Dzisiaj: | 310 |
W tym miesiącu: | 2864 |
W tym roku: | 7975 |
Ogólnie: | 482378 |
Od dnia 21-09-2006
Na mały cmentarz w Duksztach w północno-wschodniej Litwie prowadzi półokrągła brama. Za nią po stopniach schodów utworzonych z ogromnych płaskich głazów wstępujemy do miejsca, gdzie wśród wysokiej trawy widoczne są zarysy fundamentów. Niegdyś stał tu modrzewiowy kościółek, w krypcie którego pochowano szczątki właścicieli majątku Dukszty — Rudominów-Dusiackich, Biegańskich, Dowgiałłów, ale także malarza Jana Rustema oraz bezimiennych powstańców z 1863 r. Na cmentarzu zachował się nagrobek słynnego pomologa prof. Adama Hrebnickiego (którego nazwisko na nowej nagrobnej płycie zostało zlituanizowane przez dodanie końcówki „s”).
Drewniany kościół, spalony przez wojska radzieckie, zawierał polichromie wykonane przez Rustema. Urodzony w 1762 r. w chrześcijańskiej dzielnicy Konstantynopola z matki Francuzki, a ojca prawdopodobnie Turka, jako nastoletni młodzieniec dostał się pod opiekę księcia Adama Kazimierza Czartoryskiego, który zabrał go do Warszawy. Tam uczył się malarstwa u Norblina i Bacciarellego, następnie został profesorem Uniwersytetu Wileńskiego i twórcą wileńskiej Szkoły Rysunków. Uczniowie zapamiętali go, jak przemierzał Wilno na małym bułanym koniku, często można go było spotkać w kawiarni „Polska Kawa”.
Na autoportrecie zwyczajem wschodnim ma głowę owiniętą czerwonym fezem. Niezwykle lubiany przez uczniów, serdecznie goszczony w wileńskich majątkach, zmarł w 1835 r. podczas pobytu u przyjaciela Piotra Pisaniego w pobliskich Puszkach.
Czy tęsknił za cesarskim Konstantynopolem, gdy umierał na północnych kresach Litwy?
Czy Mickiewicz umierając w Konstantynopolu wspomniał barwną postać z czasów swojej młodości w Wilnie?
Malarz Jan Rustem
Adam Szemesz wspomina: „Nie było łatwo znaleźć drugą twarz podobną — czoło nieco w tył cofnięte, nos orli, na przód podany, dziwnego kształtu, duże wypukłe oczy, dolna warga wielka i wystająca, charakterystyczne zmarszczki...”
No i ten czerwony wschodni fez na głowie.
Należał do charakterystycznych postaci Wilna. W ciągu trzydziestu lat swojej działalności pedagogicznej wykształcił wielu uczniów, większość malarzy tworzących przed powstaniem styczniowym uważała go za swego mistrza.
Był dwa razy żonaty, najpierw z Anną (nazwisko nieznane), która po śmierci dziewięcioletniej córeczki zmarła w wieku 31 lat; oraz z kolejną Anną — z Puczyńskich Zajdlerową, wdową z dwojgiem dzieci, dla których był oddanym ojcem.
Rustem był bardzo lubiany w towarzystwie, zapraszano go często do ziemiańskich dworów. O jego skromności niech świadczy fakt, że gdy go zaproszono do dworu Güntherów w Dobrowlanach: „Jedynym warunkiem przyjazdu Rustema do nas było, aby po niego nie przysyłać resorowanego pojazdu; posłano zatem brykę krakowską krytą”.
Wojciech Gerson w „Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek” tak oceniał jego malarstwo: „Rustem był portrecistą, a droga nauki, jaką przeszedł, wpłynęła na rodzaj malowideł jego i na sposób malowania. Akwarelą, której uczył się u Norblina w Warszawie wykonywał miniatury zbliżone owym «centkowatym» cieniowaniem bardzo do sposobu Norblina, w olejnym zaś malowaniu więcej samodzielny, nie był podobny do Bacciarellego, pod którego kierunkiem jakiś czas pracował, a raczej za panującej za czasów jego młodości szkoły francuskiej Dawida i Edwarda. Poprawność rysunku miał też tej ostatniej szkoły, wyższą stokroć od Norblina, a nawet od Bacciarellego i Smuglewicza”.
Jan Rustem swoją karierę malarską związał z Wilnem; początkowo był zatrudniony przy katedrze malarstwa, prowadzonej przez Franciszka Smuglewicza na Uniwersytecie Wileńskim, później po śmierci mistrza w 1807 r. został jedynym zatrudnionym na uczelni malarzem. Planował wraz ze sztycharzem Saundersem założenie Szkoły Sztuk Pięknych, ale powstała tylko Szkoła Rysunków w 1811 r. Wprowadził w niej lekcje szkiców z odlewów arcydzieł starożytnej rzeźby i rysunków z żywego modela. Został w niej zatwierdzoy na stopień profesora nadzwyczajnego rysunków.
Burzliwy okres kampanii napoleońskiej sparaliżował nauczanie; w 1818 r. po wyjeździe Saundersa objął całość szkoły; była to jakby jego pracownia, w której uczył poza malarstwem i rysunkiem — litografii, rytownictwa, rzeźby, gromadził prace artystyczne i pomoce naukowe, organizował wystawy. W 1819 r. na prośbę studentów przywrócono Rustemowi naukę malarstwa. Przygotował wówczas projekt rozbudowanego fakultetu sztuk pięknych (niezrealizowany) oraz projekt przepisów o uzyskiwaniu przez artystów stopni naukowych.
Niezwykle pracowity, poświęcał się swoim podopiecznym całkowicie. Opiekował się zdolnymi studentami ucząc ich często bezpłatnie. W roku 1825 Nowosilcow przeniósł Rustema na emeryturę z tytułem profesora zasłużonego, jednak przez parę następnych lat nadal uczył, a liczba jego uczniów wzrosła do 50. Był jedynym artystą wykładowcą na Uniwersytecie Wileńskim, który pracował przez cały czas jego istnienia. Przed powstaniem listopadowym pozostawał właściwie jedynym profesorem malarstwa w Wilnie. Studenci podziwiali jego pracowitość i sumienność, doceniali jego bezinteresowność i poświęcenie dla pracy pedagogicznej.
Obracał się wśród ziemian i profesorów Uniwersytetu Wileńskiego, których chętnie portretował, choć był także związany z niechlubną postacią administracji carskiej — L.S. Bajkowem.
Wincenty Smokowski, adiunkt na katedrze rysunku, tak go wspominał: „Mocą i prawością charakteru, szlachetnym i wzniosłym sposobem myślenia, rozumem, nauką i talentem, zjednał do siebie wszystkich... Uczucie z natury miał wygórowane prawie do egzaltacji”.
Gabriela z Güntherów Puzynina wspomina zabawne wydarzenie związane z jego wizytą:
„Rustem nieraz wzywany na wieś do znajomych, przywykł już do tego, że gościnność tę odpłacić zawsze musiał portretem pani, pana domu lub córek. Zdziwił się zatem, gdy po kilku dniach gościny, nikt mu żadnej wzmianki nie czynił o malowaniu. Poznał, że go nie jako malarza, ale jako przyjaciela pragniono w naszym domu, a wdzięczny za to, sam się oświadczył z gotowością odmalowania portretu Maryni i na gotowym, jakie znalazł płótnie ucznia, zarzucił śliczny portret mojej siostry, na który wołaliśmy chórem: Embellie!, co zdawało się cieszyć artystę.
Ta śliczna podmalówka, jakby tchnienie czy widzenie, do której nie śmiał się dotknąć uczeń, by ją wykończyć, jeszcze nie była zaschła zupełnie po odjeździe Rustema, kiedy nieostrożna ręka, chcąca dotykalnie o podobieństwie się przekonać, zsunęła włosy na czoło. Trzeba więc było poprawiać i wykańczać, co dużo ujęło wdzięku malowidłu.”
(„W Wilnie i dworach litewskich. Pamiętniki z lat 1815-1843”, Wilno 1928).
Jak pisał jeden z jego uczniów: „choć miał wielkie dochody, żył skromnie, a umarł ubogim”.
Jego obrazy można oglądać m.in. w Muzeum Narodowym w Warszawie i Dailes Muziejus w Wilnie.