Facebook
Bunt Młodych Duchem
Książki polecane:
Licznik odwiedzin:
Dzisiaj: 37
W tym miesiącu: 4294
W tym roku: 23290
Ogólnie: 497693

Od dnia 21-09-2006

Bunt Młodych Duchem

Wielkanocny fajerwerk 1944

Autor: Mirosław Chwiałkowski
20-04-2016

Autor relacji Mirosław Chwiałkowski, pseud. „Strzała” jako kilkunastoletni chłopak zajmował się konstruowaniem min do wysadzania pociągów i brał udział w akcjach dywersyjnych.
Na okupowanej od czterech lat przez Niemców ziemi polskiej rozległ się w ciszy nocnej potworny huk. Na tle czarnego nieba ukazały się olbrzymie jęzory ognia dźwigające połamane fragmenty wagonów kolejowych.
Drzewa młodego wówczas lasu pochyliły się smagnięte silnym podmuchem wybuchu. Po krótkiej chwili opadające żelastwo wywołało głośny rumor, po czym zaległa cisza. Spokój nie trwał długo, wkrótce rozjazgotały się karabiny maszynowe, broń krótka oraz huk granatów.
Na przełomie marca i kwietnia 1944 r. sekcja minerska Koluszkowsko-Głogowskiego Ośrodka Dywersyjnego, wychodząca w skład Inspektoratu Rejonowego AK Łódź otrzymała zadanie wyszukania odpowiedniego miejsca na trasie kolejowej Warszawa-Koluszki, gdzie zaplanowano wysadzenie bliżej nie określonego pociągu towarowego. Nie była to pierwsza akcja minerska tej sekcji. Głównym celem tego zadania było odcięcie od strony Warszawy koluszkowskiego węzła, który pełnił ważną rolę w transporcie niemieckiego wojska. Stąd bowiem odchodziła pajęczyna torów kolejowych we wszystkich kierunkach, które określonej nocy miały być wysadzone.
W skład tej sekcji minerskiej noszącej kryptonim „Jeżyna” wchodzili wówczas: „Koszka” — Władysław Cieślak, „Sęp” — Tadeusz Kaczmarek, „Dzik” — Janusz Borkowski, „Bąk” — Ryszard Gałązka oraz „Strzała” — Mirosław Chwiałkowski. Jej dowódcą był kpr. „Nero” — Jerzy Szperling.
Dokładne rozpoznanie miejsca planowanej akcji oraz dróg dojścia i odskoku przeprowadzili: dowódca plutonu dyspozycyjnego z Rejonu Koluszki pchor. „Grom” — Jerzy Majcherczyk, dowódca plutonu dyspozycyjnego z Rejonu Rogów — Jeżów pchor. „Grom-Gal” — Kazimierz Lisik oraz nasz dowódca kpr. „Nero”.
Na miejsce akcji wybrano miejsce odległe niespełna 200 m na południowy zachód od przejazdu kolejowego koło wsi Wągry, gdzie tory kolejowe wrzynały się w kilkumetrowy wykop na długości około 500 m.
Przygotowanie miny tak zwanej obserwowanej wraz z instalacją zapłonową powierzono jednemu z najmłodszych minerów tego zespołu, osiemnastoletniemu „Strzale”, który wykonał ją z jednego kilograma materiału wybuchowego (tak zwanego „plastiku” produkcji angielskiej). Przygotowana mina składała się z dwóch ładunków; każdy po pół kilograma uzbrojony był w dwa detonatory trotylowe z pojedynczymi spłonkami elektrycznymi. Wszystkie detonatory połączone były do przewodów zasilających długości ok. 50 m., w sposób „równoległy” (określenie z podstaw elektrotechniki).
Wobec braku oryginalnej zapalarki minerskiej, wykorzystano zwykły wyłącznik dźwigniowy oraz baterię zasilającą składającą się z kilkunastu bateryjek płaskich, jakie używano do latarek kieszonkowych (bateryjki połączone między sobą w sposób „szeregowy”).
Wyliczenia oraz doświadczenia minerskie wykazały, że do rozerwania (przerwania) jednej szyny wystarczy 250 gramów plastiku. W opisywanym przypadku zezwolono na powiększenie ładunków do 500 gramów każdy, m.in. dla lepszego efektu z okazji Wielkanocy. Działanie takie miało zagwarantować także bezwzględną pewność eksplozji oraz zwiększyć rozdrobnienie fragmentów wagonów.
Z chwilą zakończenia konstrukcji miny, postawiono w stan ostrego pogotowia sekcję minerską oraz grupę dyspozycyjną pchor. „Groma-Galla”. Po kilku dniach nadszedł wreszcie oczekiwany rozkaz, aby w nocy z Wielkiego Piątku na Wielką Sobotę, to jest z 7 na 8 kwietnia 1944 r. wykonać zaplanowaną akcję. Miał to więc być wielkanocny fajerwerk dla Niemców.
Ustalono wówczas, że na miejsce wysadzenia toru kolejowego minę dostarczą „Strzała” i „Koszka”, pozostali zaś minerzy oraz dywersanci grupy osłonowej dołączą indywidualnie.


Wczesnym popołudniem 7 kwietnia „Strzała” z „Koszką” uzbrojeni w broń krótką i granaty wyszli z Kaletnika niosąc śmiercionośne ładunki z osprzętem. Pobliskim lasem dotarli od strony Słotwin w pobliże Koluszek, gdzie ostrożnie skierowali się na Bełdów i Jeziorko. Pod Romanowem spotkali oczekującego ich „Sokoła” (nazwisko nieustalone) z erkaemem z grupy osłonowej i razem doszli do miejsca planowanej akcji. Czekała tam już czwórka pozostałych minerów i kilkunastoosobowa grupa osłonowa „Groma-Galla”, który przejął dowództwo nad całością.
Po zapadnięciu zmroku dywersanci przeszli na porośniętą niskim laskiem skarpę, znajdującą się po zachodniej stronie torów i tam wystawili ubezpieczenie („Sokół” z erkaemem), a minerzy przystąpili do zakładania ładunków wybuchowych. Miejsce zaminowania usytuowano prostopadle do telegraficznego słupa, który w chwili mijania go przez pociąg miał stanowić wskaźnik odpowiedniego momentu do odpalenia ładunków. Złożono je po obydwu stronach złącza odcinków szyny, w odległości około 1 m od siebie. Jeden ładunek umieszczono pod stopkę szyny, a drugi przy szyjce sąsiedniego odcinka szyn. Takie zaminowanie gwarantowało uszkodzenie dwu odcinków szyn oraz dawało duże prawdopodobieństwo przewrócenia się wagonów na sąsiedni tor i obokierunkową przerwę w komunikacji. Przewód zasilający przeciągnięto na skarpę do prowizorycznej zapalarki, przy której zajął stanowisko kpr. „Nero”.
W kierunku Warszawy wysunięto obserwatora, który błyskami latarki kieszonkowej miał zasygnalizować zbliżający się pociąg towarowy, bo tylko taki miał być wysadzony w powietrze.
Po kilku niesamowicie dłużących się godzinach wyczekiwania dobiegły odgłosy zbliżającego się pociągu, ale obserwator nie zasygnalizował, by go wysadzić. Po chwili na wysokości telegraficznego słupa, pełniącego rolę „celownika”, przemknął rząd oświetlonych wagonów pulmanowskich pociągu sanitarnego oznaczonego znakiem Czerwonego Krzyża.
I znowu zaczęło się denerwujące wyczekiwanie w warunkach coraz chłodniejszej kwietniowej nocy przeplatanej drobną mżawką.
Po około godzinie znowu dobiegły odgłosy jadącego pociągu, a po pewnym czasie dostrzeżono upragnione błyski latarki przekazywane przez obserwatora.
Dywersanci mocniej przywarli do ziemi z niemym pytaniem: uda się czy nie uda?, a „Nero” ścisnął kurczowo dźwignię zapalarki i w napięciu czekał. Do bacznie obserwowanego „celownika” podciągał już sapiący parowóz, minął go, a zaraz za nim przesunął się tzw. bramkart (wagon z obsługą pociągu — najczęściej złożoną z polskich kolejarzy). I wreszcie na linię „celownika” wtoczył się pierwszy wagon towarowy, wtedy „Nero” przesunął zdecydowanie dźwignię. Nagły błysk, połączony z potwornym hukiem rozdarł ciszę i oczom podnieconych dywersantów ukazał się w poświacie księżyca niesamowity widok walących się wagonów. Kilka z nich runęło na sąsiedni tor, a parowóz z bramkartem urwał się i po kilkudziesięciu metrach stanął, wypuszczając ze świstem parę.
Po krótkim ostrzelaniu wysadzonego pociągu wypełnionego jakimiś materiałami, gdzie spodziewano się niemieckiej eskorty, żołnierze oddziału odskoczyli bez żadnych strat do swych baz wyjściowych.
Rezultatem tej akcji było zerwanie i zatarasowanie torów łączących węzeł koluszkowski z Warszawą, całkowite zniszczenie kilku wagonów oraz przerwa w ruchu kolejowym trwająca ponad 15 godzin.


Spisane: Warszawa, marzec 2013 r.