Facebook
Bunt Młodych Duchem
Książki polecane:
Licznik odwiedzin:
Dzisiaj: 138
W tym miesiącu: 1859
W tym roku: 40771
Ogólnie: 467822

Od dnia 21-09-2006

Bunt Młodych Duchem

Arcybiskup Feliński a powstanie styczniowe

Autor: Jacek Giebułtowicz
07-03-2014

11 października 2009 roku Benedykt XVI kanonizował w Watykanie Zygmunta Szczęsnego Felińskiego (1822-1892) arcybiskupa Warszawy z czasów powstania styczniowego. Episkopat Polski wystosował z tej okazji list pasterski, w którym przedstawił sylwetkę świętego. Szkoda, że tekst ten napisany został w bardzo ojczyźniano-hagiograficznym stylu, przez co biskupi stracili okazję zainteresowania wiernych tą bardzo nietuzinkową postacią oraz wywołania dyskusji o patriotyzmie i historii.
„To dzięki jego zabiegom – czytamy w liście – Stolica Apostolska powstrzymała się od jakiegokolwiek aktu potępiającego powstanie styczniowe, czego usilnie domagała się Rosja”. (…) I dalej: „Napisał w liście do cara: »Krew płynie wielkimi strumieniami, a represje zamiast uspokoić umysły, jeszcze bardziej je rozdrażniają. W imię miłosierdzia chrześcijańskiego i w imię interesów obu narodów, błagam Waszą Cesarską Mość, abyś położył kres tej wyniszczającej wojnie… Polska nie zadowoli się autonomią administracyjną, ona potrzebuje bytu niepodległego«”. Dobrane w liście pasterskim fakty i cytaty sugerują, że Zygmunt Feliński, sam uczestnik powstania poznańskiego 1848 roku, był co najmniej przychylnie nastawiony do kolejnego zbrojnego zrywu Polaków.
Dlatego zdziwić mogły uważnego słuchacza słowa Ojca Świętego Benedykta XVI wypowiedziane podczas kanonizacji arcybiskupa: „Przed wybuchem powstania styczniowego ostrzegał przed niepotrzebnym rozlewem krwi. Jednak, gdy powstanie się rozpoczęło i gdy nastąpiły represje, odważnie stanął w obronie uciśnionych”. Można by tę subtelną różnicę wytłumaczyć w krótki sposób: papieża nie obowiązuje polska „poprawność patriotyczna”. Ale problem jest poważniejszy. Jak bardzo schematyczna musi być nasza świadomość historyczna, skoro biskupi obawiają się przyznać, że święty Zygmunt Szczęsny, choć szczery patriota, był zdecydowanym przeciwnikiem wybuchu powstania w styczniu 1863 roku.
To smutne, bo arcybiskup Feliński to człowiek prostolinijny; odważnie i bezkompromisowo trzymający się swoich zasad, a do tego bardzo szczery w przedstawianiu niezwykłych przypadków swojego życia, których opis pozostawił w „Pamiętnikach”.

Abp Feliński u cara
„Nie miałem żadnej pretensji do zostania mężem stanu – wyznaje Feliński – jedyną moją ambicją było pozostać zawsze w prawdzie, być moralnie jak brylant przezroczystym”*. Bo też nominacja profesora Akademii Duchownej w Petersburgu, stroniącego raczej od polityki, za to całkowicie oddanego pracy duszpasterskiej i charytatywnej, na arcybiskupa warszawskiego była całkowitym zaskoczeniem. Naturalnym kandydatem wydawał się być ceniony w Watykanie, bardzo spolegliwy wobec władz carskich, znający Kościół warszawski (urodzony w podwarszawskich Wiskitkach) ksiądz Konstanty Łubieński (1825-1869). O utrąceniu tej kandydatury zdecydował ponoć margrabia Wielopolski kierując się, jak to w polskim zwyczaju, jakimiś rodowymi animozjami („mówiono, że związał się kiedyś słowem honoru, że żadnemu z Łubieńskich nigdy nie poda ręki”). Łubieński został niedługo później mianowany biskupem w Sejnach (diecezja augustowska); potępił powstanie styczniowe; ulegał rządowi rosyjskiemu aż do chwili, kiedy musiał ostatecznie dokonać wyboru między papapieżem a carem; pozostał wierny Kościołowi; zmarł w drodze na zesłanie do Permu; miał zaledwie 44 lata.
Jeszcze przed swoim ingresem w lutym 1862 roku, abp Feliński został przyjęty na audiencji przez cara Aleksandra II. Na pytanie monarchy: „Jakichże środków zamierzasz użyć dla powstrzymania tych szaleńców, co kraj w odmęt rewolucji pchają?”, odpowiedział: „Powaga Kościoła i głos przekonania – oto jedyne argumenty, jakich użyć mogę. Uręczam Waszą Cesarską Mość, że nie tylko jako kapłan, lecz i jako miłujący swój kraj patriota uważam dziś rewolucję za prawdziwą klęskę dla narodu i przeto wszelkich dołożę starań, by nie dopuścić do podobnego nieszczęścia. Jeśliby jednak naród w szale zapamiętania nie uwzględnił mych przedstawień i ściągnął na siebie groźne następstwa represji, ja przede wszystkim spełnię obowiązki pasterza i podzielę niedolę ludu mego, chociażby sam stał się swych nieszczęść sprawcą”.

Panowie, żadnych marzeń
Czy Feliński dobrze oceniał sytuację w Polsce? Miał w pamięci słowa cara „Mesieurs, point de reveries” (Panowie, żadnych marzeń) wypowiedziane do marszałków szlachty polskiej w Warszawie 23 maja 1856 r. i towarzyszące im brutalne ostrzeżenie: „Je saurai sévir” („Potrafię bowiem poskromić”). Władze carskie przy pierwszej okazji przystąpiły do spełniania tej groźby. W lutym 1861 podczas manifestacji z okazji rocznicy bitwy grochowskiej policja strzelała do tłumu. Arcybiskup Antoni Fijałkowski (1778-1861) na wieść o zabiciu pięciu demonstrantów, udał się z protestem na Zamek. Usłyszał, że wojsko jest gotowe bić do tłumu ze wszystkich dział. Rozgniewany starzec odpowiedział: „A ja każę bić we wszystkie dzwony”.
Przechodzą kolejne fale protestów i coraz drastyczniejsze represje. Pogrzeb arcybiskupa Fijałkowskiego, 10 października 1861 r. przerodził się w ogromną manifestację patriotyczną. Cztery dni później władze wprowadziły stan wojenny na terenie całego Królestwa. Wbrew zakazowi gubernatora wierni po nabożeństwach organizują manifestacyjne śpiewy pieśni patriotycznych. Do trzech stołecznych świątyń wkracza wojsko. W reakcji na te profanacje duchowieństwo zebrane na Konsystorzu, ulegając wpływom radykałów, postanowiło zamknąć wszystkie kościoły i kaplice na terenie Warszawy.

Między młotem a kowadłem
Podczas pierwszej wizyty u namiestnika gen. Aledsandra Lüdersa abp Feliński słyszy jego szczere wyznanie: „Dałem słowo honoru cesarzowi, że utrzymam prządek w Warszawie i słowa tego dotrzymam, chociażbym miał zbombardować całe miasto”.
Czy Zygmunt Szczęsny powinien zareagować tak jak tego poprzednik? Jest od tego jak najdalszy. Wbrew opinii dużej części kleru i wbrew woli ulicy szybko przeprowadza rekoncyliację sprofanowanych świątyń i nakazuje otwarcie wszystkich kościołów warszawskich. Zarówno wiara, jak i roztropność każą mu chronić Kościół przed wpływami polityki. Porządkuje sprawy diecezji, wizytuje parafie, studzi rozpalone głowy. „Zwiedzając zakład sierot (…) – wspomina – zostałem przyjęty w bardzo dziwny sposób, gdyż dziewczynki te, po większej części drobne, zaśpiewały na me powitanie obozową pieśń: »Hej, ramię do ramienia! Hej, strzemię do strzemienia!« Nie przerywałem śpiewu, ale po jego ukończeniu zapytałem z uśmiechem: »Któż to was, moje dziatki, nauczył tej wojennej piosenki? Zdaje się, że ani ja, ani wy bić się nie pójdziemy, a i mistrzynie też wasze inne obrały powołanie; nie pojmuję przeto, co za znaczenie może mieć w dziecinnych ustach waszych pieśń podobna«”.
Nie zawsze konfrontacje metropolity z nastrojami społecznymi miały tak żartobliwy przebieg. Podczas wiekopostnych rekolekcji, które abp Feliński głosił w katedrze warszawskiej, doszło do groźnego incydentu. Mimo ostrzeżeń, że nastawiona radykalnie młodzież podejmie próbę przerwania nabożeństwa, metropolita postanowia „obowiązek swój spełnić, pozostawiając Opaczności wyprowadzenie (…) zgodnych z wolą Bożą następstw. Jak zwykle przeto wstąpiłem na kazalnicę; lecz zaledwie kilka słów wyrzekłem, powstał w kościele zamęt i dały się słyszeć wołania: »Wychodzić! Wychodzić!« Grupa młodych ludzi, rozlokowana około prezbiterium, skierowała się w ścieśnionych szeregach ku wyjściu, prąc przed sobą publiczność stojącą pośrodku głównej nawy, tak iż środkowe przejście chwilowo się opróżniło. Publiczność jednak, siedząca w ławkach i stojąca w bocznych nawach, pozostała na miejscu, po chwili zaś i znaczna część wypartych z kościoła wróciła (…) Przeczekawszy na kazalnicy, aż wróciła spokojność, zawołałem, zwracając się w stronę wychodzących: »Odpuść im, Panie bo nie wiedzą, co czynią. I my też, bracia, z serca im przebaczmy, gdyż nie bezbożność to, lecz źle zrozumiana miłość ich zaślepia«.”

Rozsądek contra emocje
Arcybiskup Feliński był człowiekiem o szerokich horyzontach, rozległej wiedzy i mimo młodego, jak na hierarchę wieku, bogatym doświadczeniu życiowym. Przed studiami duchownymi (w Łucku i Petersburgu) ukończył fakultet matematyczny na Uniwersytecie Moskiewskim; w Paryżu obracał się w środowisku Wielkiej Emigracji, poznał Adama Mickiewicza, był przyjacielem i świadkiem ostatnich chwil życia Juliusza Słowackiego; zdążył nawet złożyć Ojczyźnie daninę krwi – walczył i był ranny w Wielkopolsce podczas Wiosny Ludów.
Z czasem jednak Zygmunt Szczęsny nabrał krytycyzmu do idei walki zbrojnej jako jedynego działania dobrze służącego interesowi Polski. Pisał w „Pamiętnikach”: „Wadą ówczesnego patriotyzmu było jedynie to, iż zasadzał się on przede wszystkim na gotowości ujęcia za broń na pierwsze hasło, nie oglądając się na żadne osobiste ofiary. To, co nazywano później pracą organiczną, dążącą do naprawy i odrodzenia społecznego, wcale nie wchodziło w program patriotów, a to z tej prostej przyczyny, że nie poczuwali się oni do żadnej względem narodu winy, całą odpowiedzialność za upadek kraju zwalając na gwałt i obłudę trzech zaborczych dworów”. Nie można się więc dziwić, że sympatie polityczne metropolity warszawskiego skierowane był w stronę obozu umiarkowanych patriotów. W tej grupie wyróżniał „powolnych progresistów” i „zwolenników samoistnego rozwoju”. Progresiści, do których Feliński zalicza margrabiego Aleksandra Wielopolskiego „sądzą (…) iż dobrze zrozumiany patriotyzm zależy na zużytecznieniu na korzyść narodu tych wszystkich środków, jakie w obecnej posiadamy chwili (…). Praca organiczna w zakresie możebności oto jest ich polityczny program. Że zaś nic tak nie przeszkadza pracy takiej, jak wszelkie gwałtowne przewroty, rewolucję przeto (…) uważają oni za największą narodową klęskę i wszystkie nieszczęścia kraju przypisują tym periodycznym wstrząśnieniom, co dawniejsze nabytki narodowej pracy rujnują i rozsądnych patriotów w coraz to gorszych warunkach stawiają. (…) powiadają oni, że praca organiczna możebna jest tylko przy współdziałaniu rządu, że zaś to współdziałanie inaczej otrzymanym być nie może, jak przez danie rządowi pewnych gwarancji (…). Należy przeto rzeczywiście i z przekonania wyrzec się wszelkich nielegalnych zachcianek, a za to coraz dalej posuwać program pokojowego rozwoju, tak żeby naród odzyskiwał stopniowo na drodze legalnej to, co na rewolucyjnej utracił” . Abp Feliński ceni Wielopolskiego zwłaszcza za jego ambitne plany reform w dziedzinie administracji i szkolnictwa. Nie wierzył jednak w skuteczność układów z rządem carskim, ponieważ Rosjanie nigdy nie dotrzymywali zobowiązań, a stawiając ugodowcom kolejne warunki, coraz bardziej uzależniali ich od siebie.
Grupa zwolenników „samoistnego rozwoju”, której przewodził cieszący się wielkim autorytetem hr. Andrzej Zamoyski starała się wprowadzać w czyn popularne w tamtych czasach powiedzonko „bierz i nie kwituj”. Stali na gruncie jawności, ale, możliwie, bez wchodzenia z zaborcą w żadne alianse.
„I oni też – pisze Feliński – zwolennikami są pracy organicznej, ale całkiem od rządu niezależnej, w zakresie prywatnej obywatelskiej działalności, który to zakres starają się wszelkimi legalnymi środkami rozszerzać i cały kraj siecią działalności takiej opasać. Działania rewolucyjne uważają oni za niewłaściwe; nie przeto, by zaprzeczali podbitemu narodowi prawa odebrać siłą to, co mu siłą odjęto, lecz że zważywszy na nierówność walki i poczerpnięte z przeszłości doświadczenie, uważają tego rodzaju zapasy, co muszą ostatecznie porażką się skończyć, za szkodliwe dla tego właśnie samoistnego, organicznego rozwoju, który główny cel ich pracy stanowi.”

Analiza niepodległościowego ruchu
Partie „ruchu” Feliński dzieli na zwolenników otwartej walki, odznaczających się „rycerską szlachetnością”, dla których „sztylet i trucizna są (…) tak wstrętną bronią, iż woleli raczej od niej zginąć, niż nią walczyć” oraz na zwolenników rewolucji, którym „właściwie chodzi już nie tyle o niepodległość Polski, ile o rewolucyjny przewrót. (…) Hołdując wyłącznie teoretycznym utopiom (…) wszelkie środki uważają za dobre, skoro do zamierzonego celu prowadzą”. W tej charakterystyce łatwo dostrzec lęk dostojnika kościelnego przed zaszczepieniem na gruncie polskim radykalnych idei, rozsiewanych po świecie przez tajne sprzysiężenia masonów i karbonariuszy (jak się okazało później wpływ tychże na powstanie styczniowe był niewielki). Nieprzypadkowo arcybiskup w swoim opisie metod walki posługuje się cytatem z Zygmunta Krasińskiego: „Kto przekuje w nóż kajdany, a nie w szable – ten przeklęty!”
To w pewnym stopniu zaskakujące, że właśnie trzeci wieszcz, z którego twórczością Feliński zetknął się najpóźniej – już w kraju, po powrocie z Francji, zaraz po śmierci Słowackiego – wywarł największy wpływ na jego światopogląd. Nie ma wątpliwości, po której stronie sporu: obrońcy tradycji i wiary – hrabiego Henryka z burzycielem starego porządku – Pankracym opowiadał się arcybiskup. Ale bliska sercu abp Felińskiego wizja Okopów Św. Trójcy nie przesłaniała mu w miesiącach służby biskupiej w Warszawie trzeźwego osądu sytuacji, w jakie znajdowała się ojczyzna.

Szczerość w polityce nie popłaca
Z osobą kolejnego namiestnika – Wielkiego Księcia Konstantego arcybiskup Feliński wiązał przez pewien czas nadzieje na to, że brat cara odegra wobec Polski rolę męża opatrznościowego: zwiększy autonomię, zastąpi Rosjan Polakami w rządzie i administracji Królestwa, przywróci polskie barwy i emblematy. Ostatnim przejawem tych złudzeń była koncepcja uzyskania niepodległości poprzez akt koronacji Konstantego na króla Polski. Echo tego pomysłu pobrzmiewa prawdopodobnie w dramatycznym apelu arcybiskupa Felińskiego do cara z 15 marca 1863 roku. Padają tam słowa (pominięte w Liście Episkopatu z października 2009 r.): „Najjaśniejszy Panie! Ujmij potężną dłonią kierownictwo polskiej sprawy; uczyń z polski naród niepodległy, połączony z Rosją dynastycznym tylko węzłem; jest to jedyne rozwiązanie, zdolne powstrzymać rozlew krwi i położyć stałe trwałego uspokojenia podwaliny.”
Apel metropolity nie zadowolił żadnej ze stron: stronnictwa zaangażowane w powstanie potraktowały go jako przejaw kapitulanctwa, zaś Wielki Książę, lękając się o własną głowę, odmówił przekazania memoriału carowi. W tajemniczy sposób list wyciekł z kancelarii kurialnej i szybko, oczywiście bez zgody autora, został opublikowany we francuskiej prasie. Fakt ten najpewniej przesądził o dalszym losie arcybiskupa.

Mimo presji niezależny do końca
O wyjątkowości osoby Zygmunta Felińskiego świadczy fakt, że mimo osamotnienia, w jakim się znajdował, chłodnego a niekiedy wrogiego traktowania przez społeczność Warszawy i znikomego raczej wsparcia ze strony duchowieństwa archidiecezji, pozostał odporny na wpływy ze strony władz carskich. A przecież poddawano go nieustannej presji: z jednej strony działając pochlebstwem i obietnicami – tak próbowali wpływać na niego uchodzący za liberałów tzw. „konstantynowscy”, czyli stronnictwo Wielkiego Księcia; z drugiej strony stosując najzwyklejsze zastraszanie, gdy np. chciano wymusić odwołanie procesji Bożego Ciała pod groźbą odpowiedzialności arcybiskupa za ewentualne ofiary zamieszek.
Siłą metropolity była prostolinijność i powstrzymanie się od jakiejkolwiek gry politycznej. Postanowił sobie: „powinienem postępować drogą całkiem samoistną, chroniąc się wszelkiej solidarności tak z rządem, jak z jakim bądź stronnictwem politycznym”. Ta postawa wywoływała duże wrażenie na przedstawicielach rosyjskiej elity, o czym świadczą słowa Księcia Konstantego: „L’Archevque dit des choses impossibles, mais il les dit avec la candeur d’un enfant” (Arcybiskup mówi nam rzeczy niemożliwe, lecz mówi je z prostodusznością dziecka).
Ale generałowie Lüders i Berg, którym powierzono, zgodną z ich naturą, misję szybkiego i brutalnego stłumienia powstania nie mieli żadnych skrupułów także w stosunku do „ministra Chrystusowego”. Zarządzona przez Berga w czerwcu 1863 roku pospieszna, bez rozpatrzenia apelacji złożonej przez Kurię, egzekucja w Cytadeli warszawskiej kapelana powstańców o. Agrypina Konarskiego i przebieg tej zbrodni: zakonnika powieszono w habicie i przez cały dzień nie zezwolono na zdjęcie ciała z szubienicy, miała być zemstą na metropolicie za jego ustąpienie z Rady Stanu, odmowę publicznego potępienia powstania i okazywanie solidarności z cierpiącym Narodem.
Arcybiskup Feliński wypełnił swoje zobowiązanie. Spotkała go nader dotkliwa kara: szesnaście miesięcy pełnienia urzędu biskupiego okupił dwudziestoletnią zsyłką. Zakończył „Pamiętniki” wzruszającym wyznaniem, które potwierdza jego głęboką duchowość i romantyczną naturę: „Dopiero z usunięciem mnie przez Stolicę Apostolską z zajmowanej posady powróciłem ostatecznie do życia prywatnego, z którego w tak dziwny sposób przez Opatrzność chwilowo wyrwany zostałem. (…) Skoro więc otrzymałem paszport, wyruszyłem po raz ostatni na dłuższą przechadzkę, aby pożegnać najulubieńsze miejsca, gdzie tyle przemarzyłem i tyle przebolałem, a choć to było wygnanie, zrosiłem wszakże łzami te łąki i gaje, co witały mię niegdyś w pełni męskiej siły, a dziś zgrzybiałym starcem żegnały”.

Zadziwiająca aktualność
Może dziwić ostrożność naszych biskupów przy prezentowaniu postawy arcybiskupa Felińskiego wobec powstania styczniowego. Przecież w trudnych czasach podobne dylematy mieli również inni arcybiskupi warszawscy. Najlepszym tego przykładem jest kard. Józef Glemp. Gdy po śmierci Prymasa Stefana kard. Wyszyńskiego obejmował urząd metropolity był sierpień 1981 roku; władze wyraźnie dążyły do przerwania "karnawału wolności", "Solidarność" nie zamierzała ustępować. Nowy arcybiskup nie zdążył okrzepnąć w nowej roli, gdy wybuchł stan wojenny. Jak pisze Sławomir Stępień: „odczytano w kościołach przesłanie Prymasa, które w sposób zasadniczy różniło się od dokumentu Rady Głównej (Episkopatu – Red.). Brak w nim było bezpośredniej krytyki władz, postulatów uwolnienia internowanych i cofnięcia delegalizacji «Solidarności». Prymas apelował: «Błagam Was, Bracia, w imię Boga zaklinam: nie podnoście nienawistnej ręki jeden przeciwko drugiemu. Zachowajcie spokój, nie sprowadzajcie na kraj i Naród nieszczęścia». Warto w tym miejscu, zastanowić się nad postawą ks. Arcybiskupa Józefa Glempa, którego nawołujące do umiaru wypowiedzi wywołały krytyczne głosy w niektórych kręgach działającej w podziemiu opozycji. Prymasowi zarzucano, że swoimi tonizującymi kazaniami osłabiał opór społeczny, a spotykając się z gen. Jaruzelskim, przyczyniał się do jego uwiarygodnienia"**.
Tradycja sięgająca czasów powstania styczniowego podpowiadała warszawiakom, w jaki sposób, pod osłoną murów kościelnych, wyrażać swój opór wobec władz. Były patriotyczne nabożeństwa i manifestacyjne śpiewy, groby Pańskie w Wielkim Tygodniu z wyraźnym podtekstem politycznym oraz inne często bardzo odległe od liturgii przedsięwzięcia. Hierarchia, godząc się na ten kościelny azyl dla opozycji, starała się przeciwdziałać nadmiernemu upolitycznieniu nabożeństw, groźnemu w ich ocenie wpływowi na wiernych środowisk tzw. lewicy laickiej, czy wzrostowi radykalizmu w szeregach duchowieństwa (jeden ze znanych księży warszawskich został nawet ukarany czasowym zakazem głoszenia kazań). Kardynał Glemp miał za przyczyną Papieża Polaka bez porównania silniejszą pozycję niż abp Feliński. Ale on również poddawany był przez reżim generałów ogromnej presji. Bo jak inaczej, jeśli nie chęcią zastraszenia, można nazwać napaść esbeckiej bojówki na Prymasowski Komitet Pomocy Internowanym działający przy klasztorze sióstr franciszkanek na Starym Mieście, a przede wszystkim dwa bestialskie zabójstwa warszawskich księży: kapelana Huty Warszawa ks. Jerzego Popiełuszki i założyciela sanktuarium Poległym na Wschodzie na Starych Powązkach ks. Stefana Niedzielaka?
Żegnając odchodzącego na emeryturę kard. Józefa Glempa, jego następca abp Kazimierz Nycz powiedział: „Wszyscy, którzy świadomie przeżywaliśmy tamten czas, wiemy, jak było groźnie i niebezpiecznie. Z perspektywy dzisiejszego czasu ta bojaźń księdza prymasa jest godna szacunku, bo była to roztropność konsultowana z Janem Pawłem II, choć byli tacy, którzy mówili «za słabo, za mało zdecydowanie, za mało klarownie, trzeba z komunistami mocno»”.
W postawie obu arcybiskupów warszawskich, mimo dużej odległości w czasie, ujawnia się bardzo podobna filozofia działania, której Kościół polski nie ma powodu się wstydzić. n
Jacek Giebułtowicz

* Wszystkie cytaty w części tekstu poświęconej abp Felińskiemu za: Zygmunt Szczęsny Feliński „Pamiętniki”, Warszawa 1986;
**Sławomir Stępień „Kościół katolicki wobec stanu wojennego”, strony internetowe IPN.