Dzisiaj: | 118 |
W tym miesiącu: | 651 |
W tym roku: | 35899 |
Ogólnie: | 462950 |
Od dnia 21-09-2006
Obrazek 1. Skrzydlaci pomocnicy Michaiła Kałasznikowa. Przez przypadek czy nieprzypadkowo pomnik Kałasznikowa, twórcy słynnego karabinu, postawiono na wprost budynku, w którym mieści się redakcja „Radia Wolność”. Symboliczna koincydencja. Kałasznikow stoi nieco bokiem, kątem oka obejmując jednak obiekt. Automat trzyma luźno, niczym wspaniałe dzieło, lewą ręką lekko go nakierowując. Może wystrzelić w górę, a może odwrócić się i... — po oknach „Wolności”. W przeciwieństwie do statycznego Św. Włodzimierza, również tego samego autora, Kałasznikow jest dynamiczny, uchwycony w ruchu, karabin zaś trzyma jak instrument muzyczny, jak klarnet, potrafiący strzelać.
Co do Kałasznikowa wszystko jasne: „Wolność” na celowniku. Natomiast druga część pomnika stanowi zagadkę. W tle widzimy postać na koniu. Zarówno jeździec jak i koń mają skrzydła. Jeździec wbija włócznię w paszczę smoka, wijącego się pod kopytami. Przypomina on św. Jerzego (z ikonograficznego tematu „Św. Jerzy walczący ze smokiem”). Dlaczego jednak obaj mają skrzydła? Skrzydlaty koń w greckiej mitologii to Pegaz. A za plecami św. Jerzego (zgodnie z tradycją ikonograficzną) powiewa płaszcz, którego nie sposób pomylić ze skrzydłami. Poza tym skrzydła są atrybutem aniołów, nie świętych. Mało prawdopodobne, by rzeźbiarz nie znał słynnych ikon przedstawiających św. Jerzego... Można by pomyśleć, że to Archanioł Michał... Po co mu jednak skrzydlaty koń, jeśli ma własne skrzydła! Chodzi więc zapewne o wymyśloną postać, będącą jedynie uzupełnieniem wizerunku twórcy broni. Eklektyczna, niezrozumiała, unoszona ze wszystkich stron przez skrzydła postać z twarzą bardzo podobną, jak zauważa wielu, do młodego Putina...
Spróbujmy jednak odgadnąć zamysł artysty. Skrzydlaty bohater zabijający smoka to uosobienie boskiej siły oraz poetyckiej mocy, skoro już zdołał on dosiąść Pegaza. Z pewnością ani włócznią, ani karabinem, ani bronią jądrową nie da się pokonać wroga. Potrzebne jest natchnienie i pomoc bogów Olimpu, którzy na czas potyczki zesłali bohaterowi – Pegaza, potomka gorgony Meduzy. Ducha walki ma on we krwi. Potrafi nie tylko uderzeniem kopyta otworzyć źródło Hippokrene, ale roztrzaskać głowę każdemu potworowi.
A jeśli jeździec to Archanioł Michał (postać występująca w religiach: judaistycznej, chrześcijańskiej i muzułmańskiej), to dlaczego nie włączyć go do panteonu pogańskich bogów, choćby za pośrednictwem Pegaza? Oświecić z najwyższej pozycji pogańskie narody. Przecież nauczał pogan i apostoł Paweł.
Najwidoczniej Cerkiew pobłogosławiła tej oświeceniowej misji związanej z bronią palną, a duchowny pomnik poświęcił.
Coś tu jednak za dużo skrzydeł. Przy dużym wietrze, na szerokim Pierścieniu Sadowym (ros. Sadowoje Kolco) cała rzeźba może po prostu wznieść się w górę.
(Od Redakcji:
Pomnik Kałasznikowa w Moskwie (projetkt Saławat Szczerbakow), który odsłonięto jesienią ubiegłego roku. Przy stojącej (w tle) postaci skrzydlatego jeźdźca zamieszczono schemat karabinu kałasznikowa, który okazał się schematem automatu Sturmgewehr 44, skonstruowanego przez Hugo Schmiessera, niemieckiego inżyniera. Schmiesser po wojnie dostał się do rosyjskiej niewoli i pracował w zakładach produkujących broń. Pomyłkowe zamieszczenie schematu dało asumpt do rozważań na temat oryginalności wynalazku radzieckiego konstruktora...
----------
Obrazek 2. Nauczanie pod ziemią Na liniach moskiewskiego metra kursują pociągi „tematyczne”. Można je nazwać edukacyjnymi. Przekazują obywatelom wiedzę z różnych dziedzin. Przede wszystkim wojenno-patriotyczną wraz z kadrami z radzieckich filmów „Ballada huzarska”, „Wojna i pokój”, „Bitwa o Moskwę”, „Aleksander Newski”, „Stalingrad” i wielu innych. Na ścianach wagonów widać blaski pożarów. Ma się wrażenie, że w huku mknącego pociągu słychać wybuchy pocisków, serie z karabinów maszynowych, jęki rannych. Pasażerowie w napięciu, niczym na pierwszej linii frontu, przeciskają się ku ratunkowi, do wyjścia z pola walki na swoją stację. Górne światło słabnie pod naporem czerwieni i brązu.
Jest specjalny skład „Wielcy dowódcy”: Aleksandr Suworow, Michaił Kutuzow, Gieorgij Żukow, Aleksander Newski, Dymitr Doński, Konstanty Rokossowski, Michaił Skobielew, Aleksiej Jermołow, Pawieł Nachimow, Fiodor Uszakow. Naród powinien znać swoich bohaterów. Jednak w godzinach szczytu wagon jest nabity po brzegi. Głową nie poruszysz, żeby cokolwiek przeczytać. Bohatersko spoglądają dowódcy na swoich rodaków. Bohatersko, lecz bez najmniejszego współczucia. Tutaj również górne światło zacienione jest groźnym, militarnym tłem.
Zwykle przychodziło mi jechać takim wagonem za dnia, kiedy pasażerów jest znacznie mniej. A i tak było dość ciemno. Przygniatają agresywne kolory.
A oto pociąg „Rosja — moja historia”. Znowu walki i zwycięstwa. Obraz „Bitwa na Kulikowym Polu”. Pojedynek Pierieswieta z Czełubejem. Włócznia Rusina przebija tarczę bisurmana, który pada z konia... Komentarz: „W tamtych czasach walka oznaczała pojedynek jeden na jednego. Kiedy to każdy wojownik sam wybierał przeciwnika. To właśnie starcie wręcz decydowało o przebiegu bitwy. W potyczce jako oręż służyły miecze, maczugi, noże, topory, jak również ogromne tarcze z zaostrzonymi na dole metalowymi okuciami”.
Młodym ludziom ta wiedza do niczego nie jest potrzebna, gapią się w swoje iPhone'y i smartfony. Obok starsza kobieta widząc, że uważnie przyglądam się malunkom na ścianach, zasmucona przeżegnała się: „Tylko wojna i wojna, mało to ich było w naszym życiu”...
Pewnie mało, skoro nie pierwszy już rok na tylnej szybie samochodów widzisz slogan: „Spasibo diedu za pobiedu” (Dziękuję dziadkowi za zwycięstwo) z nieprzyzwoitym rysunkiem: jeden z partnerów tej samej płci, z pięcioramienną gwiazdą, wykorzystuje od tyłu drugiego, grożąc mu — „Możemy powtórzyć!”
31 grudnia, po wieczornym, przednoworocznym nabożeństwie, wszedłem do metra, gdzie o tej porze było już trochę mniej tłoczno... Pociąg podjechał akurat z tych pomalowanych, hura-patriotycznych. Postanowiłem nie wsiadać, nie jeść u świątecznego stołu poglądowej agitacji. Ja, dziecko wojny, mam jej powyżej uszu... Drzwi huknęły niczym salwa armatnia, skład drgnął i potoczył się w głąb czarnej lufy tunelu.
Niestety, nie sprawdził się mój ostrożny pacyfizm. Następny pociąg także był wojowniczy, z walkami pod Moskwą... Musiałem wsiąść...
Ale — zdarzają się takie przypadki! Naprzeciwko siedział chłopak, z wyglądu Azjata. Dłubał coś przy starym tranzystorze. Nagle wagonem wstrząsnął donośny głos Josifa Kobzona „Chotiat li russkije wojny” (Czy Rosjanie chcą wojny). Chłopak przestraszył się dudnienia i natychmiast go wyłączył.
„O pokój na całym świecie… i zgodę między wszystkimi, do Pana módlmy się” — przypomniałem sobie słowa Wielkiej Ektenii, które zabrzmią jutro na porannej Liturgii...
Aleksander Zorin,
poeta i pisarz. Mieszka w Moskwie
(tłum. Maksim Duszkin)