Dzisiaj: | 134 |
W tym miesiącu: | 451 |
W tym roku: | 44115 |
Ogólnie: | 471167 |
Od dnia 21-09-2006
„W książce pt. «Sąsiedzi» polski historyk pochodzenia żydowskiego Jan Gross pisze o morderstwach w Jedwabnem — tamtejsi Żydzi zostali zamordowani przez Polaków.
Polska była w szoku i nie bez powodu. Mówię sobie, że tuż obok znajduje się kraj pełen takich Jedwabnych, cały kraj jest jednym wielkim Jedwabnem, a traumy tych zbrodni jeszcze nie poczuł.”
Efraim Zuroff w rozmowie z Rutą Vanagaite (fragment książki).
Książka „Nasi. Podróżując z wrogiem” Ruty Vanagaite i Efraima Zuroffa poruszyła opinię publiczną na Litwie, ale i nie tylko tam. W Polsce mówiło się o niej, że Litwini wreszcie wyciągnęli swojego trupa z szafy. Nie jest to podobno pierwsza książka w niepodległej Litwie, która porusza temat współpracy Litwinów z Niemcami przy mordowaniu Żydów. Wcześniejsze pisane były jednak głównie przez historyków, i prawdopodobnie z takim historycznym obiektywizmem, a może i polityczną poprawnością, że nie wywoływały szerszego oddźwięku. Temat był niepopularny, a historia skomplikowana. Bo ci, którzy współpracowali z Niemcami – litewscy partyzanci czy formacje pomocnicze, czyli tzw. „białe opaski” – byli uważani za bohaterów narodowych. To oni walczyli o niepodległą Litwę z Rosjanami, a po wojnie często trafiali do sowieckich katowni i na zsyłki za kolaborację z nazistami. Mamy tu podobną sytuację jak na Ukrainie: bohaterowie narodowi – bo wyklęci w czasach komunizmu – mają na sumieniu czystki etniczne.
Jeśli chodzi o mordy na ludności żydowskiej, to Litwini jako sojusznicy Hitlera uważali, że są zobowiązani do włączenia się w „brudną robotę”. Ale nie tylko takie były ich motywacje. W społeczeństwie był silny antysemityzm spotęgowany wydarzeniami, jakie miały miejsce przy okupacji Litwy przez Sowietów od jesieni 1939 r. Żydzi ujawniali sympatie komunistyczne, kolaborowali z Sowietami. Po wkroczeniu Niemców przyszła pora na rewanż.
Książka podaje fakty wstrząsające. Jak podkreślają autorzy, w żadnym innym kraju zbrodnie nazistowskie nie były dokonywane na taką skalę – Litwa ma największy odsetek zamordowanych Żydów – przeszło 90% (200 tysięcy osób). W dodatku w zbrodnie Litwini włączyli się masowo: szacuje się, że około 20 tys. osób było zaangażowanych w Holokaust. Pochodzili oni ze wszystkich klas społecznych, łącznie z inteligencją i klerem, bowiem za przestępców Holokaustu uważa się, nie tylko tych, którzy bezpośrednio zabijali, ale tych, którzy z nimi współdziałali: przygotowywali listy, doprowadzali do punktów zbornych, donosili na ukrywających się Żydów, dokonywali grabieży mienia żydowskiego lub w jakikolwiek inny sposób popierali zbrodnicze akcje.
Efraim Zuroff przytoczył w książce jeszcze jeden wstrząsający, a charakterystyczny rys: Żydzi litewscy byli w większości wypadków zabijani blisko swoich domów, nie przewożono ich do obozów koncentracyjnych, choć oczywiście takie też istniały, jak w Fortach w Kownie. Mordercami okazywali się ich sąsiedzi, z tego samego miasteczka czy wsi, którzy zaciągnęli się do partyzantki lub doraźnie współpracowali w „oczyszczeniu” terenu z żydowskiej ludności.
Według Zuroffa dochodziło także do mordowania Żydów, zanim wkroczyli Niemcy – historycy izraelscy wskazują na około 40 takich miejsc. Litwini mordowali Żydów także poza granicami swojego państwa: np. 12 batalion policyjny z Kowna Rollkommando Hamanna udał się na Białoruś, gdzie brał udział w egzekucjach Żydów w październiku 1941 r. – zamordowali oni ok. 20 tys. Żydów w 15 różnych miejscach.
Temat zbrodni popełnianych przez Litwinów na ludności żydowskiej był na Litwie zasadniczo tematem tabu przez 75 lat. Litwa po wojnie okupowana praktycznie przez Związek Radziecki nie miała możliwości w prawdzie zmierzyć się ze swoją historią. Ale od odzyskania niepodległości minęło już 25 lat, a zbrodnie są nadal przemilczane, nikt ze zbrodniarzy nie został skazany. Nawet ci, którzy po wojnie dostawali się do więzień NKWD i potem trafiali do łagrów, byli sądzeni za współpracę z Niemcami, nie za zbrodnie na Żydach.
Spotkanie w „Polin”
30 stycznia br. odbyło się Muzeum Żydów Polin w Warszawie spotkanie z autorami książki, przełożonej na język polski i wydanej przez wydawnictwo „Czarna Owca”.
Efraim Zuroff (ur. 1948), jest dyrektorem biura Centrum Szymona Wiesenthala w Jerozolimie i zajmuje się tropieniem nazistowskich zbrodniarzy na całym świecie. Jego rodzina pochodzi z małego miasteczka Łyngmiany (lit. Linkmenys) niedaleko Święcian w północno wschodniej Litwie. On sam nosi imię na pamiątkę najmłodszego brata swojego dziadka, który wraz z innymi członkami rodziny zginął w Holokauście, prawdopodobnie w Ponarach.
Ruta Vanagaite (ur. 1955) jest Litwinką bez żydowskich korzeni i bez wykształcenia historycznego. Z wykształcenia jest teatrologiem, znaną postacią telewizyjną, autorką dwóch poczytnych książek. Zajęła się tym tematem z powodów osobistych, gdyż wiedziała, że dwie osoby z jej rodziny były zaangażowane w zbrodnie przeciwko Żydom: dziadek, zamożny obywatel Kowarska przygotował dla Niemców listę komunistycznych aktywistów (w tym żydowskich), ale nie brał udziału w samym rozstrzeliwaniu. Po wojnie za współpracę z Niemcami został wywieziony do łagru w Kazachstanie, gdzie poniósł śmierć. Wujek Antanas, pułkownik armii niepodległej Litwy i szef policji w Poniewieżu był także zaangażowany w Holokaust. Po wojnie uciekł do Ameryki z obawy przed Rosjanami. Obydwaj byli uważani w rodzinie, a także w kraju, za bohaterów walczących o niepodległość Litwy.
Książka jest podróżą po miejscach związanych z Holokaustem na Litwie; autorzy rozmawiają ze świadkami, ale co najciekawsze, często toczą spór ze sobą. Efraim, który od 36 lat tropi zbrodniarzy, uważa, że powinni oni zostać osądzeni, a jeśli to teraz niemożliwe ze względu na wiek (większość zresztą już nie żyje) to przynajmniej powinni być ujawnieni. Stowarzyszenie Żydów Litewskich wysłało do prokuratora wniosek o wszczęcie śledztwa przeciwko 2055 domniemanym sprawcom. Lista przygotowana przez Stowarzyszenie Żydów Litewskich w Izraelu podaje liczbę 23 tys. osób (tzw. lista Josefa Mełameda). Jednak władze litewskie nie wszczęły żadnego śledztwa, żadna też osoba nie została w niepodległej Litwie skazana. Zuroff oburza się, że zbrodniarze nie tylko nie zostali postawieni przed sądem, ale są uważani za bohaterów, bo walczyli z Sowietami, mają nawet swoje pomniki i ulice swojego imienia.
Zuroff uważa, że Litwa jak najbardziej zasługuje na to, żeby być oskarżona o zakłamywanie faktów dotyczących Holokaustu. Sejm litewski na przykład przyjął zmienioną definicję ludobójstwa, taką, która wpasowuje się w kontekst litewski: za ludobójstwo uważa się tylko zbrodnie nazistowskie i komunistyczne. W muzeach, np. w Muzeum Ludobójstwa w Wilnie, zbrodnie przeciwko Żydom są marginalizowane, głównie przedstawia się cierpienia ludności litewskiej za czasów sowieckich; wcześniej nawet znaczną część wystawy poświęcono zbrodniom popełnionym przez Żydów-komunistów.
Zuroff jest człowiekiem bardzo zdeterminowanym w tropieniu zbrodniarzy; stara się zachować chłodny, prawniczy dystans: „Uważam, że interesowanie się życiem prywatnym i motywacją zbrodniarzy osłabiłoby moją skuteczność”.
Ruta Vanagaite w rozmowach z Zuroffem jest emocjonalna, może bardziej „chce zrozumieć”. Próbuje wytłumaczyć Efraimowi pułapkę sytuacji historycznej, w której znalazł się jej naród w czasie wojny. Potrafi także znaleźć psychologiczne uzasadnienie obecnej niechęci do przyznania się do zbrodni: każdy naród chce być albo bohaterem, albo ofiarą; nikt nie chce być mordercą.
Litwinka i Żyd w traumatycznej podróży po miejscach piekielnych. Ruta zapisuje: „Przy pomniku [pomordowanych Żydów w Łyngmianach] Efraim Zuroff zmawia kadisz. Nie wiem, co robić, więc odsuwam się trochę i czekam na niego. I wtedy słyszę dziwny dźwięk. Naprawdę bardzo dziwny. Słyszę jak łowca nazistów płacze.”
Nadzieja
Książka „Nasi...”, ukazała się w 2016 r. w nakładzie 2 tysięcy egzemplarzy. Na Litwie na okładce książki widnieje tylko nazwisko Ruty Vanagaite, bo wydawcy byli przekonani, że jeśli pojawi się nazwisko żydowskiego autora, to tym bardziej książki nikt nie kupi. Tymczasem cały nakład rozszedł się w ciągu 48 godzin. Do tej pory sprzedano kolejne 14 tys. egzemplarzy dodruku.
*
Przed wojną w miasteczku Malaty (lit. Moletai, jid. Malat) około 60 km na północ od Wilna
75% mieszkańców stanowili Żydzi. Latem 1941 r. dokonano eksterminacji przez grupę ponad dwudziestu kolaborantów litewskich, noszących białe opaski. Wykonanie egzekucji nadzorował jeden oficer niemiecki w obecności tłumacza i szefa miejscowej policji okręgu Malaty. Niemcy także fotografowali masakrę. W czasie pierwszej egzekucji, która trwała ok. 5 godzin zastrzelono 2300 osób. Łącznie pod koniec lipca i sierpnia 1941 r. zamordowano około 3,8 tys. Żydów z Malat i Uciany.
29 sierpnia 2016 r. w 75 rocznicę masakry zorganizowano w Malatach Marsz Pamięci. Inicjatywa wyszła od izraelskiego Żyda, którego rodzina pochodziła właśnie stamtąd. Spodziewano się przybycia 200-300 osób głównie pochodzenia żydowskiego z zagranicy. Tymczasem w marszu wzięło udział ok. 3 tysięcy osób, w 95% Litwinów, którzy przybyli z różnych stron kraju. W zorganizowanie marszu zaangażował się także litewski pisarz pochodzący z Malat – Marius Ivaškevičius.
I choć elity polityczne niepodległej Litwy nadal manipulują prawdą historyczną, społeczeństwo się przebudziło. Zwłaszcza młodzież chce znać prawdę. Te takty budzą nadzieję.
Dorota Giebułtowicz