Dzisiaj: | 44 |
W tym miesiącu: | 361 |
W tym roku: | 44025 |
Ogólnie: | 471077 |
Od dnia 21-09-2006
Przedstawiony poniżej tekst napisałem, ażeby przypomnieć ważne wydarzenie. Teraz, gdy mija właśnie sto lat od tych wypadków, temat staje się aktualny. Pisząc oparłem się na zachowanych drukowanych źródłach, ale także na wspomnieniach żyjących jeszcze świadków. Spoglądając na te wydarzenia z rosnącego dystansu czasowego tym wyraźniej dostrzegam potworność dokonanej wówczas zbrodni, a jednocześnie jej bezsensowność. Ale porównując z tym, co robili Niemcy 25 lat później, widzę jedną zasadniczą różnicę. Dla hitlerowców w latach 1939-45 normą postępowania były zbrodnie. Natomiast ich ojcowie w Kaliszu w 1914 roku działali w warunkach paniki, zamieszania i zamętu. Ostrzelaniem i spaleniem miasta chcieli zatrzeć własne okrucieństwo i tchórzostwo.
Wydarzenia w Kaliszu ogromnym echem odbiły się wówczas w Rosji i we Francji. Nie bez wrażenia pozostały też na ziemiach polskich. Wszakże nie stały się w następnych latach 1914-1918 wzorem postępowania okupantów, chociaż sprawowane przez nich rządy nie były lekkie. Dlatego też przyjąć trzeba, że ten epizod z samego początku wojny był czymś wyjątkowym i w takim właśnie wymiarze należy go widzieć.
Prosto na zachód biegnie szosa i linia kolejowa z Kalisza do Ostrowa. Jadąc nią mijamy w Szczypiornie przysadziste, ceglane budynki. Tuż za nimi odchodzi od głównego szlaku droga polna wysadzana wierzbami. Jeszcze kilkadziesiąt metrów i jesteśmy wśród zabudowań Skalmierzyc. Dziś szlak ten przebywają codziennie tysiące ludzi, zaś wysadzoną wierzbami boczną drogę przebiegają niefrasobliwie bawiące się dzieci. Ale przed pół wiekiem w tym właśnie miejscu przechodziła granica rosyjsko-niemiecka, rozcinając kordonem zaboru polską ziemię. W Szczypiornie urzędowali celnicy rosyjscy, po drugiej zaś stronie w Skalmierzycach — niemieccy.
Przez wiele dziesięcioleci trwała zgodna współpraca carskich i pruskich urzędników, a w pobliskim Kaliszu sojusz zaborców symbolizował wystawiony na jednym z placów miasta pomnik z napisem „Niech Bóg błogosławi wieczną przyjaźń Prus i Rosji na strach wspólnych ich nieprzyjaciół”. Ale nadszedł rok 1914. 1 sierpnia zapominając o „wiecznej przyjaźni” cesarz niemiecki wypowiedział wojnę carowi Rosji. Wieść o tym w ciągu kilku godzin dotarła nad granicę. W gorączkowym pośpiechu celnicy rosyjscy opuścili Szczypiorno. Panika ogarnęła także urzędników carskich w gubernialnym Kaliszu. Chwytając ze stosów przemieszanych papierów co ważniejsze dokumenty i podpaliwszy magazyny kolejowe, dotychczasowe władze rzuciły się do ucieczki na wschód.
Rankiem 2 sierpnia Kalisz obudził się wolny od rosyjskiego zaborcy. Mieszkańcy zdawali sobie jednak sprawę, iż wkrótce wkroczy do miasta nowy okupant. Przygotowywano się też bez entuzjazmu, ale i bez specjalnych obaw do spotkania Prusaków. Powołano milicję złożoną z obywateli dla utrzymania porządku, a nade wszystko z zainteresowaniem spoglądano w stronę szosy skalmierzyckiej, skąd spodziewano się wkroczenia Niemców.
Tymczasem oni bynajmniej się nie spieszyli. Dopiero w godzinach popołudniowych 2 sierpnia przed zachodnią rogatką zamajaczył patrol pruskich ułanów, którzy z wyraźną obawą i wielką ostrożnością posuwali się naprzód. Tłumy, które wylegały na ulice, przyglądały się im z ciekawością. Żołnierze nigdzie nie napotkali oznak czynnej wrogości. Wręcz odwrotnie — władze miejskie postanowiły zamanifestować wobec Niemców swe pokojowe zamiary. Prezydent miasta Bukowiński posadziwszy na koźle strażaka z wielką białą chorągwią, udał się dorożką z kilkuosobową delegacją na spotkanie wojska i pierwszemu napotkanemu lejtnantowi wręczył symboliczne klucze miasta.
Większe siły Niemców wstąpiły do Kalisza w nocy z 2 na 3 sierpnia. Były to pododdziały 155 pułku piechoty pruskiej. Dowodzący nimi major Preusker zażądał kwater dla wojska. Obawiając się, że koszary mogą być zaminowane, rozlokował swe oddziały w kilku gmachach publicznych, dysponujących większymi salami, zaś oficerowie zakwaterowali się w hotelu Europejskim, gdzie urządzono komendanturę. Władze miejskie spełniały każde życzenie okupantów, dostarczając również żywności dla wojska.
Także i ludność bez wrogości odnosiła się do Niemców. Na porządku dziennym były przyjazne rozmowy żołnierzy z mieszczanami. W tych pierwszych godzinach wojny Prusacy budzili przede wszystkim zaciekawienie w swych hełmach i pikelhaubach, w odmiennych od rosyjskich mundurach. „Na ulicach oglądanie Prusaków — pisał jeden z naocznych świadków tych wydarzeń — przybiera formy wprost nieprzyzwoite. Z wielką uwagą badają grubość sukna mundurów, guziki, oglądają buty — coś jak małpy w ogrodzie zoologicznym”.
Dzień 3 sierpnia mijał zupełnie spokojnie. Rozplakatowana na murach proklamacja mówiła, iż miasto przechodzi pod zarząd wojskowych władz pruskich. Major Preusker jakby starając się usprawiedliwić z zastosowanych ograniczeń, przepraszał nawet redaktorów miejscowych gazet za wprowadzoną cenzurę prewencyjną. Ulice do późnych godzin wieczornych pełne były tłumów spacerujących Kaliszan. Wkrótce jednak miała nastąpić gwałtowna zmiana sytuacji.
Około godziny 23 rozległy się najpierw pojedyncze strzały, a następnie zawtórował im gęsty ogień karabinowy dochodzący z kilku punktów miasta. Zaterkotały także karabiny maszynowe. Ludność w przerażeniu rzuciła się do bram, a po ulicach przebiegać zaczęły tam i z powrotem oddziały Prusaków strzelając nieustannie. Trwało to z niewielkimi przerwami przez parę godzin. Padło kilkunastu zabitych obywateli miasta, wielu było rannych. Spośród żołnierzy poległo kilku, trzydziestu odniosło rany.
Panika w garnizonie pruskim
Co się jednak wydarzyło, jak doszło do tych krwawych wypadków? Nie ulega już dziś żadnej wątpliwości, że zawiniła tu wyłącznie panika i zamieszanie, które ogarnęło garnizon pruski w Kaliszu. Patrole wysunięte w stronę Szczypiorna zauważyły idącą na przełaj zwartą grupę ludzi. Byli to robotnicy zatrudnieni przed wojną przy przeładunkach kolejowych na granicy. Teraz — straciwszy pracę — wracali oni w swe rodzinne strony, omijając jednak Kalisz. Niemieccy żołnierze uznali ich za oddział piechoty rosyjskiej, okrążający miasto. Strzelając na alarm w powietrze zawiadomili oni o tym mjra Preuskera, który zarządził natychmiastowe wyprowadzenie wszystkich oddziałów na ulice.
W tym samym niemal momencie wpada do komendantury nowy goniec z wiadomością, że od strony szosy łódzkiej zbliża się inna kolumna Rosjan, słychać nawet pieśni żołnierskie. Nikt jakoś nie zastanowił się, że idące skrycie do natarcia na miasto wojsko na pewno by nie śpiewało. W rzeczywistości byli to chłopi z okolic Kalisza powołani w dniu mobilizacji do wojska, których zwolniły cofające się władze rosyjskie. Uradowani z tego powodu i podchmieleni wracali oni teraz śpiewając w rodzinne strony. Major Preusker wysyła na spotkanie oddział wojska, który masakruje ich ogniem karabinowym. Strzały te wywołują wśród innych oddziałów niemieckich jeszcze większe zamieszanie. Zaczynają one strzelać przed siebie na oślep. Kule lecą po wąskich ulicach we wszystkie strony. Wśród ciemności Niemcy rażą się nawzajem, potęgując zamęt.
Wypadków tych, strzelaniny i ofiar, mjr Preusker nie był w stanie zataić wobec swych przełożonych. Na samym początku wojny więc kompromitacja, za którą czeka surowa kara, być może degradacja. Postanowiono w związku z tym odpowiedzialność za zajścia zwalić na mieszkańców Kalisza, sugerując, że to oni podstępnie zaczęli strzelać do pruskich żołnierzy. Myśli tej chwycono się skwapliwie i w tym sensie zredagowano depeszę. W Berlinie przyjęto je z pełnym zrozumieniem i jako najlepszą odpowiedź na tak „niegodne” postępowanie Kaliszan rozkazano zastosować represje.
Od tego momentu postępowanie mjra Preuskera zmierza niedwuznacznie w jednym kierunku.
Zatrzeć ślady swoich błędów
Przede wszystkim stara się on zatrzeć jak najskrzętniej ślady nocnych wypadków. Lekarzom, którzy z ran niemieckich żołnierzy wydobywają niemieckie kule grozi rozstrzelaniem i każe milczeć, natomiast rozgłasza z coraz większym tupetem o strzałach, które rzekomo padły fatalnej nocy do żołnierzy z bram i okien miasta. Nie zwleka też z represjami. Pruskie bezmyślne okrucieństwo ujawnia się w całej pełni. Prezydenta miasta Bukowińskiego zbito kolbami i w bieliźnie tylko wywleczono z ratusza na ulicę. Dwóch woźnych magistrackich za nie dość szybkie otwarcie drzwi zastrzelono na miejscu. Podobny los spotkał jeszcze kilku innych przechodniów, którzy mieli nieszczęście trafić w ręce Prusaków.
Rankiem 4 sierpnia rozpoczęły się aresztowania. Oprócz Bukowińskiego osadzono pod strażą jako zakładników szereg bardziej znanych obywateli. Na ulicach żołnierze przystąpili do masowego rewidowania przechodniów. Przy najmniejszym oporze stawiano pod mur i natychmiast rozstrzeliwano. Rozplakatowano nową odezwę podpisaną przez Preuskera, która groziła m. in.: „Ponieważ nocy bieżącej dano z domów kilka strzałów do załogi m. Kalisza, ustają wszystkie względy wobec ludności... Jako karę za zajścia dzisiejszej nocy zapłaci miasto do godz. 5 po południu 50 000 rubli. Na wypadek powtórzenia się nowych rozruchów ze strony mieszkańców, każdy dziesiąty obywatel będzie rozstrzelany. Od godziny 8 wieczorem muszą wszystkie domy być zamknięte i wszystkie okna oświetlone...”
Punktualnie o godzi 17 żądana kontrybucja została wpłacona. Wkrótce potem zaczął się ruch wśród garnizonu niemieckiego. Formowały się oddziały i pospiesznym marszem opuszczały miasto. Raz po raz rozbrzmiewały salwy kierowane do okien i w poprzeczne ulice. Wyglądało na to, iż Prusacy sami zaczynali wierzyć w stworzony przez siebie mit o grożącym im zewsząd niebezpieczeństwie.
Po wyjściu Niemców z miasta mieszkańcy nieco odetchnęli. Zdawało się, iż po uprowadzeniu zakładników oraz wypłaceniu kontrybucji okupanci uspokoją się wreszcie i zaprzestaną bezmyślnych okrucieństw. Ale oddziały pruskie nie odeszły daleko. Zajęły stanowiska na pobliskich wzgórzach na zachód od miasta, sypiąc okopy, ustawiając działa. Niespodziewanie ciszę wieczorną targnął huk wystrzałów armatnich. To baterie niemieckie zaczęły ostrzeliwanie Kalisza. Wypuszczono ogółem kilkadziesiąt pocisków, które spowodowały nieco ofiar, nie wyrządziły jednak większych zniszczeń. Przyczyniły się za to do dalszego sterroryzowania ludności, która ściśle wykonała rozporządzenie Preuskera o oświetlaniu domów. Iluminacja w opustoszałym mieście trwała do samego rana.
Nie zmiękczyło to jednak gniewu Prusaków. O godzinie 10 rano 5 sierpnia rozpoczęło się nowe bombardowanie. Choć nie trwało ono długo, przyspieszyło decyzję wielu mieszkańców, którzy zaczęli tłumnie opuszczać miasto. W dniu tym wyszło z Kalisza około 10 tysięcy ludzi.
5 i 6 sierpnia wojsko wkraczało do miasta tylko na kilka godzin — wycofując się z powrotem na noc na umocnione pozycje. Trwały nadal sporadyczne aresztowania, lecz życie mimo wszystko zaczynało wracać do normy. W piątek 7 sierpnia zjechało nawet na targ sporo chłopów z okolicy. Do uspokojenia przyczyniły się nowe odezwy władz niemieckich, które zapewniły spokój i bezpieczeństwo życiu i mieniu ludności i odwoływały groźbę rozstrzelania co dziesiątego mieszkańca. Oddziały pruskiego 155 pułku opuszczały rejon Kalisza — na ich miejsce wkroczyć mieli Sasi.
Bezsensowna masakra
I rzeczywiście o godzinie 2 po południu 7 sierpnia do Kalisza wstąpiła kolumna saskiej piechoty, poprzedzona patrolami ułanów. Na chodnikach sporo było ciekawskich, którzy przyglądali się nowym oddziałom. Wszystko odbywało się spokojnie do momentu, gdy nagle w Rynku rozpoczął się zamęt i wojsko łamiąc i mieszając szyki zaczęło się cofać w popłochu na rogatkę. Wkrótce wróciło stamtąd we wzmożonej sile i wówczas rozpoczęła się okrutna masakra ludności, która rozmiarami swymi znacznie przekroczyła to, co Kalisz widział w dniach poprzednich. „Prażeni zewsząd ogniem karabinowym — czytamy we współczesnej relacji — ludzie padali całymi dziesiątkami ranni i zabici; końskie i ludzkie trupy pomostem zalegały ulicę Babiną, aleję Józefiny, Główny Rynek, Skarszewską, Wrocławską i wreszcie wały i aleje parku...” Ponad stu zabitych padło dnia tego w Kaliszu. Na porządku dziennym były wypadki dobijania rannych przez wojskowych niemieckich. Nie oszczędzono i szpitala, z którego wywleczono rannych chorych, a budynek podpalono. Podobny los spotkał ratusz miejski. Do urzędników wybiegających z płonącego gmachu strzelano jak do kaczek.
Masakra trwała parę godzin. Wreszcie pod wieczór wojsko wycofało się z miasta. Wkrótce potem rozpoczęło się bombardowanie, które z przerwami trwało przez całą noc. Przerażenie ludności trzymanej pod gradem pocisków było nie do opisania. Ale rankiem, gdy ustały strzały działowe, czekała ją nowa próba. Oddziały wojska wpadły do zachodniej dzielnicy i dokonując masowych rewizji aresztowały kilkuset mężczyzn. Uprowadzono ich poza miasto. Z pierwszej partii liczącej 90 osób rozstrzelano co dziesiątego. Dalszych egzekucji zaprzestano, lecz cały tłum aresztowanych trzymano w niepewności do wieczora.
Ucieczka kaliszan z miasta
Tymczasem ze sterroryzowanego bombardowaniem, masakrami ulicznymi i aresztowaniami miasta rozpoczęła się masowa ucieczka ludności. „Siedemdziesięciotysięczne blisko, jedno z najbogatszych w Królestwie miasto, wyludniło się niemal zupełnie... Tłumy, nieprzeliczone zda się tłumy, w straszliwej panice szły lub biegły, szosami, drogami lub wręcz przez pola i łęgi z tobołkami na plecach”... — wspomina jeden z opuszczających miasto kaliszan.
Gdy 8 sierpnia wieczorem nowe silne oddziały wojska niemieckiego wkroczyły do Kalisza — miasto było niemal zupełnie puste. Brutalnie wypędzono tych, co jeszcze pozostali. Potem rozpoczął się niczym nie osłonięty rabunek. Na spędzone furmanki ładowano co cenniejsze przedmioty i kierowano je pod konwojem w stronę granicy. Trwało to przez dwa dni. Następnie na ulicach zjawiły się wozy wojskowe z beczkami nafty. Żołnierze oblewali nią bramy i wnętrza domów i systematycznie je podpalali. Czyż nie był to prawzór postępowania hitlerowców, którzy w trzydzieści lat później zniszczyli Warszawę?
Kalisz płonął prawie dwa tygodnie. Pożar strawił całe centrum miasta. Około 600 domów uległo zniszczeniu, zaś 250 do 300 osób straciło życie z rąk rozbestwionego okupanta.
***
Wypadki kaliskie odbiły się echem na całym świecie. Pisała o nich nie tylko prasa rosyjska, francuska, angielska, lecz także gazety państw neutralnych. Kalisz stał się symbolem okrucieństw niemieckich, który przeciwnicy państw centralnych szeroko wykorzystali w swej propagandzie.
Wśród ludności polskiej zbrodnia kaliska wywołała szczególnie silne wrażenie. Na zajętym przez Niemców obszarze między Prosną a Wartą mieszkańcy z nienawiścią spoglądali na okupanta. Drobne patrole wysyłane w teren ginęły bez śladu. Wydarzenia kaliskie stały się też jedną z głównych przyczyn, które spowodowały, że te polskie oddziały, które wstępowały do Królestwa, by walczyć u boku Austrii i Niemiec, przyjęte zostały przez ludność z obojętnością i nieufnością.
Piotr Łossowski
(artykuł był pierwotnie drukowany w magazynie „Mówią Wieki”, nr 10 w 1964 r.)