Facebook
Bunt Młodych Duchem
Książki polecane:
Licznik odwiedzin:
Dzisiaj: 96
W tym miesiącu: 4725
W tym roku: 15859
Ogólnie: 490262

Od dnia 21-09-2006

Bunt Młodych Duchem

Jaszuny Słowackiego

Autor: Dorota Giebułtowicz
06-04-2017

Pałac w Jaszunach, 30 km na południe od Wilna, został wybudowany w latach 1824-1828 przez starszą córkę prof. Jędrzeja Śniadeckiego, Zofię, zamężną za Michałem Balińskim. Juliusz Słowacki spędził u nich swoje ostatnie uniwersyteckie Święta Bożego Narodzenia w roku 1827. Ogromny pałac stał jeszcze niewykończony, ale dla osiemnastoletniego Słowackiego nie miało to zapewne żadnego znaczenia – był zakochany  w  drugiej córce profesora – Ludwice, starszej od niego o sześć lat.
Później, będąc już na emigracji, widok pokrytych śniegiem choin przypomni mu tamte zimowe ferie spędzane na Wileńszczyźnie:
„Przed trzema dniami upadł śnieg – cieszyłem się jak dziecko widokiem białej ziemi i oprószonych jodeł pod moimi oknami i razem doznawałem jakiegoś smutnego uczucia. Różne wspomnienia cisnęły mi się do głowy, a nade wszystko wspomnienie ostatnich świat Bożego Narodzenia, kiedy byłem w Uniwersytecie. Patrząc na śnieg, zdawało mi się, że zajeżdżam z dzwonkiem przed ganek jaszuński.... potem wyszedłem do ogrodu i robiłem śnieżki, i rzucałem je na wiatr północny jak na imaginacyjną osobę przeszłości. Chciałem ją śnieżkami zasypać...” (list do matki z Genewy,  z dn. 18 grudnia 1834 r.).

***
Z dwóch braci Śniadeckich, Jana i Jędrzeja, bardziej znany był starszy – Jan (1756-1830), matematyk, geograf, ale przede wszystkim astronom. Znakomicie wykształcony, o rozległych kontaktach naukowych, które nawiązał podczas wielu podróży po ośrodkach uniwersyteckich Europy, początkowo swoją karierę związał z Uniwersytetem Jagiellońskim. Dzięki niemu powstało w Krakowie nowocześnie wyposażone obserwatorium astronomiczne. Czasy jego rozwoju jako naukowca przypadły na trudny okres w dziejach kraju: gdy ukończył czterdzieści lat i był w pełni sił twórczych, Polska zniknęła z mapy Europy. Widząc różne niekorzystne zmiany na uczelni pod rządami Austriaków, złożył dymisję i ponownie wyruszył w podróż po Europie, odnawiając swoje naukowe kontakty. Wkrótce przyszła propozycja objęcia obserwatorium w Bolonii. Ale w międzyczasie upomniało się o niego niewielkie miasto uniwersyteckie na północnym wschodzie dawnej Rzeczypospolitej, a obecnie należące do zachodnich guberni Cesarstwa Rosyjskiego – Wilno. Z tamtejszym Uniwersytetem był już związany jego młodszy brat Jędrzej. Podobno na uczonym astronomie zależało księciu Adamowi Jerzemu Czartoryskiemu tak dalece, że według niektórych świadków książę nawet przyklęknął przed Śniadeckim prosząc go o objęcie obserwatorium i urzędu rektora. Śniadecki, który w roku 1806 kończył 50. lat, po wahaniach przyjął obie propozycje.
W ten sposób sławny uczony znalazł się w kręgu wileńskich profesorów i studentów, a także rodzinnym kręgu swojego brata, sam bowiem był człowiekiem nieżonatym. Nie można chyba powiedzieć, że był lubiany przez studentów; zachowały się relacje, że był to „mąż wielkich zasług i sławy, ale dumny i twardy, suchego serca i zarozumiały pedant.” Najboleśniej chyba ugodził go Mickiewicz, charakteryzując w balladzie „Romantyczność” jako starca, którego „szkiełko i oko” widzi tylko „prawdy martwe”:



 „Martwe znasz prawdy, nieznane dla ludu,
Widzisz świat w proszku, w każdej gwiazd iskierce”.


„Iskierki gwiazd” były już wystarczająco czytelną aluzją, ale żeby nie było już żadnych wątpliwości, poeta umieścił pod wierszem dopisek odsyłający do rozprawy Jana Śniadeckiego „O pismach klasycznych i romantycznych”, zamieszczonej w „Dzienniku Wileńskim” w 1919 r.


Profesorska reyzdencja
Ale rodzina brata Jędrzeja zawdzięcza mu wiele: on to podobno namówił młodą mężatkę, córkę Jędrzeja – Zofię do wzniesienia pałacu w Jaszunach, może też wspierał budowę finansowo.
Jaszuny są położone nad niewielką rzeczką Mereczanką, w odległości ok. 30 km na południe od Wilna, niedaleko traktu do Lidy. Budowę pałacu rozpoczęto w roku 1824, a ukończono w cztery lata później. Pałac, jednopiętrowy, z dość płaskim dachem, składał się 35 pokoi w układzie amfiladowym: „z oszklonego portyku wchodziło się do przestronnego kwadratowego westybulu z umieszczoną naprzeciw drzwi dębową klatką schodową. W dolnej części schody były szerokie, jednobiegowe, na podeście półpiętra rozdzielały się jednak na dwa ramiona.” (z opisu Romana Aftanazego: „Dzieje rezydencji na kresach Rzeczypospolitej”).
W pałacu swoje pokoje, w tym salonik i bibliotekę miał też dostojny stryj-profesor. W rodzinie długo kultywowano pamięć o nim; według przekazów rodzinnych: „pomiędzy pokojem bibliotecznym a frontowym salonikiem «rogowym» znajdowała się niewielka kaplica domowa, dawna sypialnia Jana Śniadeckiego”, a w gabinecie utrzymanym w ciemnym kolorze pompejańskim stała „kanapa mahoniowa Jana Śniadeckiego obita skórą. Podobny styl reprezentowała też reszta mebli” (relacja siostry ostatniej właścicielki pałacu).

W Jaszunach gościł też kilkakrotnie student Uniwersytetu i syn profesora tejże uczelni – Juliusz Słowacki. Tu zakochał się beznadziejnie w drugiej, młodszej córce profesora Jędrzeja Śniadeckiego – Ludwice.



„Serce jak kryształ w setne poryło się skazy,
I tak wiecznie zostało.”
(Juliusz Słowacki, „Godzina myśli”)

Panna była oczytana, niezależna i lubiła ubierać się na czarno. Antoni Odyniec w swoich wspomnieniach tak ją charakteryzował: „Tu wszakże muszę nadmienić, że ani rodzaj urody (typ wschodni na wzór jakiejś Greczynki czy Arabki) ani rodzaj inteligencji panny Ludwiki, wprawdzie rozwiniętej szeroko i silnej, lecz nastrojonej na ton Byroniczny, nigdy do mego współczucia i upodobania nie trafiał, a nawet że i wszyscy dzielący mniej więcej usposobienie moje podobnegoż doznawali wrażenia”.
I dalej filomata wspomina: „Śniadeccy byli zbyt wysoko dla mnie, abym śmiał ich sam przez się odwiedzać; do odwiedzań zaś panny Ludwiki wcale mię nie brała ochota. Nie pisząc tu jej biografii, nie mam potrzeby tłumaczyć się: dlaczego? Być może iż właśnie dla tego, co w niej może najwięcej podobało się Julkowi; co w nich było wspólnego, a co dla mnie i w Julku nie było powabnem: zimna, egoistyczna pycha i ciągłe Byroniczne pozowanie na efekt”.
Dla siedemnastoletniego Słowackiego Ludwika była pierwszą prawdziwą miłością. Ale szans u niej nie miał żadnych – był od niej młodszy o sześć lat, w dodatku panna kochała się w innym – we Władymirze Rimskim-Korsakowie, synu generała-gubernatora Wilna. Kochając Rosjanina, wyraźnie przełamywała konwenanse.
Ludwika wywarła wielki wpływ na młodego Słowackiego. W pisanym na emigracji fragmentarycznym „Pamiętniku z lat 1817-1829” wspominał: „Pamiętam, jak siedząc raz w ciemnym pokoju i słysząc czytającą w przyległym pokoju stryjowi Ludwisię, (czytała życie Drydena*)* marzyłem o tragediach.”
W innym miejscu (rozdz. XIV) skonstatował „Kochając się w Ludwisi, utworzyłem sobie charakter podobny do ciemnego charakteru powieści Byrona.”
Po wyjeździe z kraju w liście do swojej matki, na wzmiankę o ożenku, pisał: „nie proście Boga, aby wasz Julek był kiedy drugi raz takim waryatem, jak wtenczas, kiedy miał lat 17, bo nie wiem, czyby wyszedł z tego paroxyzmu: wiecie, że po tamtej słabości teraz jeszcze jestem en convalescence”. (Paryż 26 maja 1832 r.)

Słowacki wspominał ją wielokrotnie w swoich poezjach:
– w „Podróży do Ziemi Świętej z Neapolu” (pieśń I)
„I znowu wspomnień pieśń dzika, echowa,
Zagrała w sercu i łzy moje płyną.
O Ludko! dziecka kochanko, – bądź zdrowa!...”

– w „Anhellim” (pieśń XI)
„Otom zobaczył Anioła, podobnego tej niewieście, którą kochałem z całej duszy mojej, będąc jeszcze dzieckiem.
A miłowałem ją w czystości serca mego; dlatego łzy mnie zalewają, kiedy myślę o niej i o mojej młodości.
 (...)
Dziś już to snem jest”.

– I w „Beniowskim” (pieśń IV)
 „Kochanko pierwszych dni! – znów jestem twoim”.  
(...)
„I pomyśl, czy ja duszę mam powszedną?
Ja – co przebiegłszy świat – kochałem jedną.
Twój czar nade mną trwa. – O! ileż razy
Na skałach i nad morzami bez końca,
W oczach twój obraz, w uszach twe wyrazy
A miłość twoję miałem na kształt słońca
W pamięci mojej.”

Według badaczy literatury akt I „Kordiana” i scena z Laurą rozgrywa się w Jaszunach. Słowacki po latach przyznawał, że może była to jedyna prawdziwa miłość w jego życiu.

„Ta poszła zabrać na warneńskim polu
Zwłoki, – a uszy w Konstantynopolu”
 („Podróż do Ziemi Świętej z Neapolu”, pieśń III)



Ale miłość Ludwiki do młodego rosyjskiego pułkownika Władymira, zwanego w polskich kręgach Waldemarem, też była „niepowszedna”. Niestety miała tragiczny finał: młody pułkownik zginął w wojnie rosyjsko-tureckiej podczas szturmu na twierdzę Szumla. Wieść o śmierci ukochanego na początku września 1929 r. była dla Ludwiki wstrząsem. Śniadecka postanowiła wyjechać z Litwy, by na Bałkanach odszukać jego grób. Rodzina jednak stanowczo się temu sprzeciwiła. Ludka jednak dopięła swego i wiosną 1833 r. w towarzystwie brata Józefa wyjechała do Odessy. Czy dotarła na Bałkany i odnalazła grób? – dokładnie nie wiadomo. Ale w poemacie Słowackiego:
„Znałem... lecz szczęściem uleczoną z żalu
Safonę, bardzo podobną do greckiej.
Ta się nieszczęściem kochała w Moskalu,
A Moskal zginął na wojnie tureckiej;
Ta poszła zabrać na warneńskim polu
Zwłoki – a uszy w Konstantynopolu.”
 („Podróż do Ziemi Świętej...” pieśń III)



Te „uszy” trudno zinterpretować, prawdopodobnie Turcy obcinali uszy poległym wrogom, traktując je jako wojenny łup, przydatny w statystyce. Ale może tylko istniały takie pogłoski. Słowacki złośliwie pisze, że panna prosząc o wydanie ciała ukochanego dostała kilka sznurów z nanizanymi uszami:
„«Wróćcie mi, wróćcie!» I znowu zamilka,
Patrząc na skarbów znizanych pół-pluton,
Zrozumiał emir i dał sznurków kilka”.



Poemat Słowackiego był pisany w 1836 r. Samotna kobieta błąkająca się po wschodniej Europie w poszukiwaniu mogiły kochanka, zaczynała przypominać nieszczęsną Karusię z „Romantyczności”. Jak musiano sobie drwić z córki Śniadeckich w kręgach wileńskich! Owładnęło nią jakby romantyczne szaleństwo, tak wykpiwane przez jej stryja, racjonalnego profesora Jana. W dodatku czasy były popowstaniowe, a Władymir był rosyjskim huzarem.
Ludwika mimo nalegań rodziny nigdy już na Litwę nie wróciła. Nie przyjechała także do Wilna na pogrzeb swojego ojca, w maju 1838 r. Gdy w 1841 r. poważnie zachorowała, spisała testament, w którym cały swój majątek ze spadku po ojcu postanowiła przeznaczyć na wybudowanie kaplicy przy grobie Rimskiego-Korsakowa w Szumli i zakładu filantropijnego dla sierot i starców pod jego i swoim imieniem. Po wyzdrowieniu opuściła Odessę i przeniosła się samotnie do Stambułu. W 1842 r., jako już czterdziestoletnia kobieta, poznała młodszego od niej o dwa lata Michała Czajkowskiego (Sadyka Paszę). Później gdy Czajkowski przeszedł na islam, wzięła z nim w Stambule ślub muzułmański, ale sama nie zmieniła religii. Ślubu katolickiego nie mogła dostać, gdyż Sadyk był żonaty; żonę i czwórkę dzieci pozostawił w Paryżu.



„Niedawno miałem o niej sen śliczny...”
W maju 1842 roku w liście do matki poeta jeszcze raz wspomina swoją „siostrę Wilenczankę”, teraz znów czule, bez poetyckich szyderstw: „Dziękuję Ci, droga, za wiadomość o Ludce. Imię to ma dla mnie dotąd czar dziwny. – Niedawno miałem o niej sen śliczny... Zdawało mi się, żeśmy się spotkali u stóp wielkich, olbrzymich wschodów, w przysionku jakiegoś pałacu... Wiedziałem, że ją tam spotkam – zebrawszy więc całą moc i energiją, przystępowałem do niej i spojrzawszy na twarz jej – niestety! już zmienioną! – założyłem ręce i chciałem do niej mówić... Ale zaledwo pierwsze słowa wyrzekłem, buchnął mi z serca płacz gwałtowny i padłem na wschody jak Dante przed Franceską... Wtenczas ona, stojąc nade mną z litością, ręką zdjęła ze swej twarzy tę niby maskę mglistą, która ją była odmieniła – i piękniejsza niż dawniej, przez kilka chwil patrzyła na mnie. Potem zaczęła iść po wschodach z wolna... i słyszałem echo jej chodu coraz wyżej – niknące – aż nareszcie znikło zupełnie. Lecz ten gest, którym ona z twarzy swojej zdjęła odmianę całą lat i smutków, był zadziwiającej piękności. – Tak sen jest czasem cudownym malarzem i moralistą.”
Czy te olbrzymie „wschody w przysionku jakiegoś pałacu” to szerokie, dębowe schody w pałacu w Jaszunach? Pozostanie to tajemnicą jego miłości.
 Juliusz zmarł w kwietniu 1849 r. w Paryżu. Ludwika w lutym 1866 r. w Stambule.


*John Dryden, siedemnastowieczny dramatopisarz angielski, reformator teatru - przyp. Red.


***

Dopisek do zdjęć:  Z relacji Heleny Dowgiałłowej siostry ostatniej właścicielki Jaszun Marii Balińskiej : „Dwór w Jaszunach w czasie I wojny ocalał w całości. W 1939 r. rozgrabiony został przez starowierców, mieszkańców sąsiedniej wsi Gaj. Porąbano wówczas meble, obrazy, lustra, piece, posadzki, globusy Śniadeckiego, podarto na strzępy książki i rękopisy, powybijano szyby w oknach. Pozostały tylko nagie mury. Park został w większości wycięty, groby sprofanowane.”
(za: Roman Aftanazy „Dzieje rezydencji na kresach Reczypospolitej”)

Dorota Giebułtowicz
Fot. Andrzej Pilecki