Facebook
Bunt Młodych Duchem
Książki polecane:
Licznik odwiedzin:
Dzisiaj: 61
W tym miesiącu: 378
W tym roku: 44042
Ogólnie: 471094

Od dnia 21-09-2006

Bunt Młodych Duchem

Franciszek w Polsce i w ogóle

Autor: Jan Turnau
22-10-2016

No i przyjechał do nas, do Polski tak mocno katolickiej. Czy jednak katolickiej w jego stylu? Co zrobił, aby ten styl trochę zmienić? Ten notatnik ma służyć zgodnie z tytułem sprawie jedności chrześcijan, więc najpierw trochę o tym. W „Magazynie Świątecznym” „Gazety Wyborczej” napisałem jako Jonasz tak oto.

Bracia nasi zapomniani
Papież Franciszek spotkał się ostatniego dnia w Krakowie z przedstawicielami polskiej społeczności żydowskiej, oczywiście z rabinem Michaelem Schudrichem na czele. Dobrze, że starczyło na to czasu w bardzo wypełnionym programie. Podejrzewam, że motorem tego spotkania był przyjaciel Franciszka rabin Skórka, który z nim ojczyznę swych przodków odwiedził. Nie było go już na tamtej audiencji, bo miał też w Polsce program bogaty, ale pewnie te sprawy pilnował. Nie było natomiast podobnego uhonorowania innych polskich chrześcijan. Zwierzchnicy ich zostali zaproszeni do Krakowa, Częstochowy i Auschwitz, oczywiście przybyli, ale do rozmowy papieża z nimi nie doszło. I tu znowu coś przypuszczam: gdyby Franciszek miał u swego boku jakiegoś chrześcijanina nierzymskokatolickiego, na przykład pastora zielonoświątkowego Jorgego Himitiana, z którym też zaprzyjaźnił się w Argentynie, znalazłaby się choćby chwila. W każdym razie polscy ekumeniści rzymskokatoliccy jako doradcy papieża jednak jakoś zawiedli. Bo on sam jest przecież rzecznikiem ekumenizmu gorącym, jeżeli za rok weźmie udział w obchodach 500-lecia reformacji w szwedzkim mieście Lund. No właśnie, ta rocznica. Posłanka PSL Lucyna Pasławska, luteranka, wnioskowała do sejmowej Komisji Kultury o ogłoszenie roku 2017 reformacyjnym mianem. Konkurencyjnych pomysłów było sporo, ale szkoda, że ten ekumeniczny nie załapał się nawet na rozważenie przez cały polski parlament. Choć przecież ojcem polszczyzny był podobno niejaki Mikołaj Rej, żadną miarą rzymski katolik. By tylko jego w tym kontekście nieśmiało przypomnieć... Z naszym stosunkiem do współwyznawców Chrystusa jest po wierzchu nieźle: gdy popatrzeć na stołeczny szczyt. Nie ma też oporów kołtuńskich jak to bywa w przypadku starszych braci w wierze. Ale czy jest to sprawa duszpastersko priorytetowa, jak polecał Papież Polak? Mamy w Polsce trochę hobbystów, ale przynajmniej tyle samo ekumenistów tylko z urzędowego, nie z osobistego powołania. Statystyka wyznaniowa, że u nas tak mało innych chrześcijan, iż sprawa musi być marginesowa, nie wszystko tłumaczy. Co prawda, Franciszek też do zrozumienia tej oczywistości nie doszedł już dzieckiem w kolebce, ale z owym duchownym zielonoświątkowym zaprzyjaźnił się na całego, duszpastersko skutecznie. Jednak pod Wawelem w tym względzie nie wyszło. A co w ogóle wyszło? Wizyta poskutkowała? Oczekiwania były wielkie. Jedni liczyli na zmianę prawdziwie dobrą, drudzy bali się zmiany jakiejkolwiek.

Franciszek, jaki jest?
 Ten biskup rzymski polskim katolikom duchownym i licznym świeckim nie za bardzo pasował. Jeżeli to raczej do złośliwej szeptanki. Myślę, że nie pasował przede wszystkim swoim antyklerykalizmem. Różne społeczności i instytucje na ogół uważają, że swego dobrego imienia należy za wszelką cenę bronić, tyle jest na nich przecież ataków, a z samokrytyką trzeba bardzo uważać. A Franciszek raczej nie uważa, mówi na luzie, nie sznuruje ust dyplomacją. Co prawda, tamten z Asyżu jego patronem, czyli musi być łagodnym barankiem. I bywa, ale dla kogo innego, dla tych, co są na samym dole społecznej hierarchii. Także w Kościele. Jeśli ktoś zaraz na początku powiedział, że chciałby Kościoła ubogiego i dla ubogich, to musi się trzymać za swoje słowa. Dlatego przypomina Franciszka z Asyżu, ale Marcina Lutra trochę również. Na szczęście już nie tamte czasy. Ale jest i druga przyczyna papieskiego języka niewyparzonego. Ten biskup rzymski jest nie tylko proboszczem świata, on jest także prorokiem. Jak tamci biblijni, jak Chrystus, chłoszcze słowem wszystko zło tego świata, także właśnie kościelnego. Do dni lipcowych roku bieżącego ambony nie były go pełne, dobrze ukrytego w cieniu Jana Pawła II. Ale kiedy się zjawił, zrobiło się o nim oczywiście głośno. Oficjalnym ludziom i mediom Kościoła naturalnie nie wypadało milczeć.
Zaskoczyła jednak wszystkich życzliwość mediów zupełnie niekościelnych, szczególnie „Gazety Wyborczej”, która referowała jego wystąpienia zamieszczając je na ogół w całości. Komentowała je entuzjastycznie mimo wcześniejszego krytycyzmu (ile to będzie kosztowało obywateli niekoniecznie katolickich?). Żartowałem sobie, że jest to moje, tamtejszego adwokata spraw religijnych, przed grobem zwycięstwo, ale była to wiktoria samego Franciszka. Pokonuje skutecznie lęki tak zwanych środowisk lewicowo-liberalnych przed instytucją pyszną, wojowniczą i zamkniętą myślowo na cztery spusty. Taka się ona im widzi, nic dziwnego. Nic dziwnego również, że licznym polskim środowiskom eklezjalnym nie podoba się ten przedziwny papież.

Jaki był w Polsce?
Wracam jednak do tego, co wyszło. Najpierw, co powiedział Franciszek, potem jaki to może mieć skutek. Co do tego pierwszego, na szczęście wiemy już także to, co powiedział biskupom podczas zamkniętego spotkania, bo stenogram opublikował Watykan, a za nim KAI. Mamy pełną wiedzę o tym, co powiedział oficjalnie, choć nie zawsze publicznie. Mówił delikatnie. Jego sekretarz stanu kardynał Polin, który kilka dni wcześniej też odwiedził Polskę, powiedział publicznie, że postępującemu zeświecczeniu musi przeciwdziałać Kościół twórczy i otwarty. Franciszek nie użył takich terminów. Podczas całej wizyty zachowywał się bardziej dyplomatycznie niż wtedy, gdy mówi z Watykanu. Zapewne zazwyczaj tak bywa, gdy odwiedza jakiś kraj i lokalny Kościół. Gość też musi być uprzejmy, nie tylko gospodarz. Zresztą od Vaticanum Secundum obowiązuje decentralizacja, mogą być różne drogi miejscowe duszpasterskie. W każdym razie o uchodźcach mówił wielokrotnie, bo to dla niego przecież sprawa fundamentalna, jak cnotą fundamentalną jest miłosierdzie. Owszem, trzeba działać roztropnie, „nie wszystkie kraje są równe, nie wszystkie mają takie same możliwości, mają jednak możliwość bycia hojnym”. Tak jest, proszę panów Prawa i Sprawiedliwości! A proszę księży proboszczów, można paść dusze rozmaicie, cenniki na sakramenty to jednak pastoralna granda! Określenie moje, ale w tej przyjacielskiej rozmowie z biskupami pouczenie papieskie padło, bo jak mogło być inaczej.

Ale gender, gender, gender...
No i może Franciszek sądzi, że tam, gdzie jest uważany za niebezpiecznie miękkiego doktrynalnie, czyli jak w Polsce po adhortacji rodzinnej robiącej furtkę rozwodnikom, powinien akcentować to, co etykę katolicką odróżnia od liberalnej. O owych różnicach mówi nie często, boi się posądzenia swojego Kościoła o tematyczną obsesję, przed którą w adhortacji „Evangelii gaudium” kaznodziejów przestrzegał, ale nad Wisłą wypowiedział się. Zaraz na początku publicznie o aborcji: termin nie padł, ale sens słów był jasny, choć papież zaznaczył lekko, że przyjmowanie nowego życia musi być odpowiedzialne. No i samym tylko biskupom powiedział bardzo ostro o kolonizacji ideologią gender: „Dzisiaj dzieci — właśnie dzieci — naucza się w szkole, że każdy może wybrać sobie płeć. A dlaczego tego uczą? Ponieważ podręczniki są narzucane przez te osoby i instytucje, które dają pieniądze. Bóg stworzył mężczyznę i kobietę, stworzył świat w konkretny sposób, a my czynimy coś przeciwnego. I to jest straszne“. Nie można zlekceważyć tej opinii, która tak ucieszyła oczywiście naszych gorliwych antyliberałów. Otóż ja sobie myślę tak: każda teoria ma swoich fanatyków, którzy nie pomagają w jej upowszechnianiu, ale w tych słowach Franciszka zabrakło mi jednak owego szacunku dla cierpiącego człowieka, miłosierdzia po prostu, jakie ten papież okazuje homoseksualistom. Transseksualiści cierpią bodaj jeszcze bardziej, o czym świadczy choćby liczba wśród nich samobójstw. Owszem, człowiek płci nie wybiera, ona sama się określa, niestety zdarza się, że podwójnie: psychikę inaczej niż anatomię.
Napisałem mniej więcej tak w wydaniu internetowym „Gazety Wyborczej”, dałem do przeczytania Michałowi Czajkowskiemu i ten zaoponował. Przekonywał mnie, że papież nie musi mówić wszystkiego na dany temat. Nie musiał zaznaczać swojego szacunku dla transseksualistów, bo to jest jednak inna sprawa, a trudno go o brak szacunku do nich posądzać. Hm. Może mój przyjaciel ma dużo racji, choć gdyby padły podobne słowa, nie byłoby może tyle rozgoryczenia środowisk LGTB po tamtych ocenach.
Tymczasem jednak KAI podała 18 sierpnia br. informację następującą. „Zaburzenia tożsamości płciowej mają charakter psychiczny, nie są wrodzone i nie mają związku z ciałem danej osoby — wynika z badań przeprowadzonych przez naukowców z Amerykańskiego Kolegium Pediatrów (American College of Pediatricians — ACP). Przeczy to głównym tezom ideologii gender i wskazuje na zagrożenia, jakie może powodować jej propagowanie wśród nieletnich. Naukowcy amerykańscy powołują się na największe jak dotąd badania wśród transseksualnych bliźniaków jednojajowych. Okazało się, że tylko w co piątym przypadku zaburzenia tożsamości płciowej występują u obu bliźniaków. Nie można więc mówić, że mamy do czynienia z tendencjami wrodzonymi, bo w tym wypadku obie osoby mają identyczne DNA i te same okoliczności rozwoju prenatalnego. Ponadto z innych badań wynika, że zaburzenia tożsamości płciowej są o wiele rzadsze, jeśli dziecko nie było zachęcane do uosabiania się z płcią przeciwną. Okazuje się, że to właśnie zachęta do otwartości na zmianę płci i eksperymentowanie na tym tle są główną przyczyną zaburzeń. Amerykańscy pediatrzy powołują się na te terapie, którym są poddawane dzieci z zaburzeniami tożsamości płciowej. Pokazują one, że istotny wpływ na rozwój i utrzymywanie się takich problemów mają czynniki społeczne, psychopatologie rodzinne oraz presja ze strony mediów głównych nurtów i społecznościowych. Co ciekawe, ogłoszenie wyników badań ACP zbiegło się w czasie z bardzo krytycznymi uwagami Franciszka pod adresem ideologii gender. Choć mówił on o tym w Krakowie podczas spotkania z biskupami, jego słowa wzbudziły też szerokie echo w Stanach Zjednoczonych. Środowiska LGBT nie kryły rozgoryczenia. Raport amerykańskich pediatrów pokazał jednak, że papieskie obawy o dobro dzieci poddawanych ideologicznej kolonizacji znajdują też mocne potwierdzenie w badaniach naukowych.“
Tyle KAI, ale następnie ukazał się numer „Tygodnika Powszechnego” z 28 sierpnia, a w nim ważny artykuł tamtejszego redaktora, Artura Sporniaka, pod tytułem „Natura, ale która?”, również na temat papieża i gender. Bardzo ciekawa jest sama informacja autora wstępna. „Podobno biskupi polscy umówili się, że nie ujawnią, iż Franciszek podczas spotkania z nimi mówił także o ideologii gender, i to mówił językiem jakby wprost wziętym z niedawnej wojny wywołanej głośnym listem Episkopatu z końca 2013 roku. Nie chcieli znowu budzić demonów. Ta godna pochwały powściągliwość została zniweczona przez Watykan. Na watykańskiej stronie w zakładce o Światowych Dniach Młodzieży 2 sierpnia ukazał się zapis rozmowy papieża. Artykuł jest bardzo obszerny, lekturę polecam gorąco, wyjmuję zeń tylko trochę twierdzeń. Franciszek jest w sprawie transseksualizmu bardzo krytyczny, co było widać wcześniej na przykład na spotkaniu z biskupami Austrii. Interpretacja teorii gender, jakoby płeć można było sobie dowolnie wybrać, jest błędna, tak jak podobna w sprawie homoseksualizmu. Tego się właśnie nie wybiera, to się zastaje. Jest to wrodzone i bardzo wyraźne: powoduje wielkie cierpienia, wręcz nieraz samobójstwa. U podstaw sporu tkwi tradycyjna koncepcja prawa naturalnego, zwana biologizmem. Z niej wynika między innymi negacja rozróżnienia płci biologicznej i psychicznej. Oby nie było tak jak z teorią Kopernika. Zostawiam sprawę otwartą, specjalistą nie jestem. Choć bliżej mi znacznie do nowego myślenia.
Co z tego wszystkiego będzie?
 No i wreszcie o skutkach słów papieskich. Bardzo trudno je zmierzyć. Niemniej mogę chyba napisać, że państwowe władze, co już zasugerowałem wcześniej, przesłaniem Franciszkowym przejęły się średnio. Najważniejszym elementem tego nauczania była sprawa uchodźców. Przyczepiono się do słów łagodzących; także w rodzaju tych, że jest to kwestia relatywna, bo gościnność zależy od sytuacji każdego kraju — ale pominięto dalszy ciąg wypowiedzi: „absolutne jest serce otwarte na przyjęcie”. To jest zresztą cytat z przemówienia do biskupów, nie do polityków, i ci pierwsi wydają się bardziej słuchać papieża (inicjatywa przywożenia samolotami ludzi potwornie zagrożonych). Ale działający w Polsce dalej sojusz ołtarza z tronem (który niedawno Franciszek ogólnie skrytykował) hamuje takie myślenie i działanie. Czy zmieni się coś na dobre w stylu duszpasterstwa? Czy parafia, jak tłumaczył naszym hierarchom papież, stanie się ośrodkiem różnych kościelnych ruchów, czyli nie tylko urzędem? I czy przestanie być ośrodkiem handlowym, sprzedawania świętości? Myślę, że po słowach Franciszkowych tzw. trend będzie zdecydowanie pozytywny. Na przeszkodzie jest jednak sama rola proboszcza jako właściwie prywatnego przedsiębiorcy, który jest sam odpowiedzialny za to, żeby były pieniądze. Nie pomoże tu chyba zasadniczo realizowanie wreszcie kanonicznego obowiązku powoływania rad ekonomicznych, bo to już inna sprawa, aktywizacja laikatu, która u nas skądinąd leży. Niewiele bowiem chyba pomogą radni świeccy, jeżeli tak czy inaczej w jednej parafii będzie bogato, bo parafian dużo i bogaci, w innych mało i biedni. Cenników będzie coraz mniej, ale finansowy los parafii dalej rozmaity. Czy nie wprowadzić stosowanej we Francji zasady, że uposażenie księży jest zawsze takie samo, ustalane w biskupich kuriach? Trochę by to może pomogło. Choć nie wiem, w jakim stopniu na duchowną, nie tylko proboszczowską chęć życia w luksusie, mieszkania w pałacyku. Na to jest lekarstwo tylko w głębokim przejęciu się papieskim hasłem „Kościół ubogi dla ubogich”! Taki był biskup Jan Pietraszko, gdy przyjął do swojego mieszkania matkę z dziećmi. Kościół totalnie miłosierny? To też sprawa fundamentalna, jeszcze trudniejsze, dla spowiedników przede wszystkim: sprawa „rozwodników”, pozwalania niektórym na przyjmowanie sakramentalnej komunii. Ilu polskich księży przejmie się furtką otwartą w adhortacji „Amoris laetitia”? Zwierzył się kiedyś z lęku przed taką odpowiedzialnością ks. Adam Boniecki, inni spowiednicy polscy pewnie uważają pomysł Franciszka za doktrynalnie absurdalny. A wiele innych za bardzo wątpliwy. Pocieszam się jednak polskim przysłowiem, że kropla powolusieńku drąży kamień. Nie ostoi się jej żaden myślowy beton.

Jan Turnau
(publicysta „Gazety Wyborczej”)

PS. A co do redaktora seniora „Tygodnika Powszechnego”, to mimo eklezjalnej decentralizacji po wizycie Franciszka zmieni się jego los w zgromadzeniu księży marianów, zdejmą mu z ust kompromitujący ich knebel? A ksiądz Wojciech Lemański będzie traktowany lepiej niż ksiądz Jacek Międral? Franciszek nie mógł przyjąć kawalera orderu papieskiego, prezesa Trybunału Konstytucyjnego Andrzeja Rzeplińskiego, jeśli przyjął ministra Macierewicza? Napisałem to wszystko w drugiej połowie sierpnia, tekst ukaże się w „Buncie” nie natychmiast (to nie dziennik), Czytelnicy wybaczą mi jakieś dezaktualizacje. No i polecam naturalnie Znakowy zbiór polskich tekstów Franciszka pod tytułem „Między kanapą a odwagą”!!!