cała akcja przebiegła bardzo szybko. Partyzanci okrążyli szkołę, czekając na przybycie jej komendanta i kierownika majątku, którzy zwykle o tej porze przychodzili. Wywiad się nie pomylił. Gdy osoby te były już blisko, jeden z żołnierzy nie wytrzymał i za wcześnie wystrzelił, co pozwoliło im jeszcze przedostać się do szkoły. Rozpoczęła się wymiana ognia. Kilkuosobowa grupa pod dowództwem Stefana Stachnia „Dębka” wdarła się do szkoły niepostrzeżenie bocznym wejściem. Bardzo szybko opanowano cały teren szkoły i pozostałe budynki, rozbrajając Niemców. Tylko w jednej z sal zabarykadował się komendant i kilku instruktorów szkolnych.
Zostawiono im ostrzeżenie, że jeżeli do jutra nie opuszczą szkoły, to partyzanci jeszcze tu powrócą. Żołnierze AK rekwirując dużą ilość broni wycofali się sprawnie do lasu. Jednak jeszcze przez dłuższy czas nie dawały im spokoju samoloty Luftwaffe, które wystartowawszy z pobliskich lotnisk w Ułężu oraz Podlodowie koszącymi lotami ostrzeliwały las. Cała akcja zakończyła się sukcesem, gdyż następnego dnia Niemcy opuścili szkołę.
Brawurowa akcja wzmogła silne poparcie społeczeństwa dla konspiracyjnego wojska polskiego, które w zamian mogło zawsze liczyć na pomoc miejscowej ludności.
Wiosną 1944 roku ofensywa „bratniej” Armii Czerwonej i Armii Polskiej w ZSRR postępowała. Zbliżał się zatem czas realizacji planowanej przez Główne Dowództwo AK Akcji „Burza”. Dowodzony przez „Orlika” 1/15 pp „Wilków” AK przebywał w Oszczywilku koło Ryk, w miejscu, gdzie została wyznaczona koncentracja oddziałów Podobwodu A Obwodu Puławy. Na zarządzoną koncentrację stawiło się około 600 żołnierzy. Akcja „Burza” rozpoczęła się, a jej pierwszym sukcesem było niedopuszczenie do wysadzenia budynków lotnisk w Ułężu i Podlodowie. Tutaj także wykazali się żołnierze AK z placówki w Sobieszynie. Następnie w Stężycy zostały opanowane koszary.
26 lipca 1944 r. — wkroczenie do Ryk
W dniu tym oddział dowodzony przez „Orlika” wkroczył do opuszczonych przez okupanta niemieckiego Ryk, których mieszkańcy licznie wyszli na ulicę, aby serdecznie powitać partyzantów. W miejscowym parku przy zabawie i śpiewie, zatrzymali się na krótkie świętowanie odzyskanej niepodległości. W tym czasie od strony Lublina nadjechały dwa sowieckie czołgi. Czołgiści odbyli spotkanie z „Orlikiem” i pojechali w dalszą drogę w kierunku Warszawy. Tego samego dnia część oddziału opanowała składnicę amunicji w pobliskich Stawach, uniemożliwiając Niemcom jej wysadzenie. W godzinach wieczornych cały OP 1/15 pp „Wilków” AK powrócił ze swym dowódcą do Oszczywilka, kończąc tym samym Akcję „Burza”.
W następny dniach Bernaciak brał udział w rozmowach w przedstawicielami Armii Czerwonej i NKWD, którzy zachęcali do wstąpienia do 1 Armii WP, dając pełne gwarancje bezpieczeństwa dla żołnierzy. „Orlik” jednak nie skorzystał z żadnej z propozycji, co wydało się później bardzo roztropnym posunięciem. Może zadecydowały osobiste doświadczenia komendanta z września 1939 r.?
Wraz zakończeniem okupacji niemieckiej, a wraz z nią „Burzy”, zgodnie z rozkazami dowództwa nadchodził czas zakończenia walki konspiracyjnej. 29 lipca w miejscu koncentracji OP 1/15 została odprawiona msza św., a następnie komendant Podobwodu A ppłk Piotr Ignacak „Just” dokonał ostatniego przeglądu skoncentrowanych oddziałów. Słynny z walki z hitlerowcami odział partyzancki „Orlika” przestał istnieć. „Orlikowcy” przemaszerowali do Zalesia, gdzie zmagazynowali w ukryciu broń i amunicję, a komendant zwołał ostatnią zbiórkę. Żołnierze otrzymali bezterminowe urlopy, ale każdy z nich otrzymał rozkaz bycia w ciągłej gotowości.
Gotowość ta został sprawdzona już w niedługim czasie, gdy wezwała ich na pomoc walcząca stolica. Jednak pomimo dużej mobilizacji i wyruszenia licznie ku Warszawie marsz partyzantów zakończył się zaledwie kilka kilometrów za Garwolinem, gdzie oddziały Armii Czerwonej i NKWD szczelnie zagrodziły dostęp do stolicy. Wszyscy zmuszeni zostali do powrotu na swoje kwatery.
W obliczu nowej okupacji kraju
Od pierwszych chwil opuszczenia ziem polskich przez okupanta niemieckiego, nowy okupant sowiecki rozpoczął na wielką skalę prowadzenia polityki pacyfikacyjnej wobec wszystkich oddziałów podziemia niepodległościowego. Każdy żołnierz należący do AK lub NSZ mógł czuć się zagrożony ze strony sowieckich organów represji jak Armia Czerwona, NKWD, czy Smiersz, jak również i organów rodzimych, tj. UB, MO, WBW/KBW i LWP. Okres jesieni i zimy był szczególnie ciężki dla żołnierzy z oddziału „Orlika”, gdyż cały teren Inspektoratu Puławy AK przylegał do linii frontu, który zatrzymał się na Wiśle. Skutkowało to silnym nasyceniem terenu przyfrontowego wojskami radzieckimi. Rozpoczęło się tropienie i prześladowania żołnierzy AK. Bestialskie przesłuchania kończyły się z reguły wieloletnim wyrokiem lub zsyłką w głąb ZSRR, a nawet karą śmierci. Według szacunków J. Ślaskiego tylko podczas samego marszu na pomoc Warszawie, aresztowanych zostało ok. 70 żołnierzy z OP 15 pp „Wilków” AK. A później represje tylko się jeszcze pogłębiły. Majdanek, dotychczas symbol niemieckiej zagłady, zapełnił się ponownie Polakami. Wszystko dlatego, że żołnierze niezłomni nie zgodzili się na narzucenie siłą nowej komunistycznej władzy.
Po rozwiązaniu w styczniu 1945 r. Armii Krajowej i nieudanej próbie aktywowania organizacji NIE, w maju 1945 r. powołana została Delegatura Sił Zbrojnych na Kraj jako nowa poakowska struktura konspiracyjna. Jednak już po kilku miesiącach rozwiązana, jej miejsce zajęło powołane we wrześniu 1945 r. Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość”.
W tych strukturach konspiracyjnych działał odtwarzany od początku 1945 r. oddział Mariana Bernaciaka na bazie kadrowej oddziału partyzanckiego 15 PP „Wilków” AK.
Odtwarzanie oddziału partyzanckiego na wiosnę 1945 r.
„Orlik” widząc sytuację, w jakiej znaleźli się jego byli podkomendni, nie chcąc ich pozostawić na pastwę losu, już od marca 1945 r. rozpoczął odtwarzanie oddziału partyzanckiego. Jego zadaniem miała być samoobrona przed represjami komunistycznego aparatu represji, oraz, jak to było w czasie okupacji, zaprowadzenie porządku poprzez likwidację pospolitego bandytyzmu. Wówczas też ze względu na przesunięcie się frontu na zachód, teren został odciążony od znacznej liczby Sowietów.
Kontakt nawiązywany z dawnymi podwładnymi skutkował szybkim wzrostem liczebności oddziału. Pod koniec marca 1945 r. do oddziału „Orlika” dołączyła grupa kilkudziesięciu uciekinierów z obozu NKWD w Skrobowie. Pluton zwany „Skrobowiakami”, pod dowództwem Piotra Mierzwińskiego „Wiernego”, stanowił teraz najbardziej doświadczoną część partyzanckiego oddziału.
W marcu 1946 r. „Orlik” dokonał kolejnego przegrupowania obejmując samodzielnie dowództwo nad kompanią, która liczyła około 140 żołnierzy. Jednak w wyniku trudności w operowaniu tak dużym oddziałem, podzielił oddział na dwa pododdziały dowodzone przez Wacława Kuchnio „Spokojnego” (pow. Garwolin) i Zygmunta Wilczyńskiego „Żuka” (pow. Puławy). W takiej strukturze organizacyjnej zgrupowanie przetrwało do końca funkcjonowania struktur WiN Inspektoratu Puławy, tj. do ujawnienia w marcu 1947 r.
Efektywna praca w odtwarzaniu oddziału partyzanckiego przyniosła Bernaciakowi wyróżnienie: został mianowany referentem bezpieczeństwa Inspektoratu, czyli komendantem do spraw dywersji. Od tego momentu w jego ręku spoczywała całość działań bojowych, jaka była prowadzona na ternie powiatów garwolińskiego, puławskiego oraz kraśnickiego, a czasami działalność ta wykraczała na sąsiednie tereny, jak Łuków, Lubartów, Lublin czy Kozienice. Działalność bojowa skierowana była na rozbrajanie posterunków MO i UB, przy jednoczesnym rekwirowaniu broni i paleniu dokumentów oraz uwalaniu więźniów. Do bardzo częstych należały akcje, w wyniku których dokonywano likwidacji funkcjonariuszy MO, UB oraz członków PPR, a także i żołnierzy Armii Czerwonej. Była to kara za działalność represyjną wobec żołnierzy podziemia antykomunistycznego i ich cywilnych współpracowników. Wielokrotnie również dochodziło do potyczek zgrupowania „Orlika” z oddziałami UB, KBW, Armii Czerwonej czy NKWD.
24 kwietnia 1945 — odbicie więźniów w Puławach
W tym dniu zgrupowanie dowodzone przez „Orlika” przeprowadziło jedną ze swych najbardziej brawurowych akcji na Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Puławach. W areszcie wówczas przebywało około stukilkudziesięciu więźniów, a ich odbicie było głównym celem akcji.
Na akcję wyruszono spod Sachalina dwoma ciężarowymi „studebackerami”, zarekwirowanymi wcześniej czerwonoarmistom. Postanowiono upozować partyzantów na żołnierzy Armii Czerwonej wiozących aresztantów do puławskiego UB.
Rozpoczęła się akcja. Jak przystało na dowódcę, „Orlik” w rosyjskim mundurze siedział obok kierowcy. Siedziba puławskiego UB, która posiadała areszt, otoczona była murem i silnie umocniona. Jej bezpieczeństwa strzegli nieustannie liczni polscy i sowieccy wartownicy. W południe samochody zajechały pod bramę, a partyzanci przebrani za Sowietów zaczęli wyprowadzać upozorowanych więźniów. Podszedł jeden z sowieckich wartowników.
– Towariszcz, odkrywaj, my priwiezli banditow — zawołał „Igołka” do niego.
– Komandir, paidiot za mnoj, ostalnyje ostanutsia zdzies — odpowiedział wartownik. Jednak widocznie wyczuł podstęp, ponieważ zaczął sięgać do kabury. Ale stojący za „Igołką” „Orlik” był szybszy i jednym strzałem go położył. Budynek UB był już prawie ze wszystkich stron otoczony przez orlikowców. Grupa dowodzona przez Zygmunta Kęskę „Świta” szybko rozbroiła wartowników i skierowała się do piwnic, gdzie znajdowały się areszty, aby uwolnić więźniów. Na zewnątrz wywiązała się walka, jednak po uwolnieniu więźniów, nie zamierzano jej kontynuować i rozpoczęto wycofywanie. Odbyło się ono bez żadnych przeszkód. Pomimo tego w walce zginęło dwóch żołnierzy i było też kilku rannych. Natomiast po stronie przeciwnika zginęło pięciu UB-eków i dwóch milicjantów, pięciu było rannych. Uwolniono 107 więźniów.
Pomimo żalu po kolegach, którzy ponieśli śmierć, nikt z żołnierzy nie kwestionował zasadności podjętej akcji. Już niedługo czekała na nich kolejna, o wiele cięższa próba.
Krystian Pielacha
historyk, pracuje w Instytucie Pamięci Narodowej
Prezes Koła Światowego Związku Żołnierzy AK w Rykach
im. Majora Mariana Bernaciaka „Orlika”
[Dalsze losy mjr. „Orlika” przedstawimy
w kolejnym numerze – Red.]