Dzisiaj: | 347 |
W tym miesiącu: | 2068 |
W tym roku: | 40980 |
Ogólnie: | 468031 |
Od dnia 21-09-2006
24 marca 2015 maszyna Airbus A 320 Germanwings w drodze z Barcelony do Düsseldorfu (lot 4 U 9525) rozbiła się w prawie niedostępnym terenie masywu Grand Puy w Alpach Francuskich. Ratownikom, spuszczonym na linach z helikopterów, ukazał się straszny widok rozproszonych na stromym zboczu górskim tysięcy drobnych szczątek samolotu i ciał ludzkich — z 144 pasażerów i 6 członków załogi nikt nie przeżył.
Tygodnik Spiegel (nr. 14 z 28 marca) cytuje przewodnika górskiego, który jako pierwszy dotarł do miejsca uderzenia, że wyglądało tak, jakby góra połknęła samolot pozostawiając tylko okruszyny. Ratownicy jeszcze w Wielkim Tygodniu, przed zbieraniem szczątków wraku dla ustalenia ewentualnych przyczyn technicznych katastrofy, zajmują się identyfikacją ofiar. Większość pasażerów — 75 osób — pochodziło z Niemiec, pozostali przeważnie z Hiszpanii, tylko kilka osób także z innych krajów. Ale ponieważ do ofiar należy cała klasa gimnazjalna z położonego na północy Zagłębia Ruhry miasteczka Haltern — 16 uczniów i 2 nauczycielki, wracających z pobytu w Hiszpanii w ramach wymiany uczniów — wzruszenie i współczucie społeczeństwa niemieckiego było szczególnie wielkie. Media z wdzięcznością wskazały na prędką i efektywną pomoc miejscowych władz, na empatię, jaką okazał nie tylko Prezydent Francji Hollande, który towarzysząc pani kanclerz Merkel natychmiast udał się na miejsce wypadku, ale przede wszystkim mieszkańcy liczącej 150 osób (tyle, ile ofiar katastrofy!) pobliskiej górskiej wioski Le Vernet, gdzie udzielano z wielkim współczuciem przybyłym krewnym ofiar wszelkiej możliwej pomocy, włączając bezpłatne prywatne kwatery. Prezydent Niemiec Gauck w trzecim dniu po katastrofie, w nabożeństwie żałobnym w Haltern z krewnymi ofiar, uczniami i nauczycielami tego gimnazjum, powiedział: „Gdy wszyscy będziemy trzymać się razem, powstanie coś takiego jak taśma współczucia i współżałoby” — cytowały dzienniki (np. Kölner Stadtanzeiger 28. marca).
Wtedy już było wiadome, że nie siła wyższa, defekt techniczny lub błąd pilota były przyczyną katastrofy, lecz prawdopodobnie zbrodnicze „rozszerzone samobójstwo” drugiego pilota, 27-letniego Andreasa Lubitza, co ogłosił w czwartek (26 marca) kierujący śledztwem prokurator francuski na podstawie znalezionej taśmy z tzw. czarnej skrzynki. Czyni to tę katastrofę jeszcze straszniejszą, robiąc z niej morderstwo masowe, bo Lubitz nie baczył na powierzonych jemu 149 pasażerów. A ponieważ nie znaleziono żadnych śladów kontaktów z kręgami ekstremistycznymi, jak np. islamisami, ani listu pożegnalnego wyjaśniającego motywację czynu, trzeba wyjść z założenia, że Lubitzowi śmierć pasażerów była całkowicie obojętna. Oprócz własnej osoby nie widział nikogo i nic. Emocjonalna pustka? W aktualnym wydaniu Spiegel, którego redaktorzy prowadzili wywiady nawet z byłymi kolegami z klasy i nauczycielem Lubitza, szeroko opisują, że nikt nie widział żadnej wskazówki na ewentualną anormalność pilota.
W gruncie rzeczy bezradność uwidaczniają komentarze dzienników niemieckich:
Stuttgarter Zeitung pisze, że defekt techniczny zostawiłby resztkę racjonalności, zrobiłby to nieszczęście bardziej zrozumiałym, wskazałby może rozwiązania dla przyszłości, by takie tragedie się nie powtarzały. Choć i to byłaby złudna nadzieja.
Nürnberger Nachrichten piszą, że lotnictwo pasażerskie musi zmienić zabezpieczenia drzwi do kokpitu, żeby jeden z pilotów nie mógł drugiemu po krótkim wyjściu uniemożliwić powrotu. Przemyślenie konsekwencji jest moralnym obowiązkiem wobec ofiar...
Frankfurter Allgemeine uważa, że drugim wnioskiem do wyciągnięcia dla linii lotniczych powinna być troska o mentalną stabilność ich personelu. Przy zabezpieczeniu lotów chodzi o to, by ryzyko zmniejszyć w ramach wszelkich możliwości. Na tej długiej liście stoi teraz także samobójca i masowy morderca w kokpicie...
Der Tagesspiegel z Berlina pisze, że gdy z katastrofy robi się zbrodnia, do smutku dochodzą złość i wściekłość. A gdy dla tej złości brakuje objektu, bo samobójczy morderca masowy także nie żyje, złość ta jest skazana na trwałą bezsilność. Nawet archaiczne życzenie zemsty nie da się więcej spełnić. Wszystkie te uczucia biegną w szalonej, męczącej prędkości w próżnię. Śmierć tych 149 ofiar katastrofy lotniczej w Alpach Francuskich była i tak bezsensowna.
Prawie we wszystkich artykułach i komentarzach pojawiają się rozważania, jak zapobiec takim katastrofom spowodowanym samobójstwem pilota. A było ich w ostatnich latach już kilka, jak Spiegel wywodzi, choć nie tak spektakularnych — jednak rozwiązania tego problemu nie widać.
Za mało uwagi w prasie — z wyjątkiem listów czytelników — zwraca się, moim zdaniem, na przyczyny takiego niestety coraz częściej spotykanego wybujałego narcyzmu, nie widzącego nic poza własną osobą, obwiniającego za własne klęski życiowe wyłącznie innych: rodziców, szkołę, okoliczności i całe społeczeństwo. Wypadki amoku w szkołach mają przecież co najmnie podobne, jak nie te same przyczyny. Winy można tu szukać we wzrastającej indywidualizacji przy jednocześnie niestety rozszerzającej się utracie wiary i związanego z tym stałego zmniejszania roli chrześcijaństwa w społeczeństwie niemieckim.
Czy powszechna dyskusja przyczyn tej katastrofy na łamach prasy potrafi tu coś zmienić? Pięknie by było, ale nie wierzę w to.
Erhard Brödner
Kolonia