Facebook
Bunt Młodych Duchem
Książki polecane:
Licznik odwiedzin:
Dzisiaj: 280
W tym miesiącu: 6012
W tym roku: 38826
Ogólnie: 513230

Od dnia 21-09-2006

Bunt Młodych Duchem

Papież akrobata

Autor: Jan Turnau
11-01-2016

Można by myśleć, że nie była to wtedy jego troska. Argentyna to kraj latynoski, a ta Ameryka przecież jest katolicka jak Polska, protestanci są, ale tam na północy. Nie mówiąc o Żydach i muzułmanach: gdzie Jorge Bergoglio miał okazję zetknąć się z nimi i dialog międzyreligijny zaczynać? Otóż we własnej ojczyźnie, a jakże.
W sprawie braci w wierze nazwanych przez papieża z Polski starszymi, lekcji podstawowej udzielił Jorgemu jego rodzony ojciec. W fundamentalnej księdze Austena Ivereigha, wydanej niedawno po polsku przez bytomskie Wydawnictwo Niecałe („Prorok. Biografia papieża radykalnego”), z której tu całą wiedzę wezmę, napisano, że ojciec Mario „opowiadał synowi nieraz, jak Żydzi byli prześladowani w ciągu wieków, także przez Kościół, i wyjaśniał, że Jezus był Żydem”. Nikt się nie powinien zdziwić takim wyjaśnieniem, tym, że ono w ogóle jest potrzebne: dla wszystkich dzieci polskich to aby na pewno oczywistość? Istnieje także u nas ignorancja zwyczajna, nie dość przezwyciężana przez kiepską naukę religii w szkole, plus kołtuński antysemityzm pokutujący tam i siam.



Nie tylko rabin Skorka
Drugą lekcję chrześcijańskiego filosemityzmu dał przyszłemu Franciszkowi z Argentyny jego poprzednik na stanowisku arcybiskupa Buenos Aires, kardynał Antonio Quarracino. Stworzył on więź ze wspólnotą żydowską gestem bezprecedensowym. Umieścił w swojej katedrze pod szkłem dokumenty zachowane z wojennej Zagłady. Bergoglio powiększył ekspozycję, włączając do niej pamiątki po tragediach w 1992 i 1994 roku, zamachach na ambasadę Izraela, a potem na Towarzystwo Pomocy Wzajemnej Izraelitów (ten drugi zamach był dziełem zagranicznych radykałów islamskich, kto dokonał pierwszego, Ivereigh nie podaje). Odprawił wtedy nabożeństwo za ofiary Holocaustu, a potem starał się w różny sposób utrzymywać więź ze wspólnotą żydowską, w Argentynie największą w Ameryce łacińskiej (około 200 tysięcy osób). Brał udział w jej uroczystościach, a sam też zorganizował je parę razy w swojej katedrze, prosząc o przebaczenie dla tych, którzy byli świadkami Zagłady i nie przeszkodzili w niej. Dbał, żeby uczono o niej w diecezjalnych szkołach i seminariach duchownych, w roku 2012 wysłał trzech księży na staż do Yad Vashem. W Argentynie Żydzi zwani są rusos, bo to głównie wschodnioeuropejscy Aszkenazyjczycy: dziadkowie sławnego już przyjaciela Franciszka, rabina Abrahama Skorki, przybyli tutaj w latach 20. XX wieku z Polski.
Bergoglio zaprzyjaźniał się łatwo z liderami żydowskimi; z centroprawicowym politykiem, Sergiem Bergmanem wiele lat współpracował przy konstruowaniu struktur obywatelskich. Do książki Bergmana o obywatelstwie napisał przedmowę, a ten nazywał Bergoglia „rabbim”, nauczycielem i duchowym przywódcą wszystkich Argentyńczyków, architektem obywatelskiej przestrzeni, w której wszyscy mogą się zmieścić i wnieść swój wkład bez utraty tożsamości.
Skorkę poznał arcybiskup, gdy rabin zaprosił go w 2004 r. na nabożeństwo pokutne Selichot, na modlitwę i łamanie chleba. Potem pisali sobie nawzajem przedmowy do książek, zrobili wspólną, wydaną w Polsce natychmiast po konklawe pt. „W niebie i na ziemi”. Wspólnie występowali w telewizji archidiecezjalnej w programach moderowanych przez teologa protestanckiego Marcela Figeroa. Skorka otrzymał doktorat honorowy na stołecznym uniwersytecie katolickim. Bergoglia kocha, mówi, że jest on prawdziwym kumplem, bo mówi prosto z mostu. Mimo że nie są na „ty”: wyraża się w tym absolutny respekt wzajemny. „Ale choć tak doceniamy się nawzajem, nie narzucamy się ze swoją tradycją” — wyjaśnia Skorka. Niemniej powiedział też o Bergogliu, że on czuje, iż my jesteśmy u korzeni jego religii.



Muzułmanów uczył islamu
Franciszek był już w tamtych czasach życzliwy także muzułmanom. Jako pierwszy biskup Buenos Aires odwiedził Ośrodek Islamski. Założyli wspólnie instytut międzyreligijny, ustaliwszy, że napięcia na tamtej półkuli nie będą wpływały na stosunki w kraju. Ratyzboński wykład Benedykta XVI, który z powodu jednego zdania wywołał złość w świecie muzułmańskim, nie spowodował poważnych tarć. Szef Ośrodka Abboud powiedział o Bergogliu, że uczył on muzułmanów dialogu. Traktował ich z dużym szacunkiem, wyznaczał im honorowe miejsca na swoich uroczystościach, inicjował wspólne oświadczenia w sprawach społecznych. Bergoglio imponował Abboudowi znajomością islamu, która pozwalała mu na akcentowanie podobieństw między obiema religiami. Tematem rozmów było miłosierdzie jako przymiot boskości, a Abboud wspomina, że dostawał lekcję praktykowania miłosierdzia, korygowania własnej wizji bliźniego przez wchodzenie w jego buty. Podziwiał głębię duchową Bergoglia i jego zerowe przywiązanie do rzeczy materialnych. On także go pokochał.



Spod znaku Ducha Świętego
Teraz dialog ekumeniczny w sensie węższym: z innymi chrześcijanami. Było i jest ich w Argentynie niemało. Miał Bergoglio najpierw relacje z liderami Kościołów ewangelickich wywodzących się z reformacji XVI-wiecznej i Cerkwi prawosławnych. Mnożyły się spotkania i wspólne deklaracje. Arcybiskup wyróżniał się wielką poufałością w stosunkach z owymi liderami, naprawdę dobrze się z nimi znał. Ale — to już hipoteza moja, nie Ivereigha — ta właśnie jego swoista serdeczność sprawiła, że zaczął się zaprzyjaźniać również z protestantami ewangelikalnymi. Nazywa się tak przede wszystkim zielonoświątkowców, ale też baptystów i inne wspólnoty nazywane u nas ewangelicznymi (mają własny Alians Ewangeliczny). Doktrynalnie raczej nie różnią się od protestantów „tradycyjnych”, ale dzieli ich od nich przede wszystkim znacznie większa emocjonalność, którą widać w stylu nabożeństw. Także nabożeństw katolickiego ruchu charyzmatycznego: Bergoglio trafił do zielonoświątkowców przez „charyzmatyków” właśnie. Łączy ich z tymi pierwszymi oczywiście nie doktryna, ale podobna uczuciowość oraz przeświadczenie, że chrześcijaństwo jest wezwane do jakiegoś nowego chrztu w Duchu. To jednak nie podobało się najpierw Bergogliowi: krytykował ruch charyzmatyczny za „uzurpowanie sobie posiadania Ducha Świętego”. Jeszcze zanim został biskupem, kiedy był prowincjałem jezuitów, zakazał nawet angażowania się w taką działalność swojemu podwładnemu. Ale zmienił zdanie. Wręcz pozwolił na 15-sekundową modlitwę „w językach”, kiedy podnosi hostię, potem kielich. I zaczął brać udział w spotkaniach obu tych ruchów „spod znaku Ducha Świętego” (mają one nawet wspólną organizację). Otóż podczas jednego z tych spotkań wydarzyło się coś, co zgorszyło tak biskupów katolickich, jak i pastorów zielonoświątkowych: Bergoglio klęczał, opuścił głowę, a modlili się nad nim pastorzy! Taka sensacyjna fotografia ukazała się w dzienniku „La Nacion”. Potem już wówczas kardynał wygłosił przemówienie wręcz płomienne, takie, jak nigdy dotąd. Zaprzyjaźnił się szczególnie z pastorem Jorgem Himitianem, którego córka napisała o nim książkę (wydaną w Polsce przez Wydawnictwo Literackie pt. „Papież ludzi”). Modlił się odtąd z nimi regularnie, a na wniosek Himitiana odbyły się rekolekcje swoiście międzywyznaniowe: pastorzy nawracali duchowo księży, rok później jednak wespół ze sławnym kaznodzieją katolickim Cantalamessą. Był on tym wszystkim zachwycony: „Cały Kościół patrzył uważnie na to, co się dzieje w Buenos Aires” — powiedział tysiącom zgromadzonych.



Nie próbował bronić Kościoła
Ivereigh powiada o Bergogliu, że według najlepszej jezuickiej tradycji był on człowiekiem granicy, wezwanym do życia w napięciu skonfliktowanych tożsamości i do wspierania innych podobnych mu akrobatów. Otóż jednym z takich ludzi był Brytyjczyk Tony Palmer, anglikański biskup nurtu ewangelikalnego. Ożenił się on z Włoszką z katolickiego ruchu charyzmatycznego. Bergoglio przejął się, wzruszył aż do łez, gdy Palmer powiedział mu, że ich dzieci pytają go, czemu włączył ich do Kościoła, który rozdziela rodzinę, bo tato nie może u katolików przystępować do Komunii. Rozmawiali o tym wiele razy, Palmer z pasją dowodził, że Eucharystia nie jest znakiem jedności instytucjonalnej, lecz jednością w Chrystusie, a katolickie zasady oznaczają, że Kościół ten uważa, iż ołtarz należy do Rzymu, nie do Chrystusa, a to jest forma bluźnierstwa. Kardynał nie próbował bronić swego Kościoła ani jego reguł, wręcz potwierdził teologię sakramentalną Palmera. Był bardzo empatyczny i próbował go tylko przekonać, żeby był cierpliwy. „Chciał mnie uspokoić, zrobić ze mnie reformatora, nie rebelianta”.



Poglądy na ekumenię własne
Bergoglio, który w niejednej sprawie miał inne zdanie niż Kuria Rzymska (był na przykład za większą decentralizacją), okazywał samodzielność także w sprawach ekumenicznych. Benedykt XVI zaakceptował mianowicie pomysł niektórych anglikanów, którym własne wyznanie z powodu nowinek w rodzaju kapłaństwa kobiet zupełnie obrzydło, żeby tworzyć dla nich specjalne struktury rzymskokatolickie, tzw. ordynariaty personalne. Koncepcja budzi w kręgach ekumenicznych pewne wątpliwości, kojarzy się trochę ze znienawidzoną w prawosławiu unią. Otóż Bergoglio powiedział Palmerowi, który zastanawiał się, czy to nie jest coś dla niego: „Ordynariat jest niepotrzebny, Kościół potrzebuje anglikanów jako anglikanów”. Wyglądałoby to, jakby stanął po jednej stronie, a wtedy przestałby być budowniczym mostów, ma pozostać anglikaninem ze względu na misję jedności. Mówił w ogóle Palmer, że ile razy był u tego kardynała, czuł się nie jak anglikanin, ale jak duchowy syn: „On jest wcieleniem Ewangelii”.
W czerwcu 2014 r. Palmer przywiózł do papieża przywódców organizacji ewangelikalnych reprezentujących 80 milionów ludzi. Było bardzo serdecznie i wesoło. Ale dialog w koncepcji Franciszka wygląda szczególnie. Jest rozmyślnie nieteologiczny i nieinstytucjonalny, a więc nie taki, jaki dominował w ekumenizmie od początku lat 60.: Franciszek standardowo działa poprzez znajomości osobiste, które jego zdaniem otwierają na działanie Ducha. Tu też według Ivereigha widać dystans tego papieża wobec władz watykańskich. Papieska Rada do Spraw Jedności Chrześcijan jest na bieżąco informowana o tych spotkaniach, ale w nich nie uczestniczy. Nie wiem, czy autor brytyjski nie przesadza w tym akcentowaniu różnic, w każdym razie Palmer zaprzyjaźnił się z Franciszkiem niebywale. Gdy zginął tragicznie w wypadku drogowym, papież poprosił, aby pogrzebano go jak biskupa katolickiego. Napisał w liście do wdowy po nim, że jej mąż oddał życie jedności chrześcijan, a jego dzieło otworzyło nowe możliwości. Wykonał ruch wysoce nietypowy, gdy zgodził się zostać patronem Wspólnoty Arka prowadzonej przez Palmera za jego życia.
Otwierając się na zielonoświątkowców, w ogóle raczej lekceważonych, w każdym razie od Kościoła rzymskokatolickiego dalekich, Bergoglio Franciszek dokonał rzeczy wielkiej.

Jan Turnau
(publicysta „Gazety Wyborczej”)