Facebook
Bunt Młodych Duchem
Książki polecane:
Licznik odwiedzin:
Dzisiaj: 118
W tym miesiącu: 4800
W tym roku: 30310
Ogólnie: 504713

Od dnia 21-09-2006

Bunt Młodych Duchem

Czy katolik musi być prawicowy?

Autor: Jacek Giebułtowicz
01-07-2016

W Wielki Czwartek papież Franciszek umył i ucałował nogi jedenastu uchodźcom i ich opiekunce w rzymskim ośrodku dla azylantów. To, że Ojciec Święty wyprowadził ten obrzęd poza świątynię, nikogo nie może dziwić. W ubiegłych latach dokonywał go w więzieniu i w domu starców. Ale tym razem wśród osób wybranych do symbolicznej ablucji znalazło się trzech muzułmanów. „Wszyscy dokonujemy gestu braterstwa i wszyscy mówimy: jesteśmy inni, różnimy się, mamy różne religie i kultury, ale jesteśmy braćmi i chcemy żyć w pokoju” — powiedział Papież Franciszek podczas wielkoczwartkowych obrzędów, które odbywały się zaledwie dwa dni po zamachach terrorystycznych w Brukseli.
I to się polskiej prawicy bardzo nie spodobało. Na portalach internetowych posypały się na Ojca Świętego obelgi: „lewak” i „bolszewik”. „Nie zgadzam się z przesłaniem tego gestu. Uważam, że w tym momencie jest niewłaściwy i nieroztropny. Być może wynika z dobrych intencji, ale w konsekwencji może przynieść złe rezultaty” — skomentował to wydarzenie Paweł Lisicki. Ujawniając proislamską politykę Watykanu, prawicowy publicysta nie waha się — trochę po niewczasie — wytknąć błędy także naszemu Papieżowi: „Oprócz pocałowania Koranu, Jan Paweł II w czasie jednej ze swoich pielgrzymek wzywał Jana Chrzciciela, by otoczył islam swoją troską. Ja tych gestów kompletnie nie rozumiem”.
Zamiast tego kapitulanctwa Lisieckiemu marzą się stare, wypróbowane rozwiązania: „Żałuję, że w XXI w. Zachód nie jest w stanie wygenerować krucjaty, która mogłaby obronić chrześcijan na Bliskim Wschodzie, gdzie w połowie XX w. żyło ich kilkadziesiąt milionów, a dziś najwyżej kilkaset tysięcy. Zachód dysponuje gigantyczną przewagą militarną i finansową, ale nie kwapi się do zapewnienia bezpieczeństwa chrześcijanom”*.
Paweł Lisicki chyba nie pamięta, jak w 2003 roku Jan Paweł II dramatycznie apelował właśnie do zwolenników krucjaty, żeby nie wywoływali wojny w Iraku. Być może Ojciec Święty proroczo przewidywał, jaką łańcuchową reakcję na całym świecie wywoła ta interwencja. Po tych pacyfistycznych wystąpieniach Papież, jak nigdy wcześniej, stał się popularny w środowiskach lewicowych. Nad placu Św. Piotra podczas audiencji generalnych często widywało się tęczowe flagi z napisem PACE.
Po latach, gdy wojna rozlała się po Bliskim Wschodzie powodując wszędzie stan gorszy od zastanego, po strasznych aktach terroryzmu islamskiego w Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Francji i Belgii, tym razem papież Franciszek woła: „Świat potrzebuje pojednania w tej atmosferze pełzającej «trzeciej wojny światowej», w jakiej żyjemy” i precyzuje, gdzie są główne ofiary tej wojny i jakie obowiązki wobec nich mają chrześcijanie: „Z głębokim niepokojem śledzę dramatyczny los ludności cywilnej objętej gwałtownymi walkami w umiłowanej Syrii i zmuszonej do opuszczenia wszystkiego, aby uciec od okropności wojny. Oby z hojną solidarnością pilnie udzielono koniecznej pomocy, aby zapewnić jej przeżycie i godność”.
Papież Franciszek od dłuższego czasu uparcie i konsekwentnie apeluje do Europejczyków o otaczanie opieką uchodźców z Syrii. Zwraca się z konkretnym przesłaniem do katolików, żeby każda parafia w Europie przyjęła jedną syryjską rodzinę.
Choć brzmi to paradoksalnie, apele Franciszka spotykają się z większym zrozumieniem w liberalnej i zlaicyzowanej Europie Zachodniej, niż w konserwatywnej i szczycącej się swym przywiązaniem do wiary Polsce.

Dlaczego polscy katolicy są głusi na wezwania Franciszka?
Oczywiście nie wszyscy katolicy i nie całkiem głusi. Zgłosiło się kilka parafii chętnych do przyjęcia uchodźców; w jednym z bydgoskich kościołów urządzono wymowny Grób Pański: figurę Jezusa umieszczono w pontonie, co ma przypominać wiernym, jaki los spotyka wielu uciekinierów z Syrii; był list pasterski Episkopatu (bardzo ostrożny, ale jednak) i kilka wypowiedzi hierarchów, np. kardynał Kazimierz Nycz wyraźnie potwierdził, że pomagać trzeba, choć trochę przy tym hamletyzował: „Nie należy popadać w żadne skrajności. Nie pytać: czy pomagać? Bo pomagać trzeba. Trzeba pytać, jak pomagać i gdzie pomagać, jak to robić roztropnie, mądrze i umieć współpracować ze sobą — czyli państwo z samorządami, samorządy z organizacjami pozarządowymi, a wszyscy razem także z Kościołem”.
Ale nie da się ukryć, że Polacy, którzy tak szczycą się dewizą semper fidelis, odnoszą się do papieskich apeli z dużą rezerwą i w tej postawie czują wsparcie nie tylko polityków rządzących obecnie krajem, ale również znacznej części duchowieństwa. Powód jest dość jasny. Po dwudziestu pięciu latach od zmiany ustroju przeżywamy wielki renesans prawicowości i to w najmniej wybrednej odmianie narodowo-katolickiej. Wpływ na to ma nowa moda historyczna, według której lewicowość utożsamiana jest jednoznacznie z komunizmem. Zapomina się o pięknej karcie niepodległościowej i antykomunistycznej polskiego socjalizmu, o jego wrażliwości społecznej. Kto pamięta o Bolesławie Limanowskim, Edwardzie Abramowskim, Ignacym Daszyńskim, Mieczysławie Niedziałkowskim, Antonim Pajdaku, Tomaszu Arciszewskim,
Jacek Giebułtowicz