Dzisiaj: | 116 |
W tym miesiącu: | 649 |
W tym roku: | 35897 |
Ogólnie: | 462948 |
Od dnia 21-09-2006
Fragmenty wywiadu, który redaktor naczelny Zbigniew T. Wierzbicki przeprowadził z prof. Wiesławem Chrzanowskim w sierpniu 2010 r. Całość wywiadu można przeczytać w numerze 57 - patrz nasze Archiwum
ZTW — Jeśli chodzi o siły polityczne, to przeciw wybuchowi powstania opowiedziało się wyraźnie tylko Stronnictwo Narodowe, jedyne które wykazało poczucie odpowiedzialności i zdrowy rozsądek, oraz jego emanacja — Młodzież Wszechpolska. Choć większość innych apolitycznych ciał, np. Rada Jedności Narodowej, też były przeciwne powstaniu w tym terminie... WCh — Rada Jedności Narodowej, na czele której stał Pużak, w południe 31 lipca podjęła decyzję, że nie jest czas na powstanie. Tymczasem popołudniu tego dnia decyzję o rozpoczęciu powstania (mam numer podziemnego pisma z decyzją o wybuchu powstania) podpisują Bór-Komorowski i paru innych oficerów Sztabu. Jankowski, wicepremier z ramienia Londynu, i Pużak, przewodniczący Rady Jedności, akceptują tę decyzję po fakcie (!), a więc właściwie po wybuchu walk. ZTW — Jest też wersja, że nie informowano ich, bo wiedziano, że byli przeciwni powstaniu. WCh — Możliwe, bo Rada Jedności Narodowej była zdecydowanie przeciw… ZTW — żeby nie robić powstania. WCh — Może nie w ogóle, żeby nie robić powstania, tylko nie w tym momencie. To nie była decyzja dotycząca całości, bo był taki nacisk, więc tego wprost nie formułowano; to tylko szef Okręgu Stołecznego Stronnictwa Narodowego, Tadeusz Maciński-Prus, który wydawał warszawski „Głos Narodowy”, jakieś trzy miesiące przed powstaniem w artykule: „Niemcy, Rosja i sytuacja polityczna”, który zresztą wywołał burzę, przedstawił stanowisko Rady Jedności. Choć wtedy nawet Zarząd Główny Stronnictwa Narodowego odciął się od tego, że to było bez jego zgody. Bo Maciński w końcu pisał tak: gromadzimy arsenał, w którym nieodpowiedzialne dzieci bawią się zapałkami. Tak zakończył artykuł, bo uważał za niebezpieczne to prowokowanie. On tam też uderzał i w Akcję „Burza”. Ale wtedy nawet Zarząd Główny Stronnictwa Narodowego wydał oświadczenie, bo były protesty w Delegaturze Rządu, ale Maciński zajmował stanowisko samodzielne. Bo przecież sprawa akcji „Burza” to też jest bardzo dyskusyjna sprawa, co do sensu, bo przecież ujawniali się i wywożono ich na Wschód. ZTW — Tak, tu był ten zarzut, że się dekonspiruje ludzi przed władzami sowieckimi w obliczu nowej okupacji kraju, bo z tym się już liczono. Było przecież oświadczenie Stalina z połowy 1943 r. że nie będą tolerować żadnych oddziałów wojskowych walczących z Niemcami na ich terenie, czyli na terenie, który oni zajmowali. To było groźne ostrzeżenie! WCh — Sowieci stawiali sprawę tak: albo wstępujecie do wojska ludowego, albo was likwidujemy. Przecież to oświadczenie nasze, które jest we wspomnianej tu książce („W imię czego ta ofiara? Obóz Narodowy wobec powstania warszawskiego”), przeciwne wybuchowi powstania, to nie była nasza wyobraźnia, że będą takie straty. Myśmy sobie wyobrażali, że jeżeli się dowództwo AK zdecyduje na wybuch, to będzie miało dostateczne ku temu przesłanki, że w ciągu kilku dni będzie tu Armia Czerwona. Tylko byliśmy przeświadczeni, że wtedy nas zdekonspirowanych będą tak jak w Wilnie wywozić na Wschód. To było powodem naszego sprzeciwu. Bo że tu przez dwa miesiące będą walki, takiej wyobraźni sobie wcale nie przypisujemy. Byliśmy tylko przekonani o pewności naszego dowództwa co do rychłego wkroczenia wojsk sowieckich. (...) ZTW — A więc gdyby nie było powstania, to w połowie sierpnia Rosjanie by ruszyli i zajęli Warszawę. WCh — (...) Dla mnie są dwie rzeczy istotne: pierwsza, wykazanie braku kompetencji w podjęciu decyzji od strony czysto wojskowej, w sytuacji, gdy nie ma żadnych szans; a druga, to strona polityczna — w końcu w tych warunkach to była decyzja polityczna! Nowak-Jeziorański bronił tej decyzji, chociaż przyjechał z wiadomością, że nie należy liczyć na żadną pomoc Zachodu. Zresztą wynikało to z logicznego rozumowania: przecież Zachód nie będzie ryzykować konfliktu ze Związkiem Radzieckim w sytuacji, gdy ma na Zachodzie kłopoty, bo tam było kilka ofensyw niemieckich, tam były bardzo ciężkie walki. To nie jest wcale tak, że oni szli jak po maśle w głąb Niemiec. Pamiętam, zginął jeden kolega, szukaliśmy księdza — to było na Woli — żeby był przy pogrzebie, i ten ksiądz mówi: „Trzymajcie się, radio mówi, że są postępy na Zachodzie, trzymajcie się, żeby oni wcześniej przyszli niż Rosjanie.” Taka była wyobraźnia wśród ludzi będących w piwnicach: mamy się tak trzymać, żeby pierwsze weszły oddziały amerykańskie… (...) ZTW — No tak, taki ksiądz, nikt się nie dziwi, ale zawodowi wojskowi?... Pełczyński, Okulicki-Niedźwiadek i Bór-Komorowski — oni powinni orientować się w sytuacji, tym bardziej że mieli ostrzeżenie Nowaka-Jeziorańskiego, przypuszczam, że nie tylko jego. A jak Pan Profesor ocenia postawę emigracji, która też była chwiejna? WCh — Sosnkowski był zdecydowanie przeciwny powstaniu, ale jako wódz naczelny nie miał odwagi wyraźnie wydać rozkazu, że nie. Wręcz przeciwnie, zrobił taki unik, że pojechał na wizytację Armii Andersa na południe Włoch. ZTW — To niewątpliwie go obciąża. WCh — Tak, to go obciąża. Miał jasne rozeznanie, uważając, że będzie katastrofa, ale nie potrafił się sprzeciwić. Zresztą za to go później usunęli we wrześniu. Więc niewątpliwie on zawiódł. Natomiast rząd — Mikołajczyk zupełnie się nie spisał! Oni zostawili w depeszy decyzję władzom krajowym. Przecież rozeznanie ich, a rozeznanie kraju, to jest zupełnie co innego w ówczesnych warunkach! Jeśli chodzi o Mikołajczyka, to już była ustalona przez Edena jego podróż i spotkanie ze Stalinem, i on — ja tak tłumaczę — myślał, że to będzie argument w rokowaniach ze Stalinem.