Dzisiaj: | 86 |
W tym miesiącu: | 1755 |
W tym roku: | 42006 |
Ogólnie: | 516410 |
Od dnia 21-09-2006
Filatelistyka to nie tylko kolekcjonowanie znaków pocztowych, kopert z okolicznościowymi stemplami. Najwięcej pasjonujących odkryć niesie ze sobą historia tych znaczków, które stają się jakby świadkami historii. Niechaj tego przykładem będzie opisana niżej przesyłka z 1938 r. z Kowna do Warszawy.
Prezentowana przesyłka stanowi interesujący dokument filatelistyczno-historyczny.
Pocztówka przedstawiająca piękną panoramę Kowna, stare miasto od strony Niemna, została wysłana w dniu 31 marca 1938 r. z Poczty Głównej w Kownie (z drugim jeszcze stemplem z dnia 1 kwietnia 1938 r.) do Warszawy, na adres Fortu Lotniczego na Mokotowie.
Znaczek za 35 centów z serii obiegowej z 1937 r. przedstawia herb Litwy – Pogoń (lit. Vytis) i jest czytelnie ostemplowany.
Na karcie widnieje też czerwona pieczątka w języku francuskim POSELSTWA RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ W KOWNIE – LÉGATION. DE LA RÉPUBLIQUE DE POLOGNE á Kaunas.
Najważniejsze są jednak data nadania tej karty jak i jej treść.
Otóż 31 marca 1938 r., zgodnie z ustaleniami rokowań polsko-litewskich zostały nawiązane stosunki dyplomatyczne i akredytowane normalne przedstawicielstwa w obydwu stolicach. Tego też dnia została nawiązana między Polską a Litwą bezpośrednia komunikacja lądowa, wodna, powietrzna, telegraficzna i telefoniczna.
Polski poseł Franciszek Charwat złożył listy uwierzytelniające w Kownie, został – o czym pisze nadawca tej karty – bardzo serdecznie powitany przez miejscowe społeczeństwo – zapewne Polaków kowieńskich, „a Pani Ministrowa otrzymała pełen apartament umajony kwiatami.”
Nadawca tej kartki – podpisany Sławek, to Sławomir Dziarczykowski pełniący przy poselstwie polskim w Kownie funkcję szyfranta i attaché handlowego. W Kownie przebywał wraz z żoną Władysławą. Dziarczykowski podaje swój adres. Jest to adres znanego, eleganckiego hotelu w centrum Kowna – „Metropol”, przy ulicy Daukanto, hotelu, który istnieje do dziś. Pod tym adresem mieściło się na początku Poselstwo Rzeczypospolitej Polskiej, później przeniosło się ono do innego, wynajętego lokalu w mieście.
W znakomicie udokumentowanym opracowaniu prof. Anny Marii Cienciały „Józef Beck. Wspomnienia o polskiej polityce zagranicznej 1926-1939” (Warszawa-Kraków 2015) czytamy o okolicznościach nawiązania w marcu 1938 r. stosunków dyplomatycznych polsko-litewskich. W napiętej już sytuacji w Europie, incydent graniczny z 11-12 marca 1938 r., w którym doszło do zabicia żołnierza KOP-u przez strażników litewskich, posłużył Ministrowi Spraw Zagranicznych do postawienia Litwie ultimatum, z żądaniem unormowania stosunków z Polską i nawiązania stosunków dyplomatycznych między obydwom krajami.
Min. Józef Beck ze względów sentymentalnych wyznaczył termin odpowiedzi na polskie ultimatum na 19 marca, dzień imienin marszałka Józefa Piłsudskiego. Ultimatum zostało przyjęte.
Misja kowieńska nie trwała długo. W połowie października 1939 r. po wkroczeniu Sowietów poselstwo ewakuowało się przez Szawle do Rygi, skąd minister Charwat wraz z Leonem Mitkiewiczem i Sławomirem Dziarczykowskim odlecieli 17 października do Sztokholmu.
Stanisław Zawodnik
Od Redakcji
Do informacji przytoczonych przez Stanisława Zawodnika pragniemy dorzucić kilka szczegółów, zaczerpniętych z wydanej po wojnie książki attaché wojskowego Leona Mitkiewicza-Żółłtka „Wspomnienia kowieńskie” (wyd. Wers, Warszawa 1989).
„Wodzu, prowadź nas na Kowno!”
Po zabójstwie żołnierza KOP-u na granicy polsko-litewskiej nastroje w Warszawie były gorące. Leon Mitkiewicz-Żółłtek wspomina:
„Wieczorem dnia 16 marca [1938 r.] odbyła się w Warszawie – niewątpliwie zawczasu przygotowana i zaaranżowana – duża manifestacja przed gmachem Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych (GISZ) w Warszawie. Obserwowałem jej przebieg z okien naszego mieszkania w Alejach Ujazdowskich 3/5.
Alejami Ujazdowskimi w ordynku wojskowym, z licznymi orkiestrami, plakatami i transparentami, maszerował wielki tłum ludzi. Było dużo sztandarów różnych szkół i organizacji społecznych oraz moc transparentów z napisami wybitnie antylitewskimi. Tłum liczył 5-8 tysięcy; przeważała w nim młodzież akademicka i starsi uczniowie szkół średnich, wszyscy z odznakami Obozu Wielkiej Polski – mieczykami. Były tam również grupy pracowników miejskich m. Warszawy, jak pracowników elektrowni, gazowni, straż ogniowa itp., a także nieodzowny na wszystkich manifestacjach prorządowych «Strzelec»; oddziały jego przyszły uzbrojone w karabiny.
Manifestanci wznosili okrzyki brzmiące z daleka bardzo groźnie: «My chcemy Litwy», albo też bardziej umiarkowane i pojednawcze, jak np. «My chcemy unii Polski z Litwą» i temu podobne. Tegoż rodzaju napisy były umieszczone na niesionych przez manifestantów transparentach. Wznosząc gromkie i i groźne w swej treści okrzyki, skandując chórem niektóre zdania, tłum traktował tę całą sprawę – wrogiej Litwie manifestacji – najwyraźniej na wesoło. Najwidoczniej mało zdawał sobie sprawę z wrażenia, jakie podobna demonstracja musi wywołać u obserwatorów cudzoziemskich oraz mało się troszczył o to, jakie jest istotne jej znaczenie.”
Leon Mitkiewicz, któremu zaproponowano udział w poselstwie wysyłanym do Kowna, nie ukrywał, że nie do końca zgadzał się z polityką ministra Józefa Becka. Wspomina swoje spotkanie z ministrem: „Słuchałem go z napiętą uwagą, bo odsłaniały się przede mną po raz pierwszy kulisy tajemniczej, jak mówiono powszechnie w Polsce i Europie, polityki ministra Becka. (...) Nie rozumiem celu ultimatywnej noty dla Litwy dla nawiązania stosunków pomiędzy naszymi krajami. Litwa nie jest wszak na tyle ważnym elementem w polskich rozważaniach polityczno strategicznych, aby trzeba było aż siłą zmuszać ją do nawiązania stosunków z Polską. Zupełnie niepotrzebny był też passus o zbrojnej interwencji z naszej strony celem anektowania Litwy – to pachniało niedobrze.”
Mitkiewicz dezawuował również powoływanie się przez ministra spraw zagranicznych na duchowy testament Marszałka; wg Mitkiewicza Piłsudski nigdy nie zgodziłby się „na wyrządzenie krzywdy Litwie przez wysłanie noty ultimatywnej z zagrożeniem użycia sił zbrojnych”.
Chłodne przyjęcie w Kownie
O tym że misja na Litwie nie będzie łatwa, świadczył już incydent przy wjeździe delegata polskiego poselstwa Leona Mitkiewicza do Kowna w marcu 1938 r.:
„Około godziny 7 wieczorem, już w pełnym zmroku, dotarłem do mostu na Niemnie przed samym Kownem. Z daleka miasto świeciło tysiącami świateł. (...) Przed wjazdem na most stała budka strażnicza, a przed nią imponujący postawą i mundurem policjant litewski. (...) Gdy stanęliśmy przy nim, zapytałem po polsku, jak jechać do Hotelu Metropol, bo tyle tylko wiedziałem o adresie naszego Poselstwa w Kownie. Olbrzym-policjant aż się zgiął prawie we dwoje, żeby mi odpowiedzieć, bardzo grzecznie zasalutował, uśmiechnął się nader mile. I patrzył na mnie, ale nie odpowiadał ani słowem mrucząc coś po litewsku. Nie rozumie widocznie po polsku – pomyślałem. Powtarzam więc moje zapytanie po rosyjsku, żadnej reakcji. Próbuję po niemiecku. To samo. Nie wiem dlaczego i po co pytam go jeszcze po francusku. I znowu bez żadnego skutku. Olbrzymi policjant (takich jak on Litwinów brali do lejb-gwardii carskiej w dawnym Petersburgu) mówi do nas coś po litewsku, czego my znowu nie rozumiemy. Sytuacja staje się naprawdę nieprzyjemna, bo robi się zupełnie ciemno. Wtrąca się do rozmowy mój kierowca Jan Górski usiłując gwarą białoruską, którą dobrze zna, zadać to samo pytanie «jak dojechać do hotelu Metropol?» Policjant litewski jest niewzruszony jak ściana, odpowiada nam niezmiennie i tylko po litewsku. Trwa to wszystko dobrą chwilę. Wokoło samochodu zaczyna się gromadzić grupa osób przysłuchujących się uważnie naszej konwersacji z policjantem. Patrzą i słyszą, o co chodzi, ale nikt się nie odzywa, wszyscy zachowują milczenie. Postanawiam przerwać tą scenę i jechać do miasta.”
Dyplomatyczne faux pas
Politycy litewscy byli niechętnie nastawieni do pracowników poselstwa, ale trzeba przyznać, że polscy dyplomaci popełniali niezręczności, które pogłębiały przepaść. Szef polskiego poselstwa Franciszek Charwat, wywodzący się z Galicji, nie wyczuwał wszystkich niuansów stosunków polsko-litewskich. Świadczy o tym chociażby dyplomatyczne faux pas, które popełnił podczas pierwszej uroczystości państwowej. Leon Mitkiewicz wspomina:
„3 maja, w dniu polskiego Święta Narodowego, minister Charwat urządził w osobnej sali hotelu Metropol obiad galowy dla całego personelu Poselstwa Polskiego w Kownie. Min. Charwat wygłosił w czasie obiadu wysoce patriotyczną mowę do obecnych członków poselstwa i zaproszonych gości i zakończył ją toastem: «Obyśmy my, Poselstwo Rzeczypospolitej Polskiej w Litwie, stali się tu najrychlej województwem kowieńskim!» Było to dla mnie, a przypuszczam i dla innych członków poselstwa nieoczekiwany i najzupełniej niezrozumiały wybryk posła Charwata. Nikt z rozsądnych i przytomnych ludzi w Polsce nie myśli w ten sposób, a ponadto jest to w najzupełnej sprzeczności ze znanymi mi instrukcjami, które poseł Charwat otrzymał od rządu polskiego. (...) Sytuacja była o tyle gorsza, że do stołu podawała litewska służba hotelowa, która niestety była obecna przy wygłaszaniu tej mowy, a niewątpliwie rozumiała po polsku. Była to zupełnie niepotrzebna i wręcz szkodliwa prowokacja uczuć Litwinów. Pan Charwat, jak to miałem możność później stwierdzić, na zawsze zamknął sobie drogę do szczerych i uczciwych stosunków z Litwinami i tym samym nie przysłużył się interesom polskim.”
Przytoczone wspomnienia attaché wojskowego przy misji dyplomatycznej w Kownie niestety nasuwają smutną refleksję na temat niektórych polskich przedwojennych dyplomatów.
Redakcja