Facebook
Bunt Młodych Duchem
Książki polecane:
Licznik odwiedzin:
Dzisiaj: 139
W tym miesiącu: 456
W tym roku: 44120
Ogólnie: 471172

Od dnia 21-09-2006

Bunt Młodych Duchem

Luter nie był zgoła diabłem

Autor: Jan Turnau
01-04-2014

Więcej nas łączy, niż dzieli.
Było to ze dwadzieścia lat temu. Po pogrzebie pisarza Władysława Terleckiego, w którym nie brałem udziału, spotkałem profesora polonistyki na Uniwersytecie Wrocławskim, krytyka literackiego, poetę Jacka Łukasiewicza. „Jasiu — pyta mnie — kto to był ten ksiądz, kto miał tam kazanie? — Skąd mogę wiedzieć? — Znasz go na pewno, znasz wszystkich księży, on jest spod Warszawy. — Jacku, pod Warszawą jest dużo księży. — Tak, ale tego znasz na pewno, pisuje w „Wyborczej”, jak to on się nazywa? Jakoś tak: Niemiec, diabeł... O, już wiem: Luter!” Jacek jest człowiekiem bardzo otwartym myślowo, ekumenicznie jakoś oświeconym, ale miał wtedy w podświadomości tradycyjny polski obraz niemieckiego kościołożercy, polakożercy, demona prawie. A skąd nazwisko rzymskokatolickiego polskiego imiennika, Lutra Andrzeja? Zapewne niemieccy osadnicy na ziemiach polskich w dawnych wiekach nosili przezwisko, które z czasem nazwiskiem się stało.
Wracam do doktora Marcina. Otóż za trzy lata przypadnie rocznica już pięćsetna jego historycznego wystąpienia. W roku Pańskim 1517, 31 października, ogłosił on swoje 95 tez teologicznych na temat odpustów. Nie jest całkiem pewne, czy przybił je — jak głosi legenda — na drzwiach kościoła w Wittenberdze; na pewno jednak od podobnego wydarzenia zaczęła się nowożytna historia zachodniego chrześcijaństwa. Zaczął się jego wielki rozłam.

Od konfliktu do komunii
Taki tytuł nosi raport Luterańsko-Rzymskokatolickiej Komisji Dialogu do Spraw Jedności. Nie mogła ona nie zamyślić się nad tym, co się kiedyś stało i jak na to patrzeć, kiedy tymczasem tyle się zmieniło. Za trzy lata będziemy bowiem wspominać rocznicę radośniejszą. W roku 1967 rzeczona komisja rozpoczęła działalność. Nie próżnowała. Dopracowała się aż dziewięciu dokumentów. Nie przynudzę chyba, gdy wymienię ich tytuły: „Ewangelia i Kościół”, „Wieczerza Pańska”, „Drogi do wspólnoty”, „Wszyscy pod jednym Chrystusem”, „Urząd duchownego w Kościele”, „Marcin Luter — świadek Jezusa Chrystusa”, „Jedność przed nami”, „Kościół i usprawiedliwienie”, „Apostolskość Kościoła”.
Raport, który tu będę referował, stanowi — jak sądzę — swoistą syntezę tamtych, jest ich smacznym owocem. Tak, jak jest ich owocem dokument podpisany na szczeblu wyższym niż komisja wspólna, przez przedstawicieli całego Kościoła rzymskokatolickiego i całej Światowej Federacji Luterańskiej: „Wspólna Deklaracja o Usprawiedliwieniu”, firmowana 31 października roku Pańskiego 1999.

Luter człowiek modlitwy
O owym usprawiedliwieniu będzie dalej sporo, najpierw jednak o tym, skąd moja o owym raporcie wiedza dokładna. Otóż zadbali chwalebnie o jego udostępnienie Polkom i Polakom luteranie polscy. Przetłumaczył na nasz język redaktor portalu ekumenizm.pl Dariusz Bruncz, wydrukowało luterańskie Wydawnictwo „Warto”, słowo wstępne napisał biskup krajowy tego Kościoła, ks. Jerzy Samiec, i wspólnota ta zorganizowała międzywyznaniowy panel promocyjny na Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej, a raczej po prostu u siebie, bo swój lokal centralny w Warszawie tej uczelni międzywyznaniowej gościnnie użycza.
Marcin Luter był zatem Niemcem, a jakże, jedną z największych postaci tego narodu. Nie diabłem natomiast: „poważnym, religijnym i sumiennym człowiekiem modlitwy”. W raporcie Komisji czytamy również inne słowa bardzo ważne: „Luter przełamał w sobie katolicyzm, który nie był w pełni katolicki”. To, co gwałtownie krytykował, nie było — powiem moimi słowami — rzymskokatolicką ortodoksją.
Chrześcijaństwo zachodnie przeżywało wówczas potężny kryzys. Reformą Kościoła zajmowały się, owszem, sobory późnego średniowiecza, szczególnie ten w Konstancji, oraz praktycznie każdy Sejm Świętego Cesarstwa Rzymskiego (idea rozdziału Kościoła i państwa zrodziła się znacznie później). Termin łaciński „reformatio” padał bardzo często, sam Luter używał go natomiast rzadko. Raport przedstawia syntetycznie historię jego sporu z ówczesnymi władzami Kościoła zachodniego. Można by chyba powiedzieć, że była to rozmowa głuchych. Główny przedstawiciel papiestwa kardynał Cajetan starannie przestudiował dwa pisma Lutra i sporządził nawet do nich traktaty, „interpretował jednak jego teksty w ramach własnego systemu pojęć i źle jego zrozumiał w kwestii pewności wiary, nawet jeśli prawidłowo przedstawił szczegóły Lutrowego stanowiska. Z kolei Luter nie znał teologii kardynała Cajetana. Podczas przesłuchania, które umożliwiało jedynie ograniczoną dyskusję, kardynał nakłaniał Lutra do odwołania poglądów. Przesłuchanie to nie dało Lutrowi możliwości zrozumienia stanowiska kardynała”. Raport powiada, iż „to ogromnie smutne, że dwóch tak wspaniałych teologów XVI wieku spotkało się podczas procesu o herezję”. Takie to były jednak czasy, różnice poglądów usiłowano niwelować, jak dzisiaj postępuje się z mordercami, a nawet gorzej, bo dziś mają oni lepsze możliwości obrony. Na szczęście Luter miał wśród możnych świata niemieckiego zbyt wielu zwolenników, by spłonąć na stosie, jak to się stało z Janem Husem decyzją Soboru w Konstancji; zapłonęła natomiast z czasem wojną cała środkowa Europa.

Co z tym usprawiedliwieniem?
Raport stwierdza: „Analizy historyczne teologów rzymskokatolickich pokazały, że to nie główne myśli Reformacji — jak np. nauka o usprawiedliwieniu — doprowadziły do podziału Kościoła, ale raczej Lutrowa krytyka ustroju Kościoła”. Niemniej problem usprawiedliwienia (inna nazwa zbawienia) uznano dzisiaj po obu stronach za sprawę pierwszorzędną, a łatwiejszą do uzgodnienia. Spróbuję tę rzecz krótko, a jasno wytłumaczyć. Bez cytatów jednak się nie obejdzie. Oto paragraf 124 komisyjnego raportu, gdzie z kolei zacytowana jest tamta deklaracja o usprawiedliwieniu.
„Katolicy i luteranie wspólnie wyznają: »Tylko z łaski i w wierze w zbawcze działanie Chrystusa — a nie na podstawie naszych zasług — zostajemy przyjęci przez Boga i otrzymujemy Ducha Świętego, który odnawia nasze serca, uzdalnia nas i wzywa do dobrych uczynków«. Wyrażenie »tylko z łaski« wyjaśniano w dalszej części następująco: »Orędzie o usprawiedliwieniu powiada nam, że jako grzesznicy nasze nowe życie zawdzięczamy wyłącznie miłosierdziu Bożemu, które rodzi przebaczenie i wszystko czyni nowe; miłosierdzie to możemy otrzymać jako dar i przyjąć w wierze, nigdy natomiast — w jakiekolwiek formie nie możemy na nie zasłużyć«”.
Tu taka moja myśl własna: mamy na ogół skłonności „pelagiańskie” (od imienia teologa starożytnego Pelagiusza), wydaje nam się, że możemy sami poradzić sobie ze sobą, czyli się zbawić. Otóż jest to pogląd głęboko błędny według tak luteranizmu, jak i katolicyzmu. Bez Boga nic, dobre uczynki również. Chyba jednak nie uproszczę nadmiernie sprawy, gdy napiszę, że luteranie (i w ogóle ewangelicy, czyli protestanci) akcentują mocniej działanie Boga, Jego łaskę, rolę zbawczą wiary niż działanie nasze, nasze uczynki. Niemniej — raport cytuje tu znowu tamtą wspólną deklarację doktrynalną — „wciąż istniejące różnice są dopuszczalne. Chodzi tu o różnice, które dotyczą języka, teologicznej formy i odmiennego rozłożenia akcentów w rozumieniu usprawiedliwienia.”
Trzeba zaznaczyć, że tak luteranie jak i katolicy pojmują wiarę nie tylko jako „afirmatywną wiedzę, lecz także jako zaufanie serca, zbudowane na Słowie Bożym”. Pojęta inaczej wiara — tylko jako afirmacja doktryny — nie mogłaby być podstawą konsensusu obu wyznań, bo dla luteranów to rzecz podstawowa. Tak jak i to, że człowiek jest grzesznikiem — usprawiedliwionym.
Na tamtym panelu niemiecki teolog luterański prof. Theodor Dieter zakończył swój referat przypomnieniem słów papieża Franciszka. Gdy w wywiadzie dla pism jezuickich zapytano go, w jaki sposób przedstawiłby się innym ludziom, nie powiedział: „Jestem biskupem Rzymu” lub „jestem następcą św. Piotra” lub „przewodzę Kościołowi powszechnemu”, lub „jestem zastępcą Chrystusa na ziemi”. Odpowiedział natomiast: „Najlepsze podsumowanie, jakie przychodzi mi na myśl, z głębi mojego serca i które uważam za najodpowiedniejsze, brzmi: jestem grzesznikiem, na którego spojrzał Pan”. Profesor Dieter skomentował, że równie dobrze mógłby to być cytat z Lutra. „Wiemy, że Luter definiuje przedmiot teologii następująco: grzeszny człowiek i usprawiedliwiający Bóg, a teraz słyszymy to jako autoprezentację papieża. Trudno nie myśleć o tym, co by się wydarzyło, gdyby Luter miał możliwość spotkać się z takim papieżem”.
Zaprawdę Bóg pisze po liniach bardzo, bardzo krzywych. Musiało tak być? Niepojęte są Jego drogi. Jest taka myśl, że może chciał, by w ten sposób nie zaginęły jakieś duchowe wartości. Nie można jednak było tego zapewnić inaczej? A no cóż, człowiek ma wolną wolę i właśnie jest grzesznikiem: był nim tak Luter, jak i ówczesny papież Leon X. I to też jest coś, co do czego zgodni są tak luteranie, jak i katolicy „rzymscy”.
W następnym numerze na podstawie tego samego dokumentu o dogadywaniu się na temat Eucharystii, Urzędu, Pisma Świętego i Tradycji.

Jan Turnau
Autor jest dziennikarzem „Gazety Wyborczej”