Prekursor ekumenizmu profesor Jan Szeruda
Wiadomo na pewno, że matką idei ekumenicznej jest protestantyzm. Ta rodzina wyznaniowa przyczyniła się walnie do powstania w 1948 r. Światowej Rady Kościołów, przedtem ruchów Praktycznego Chrześcijaństwa oraz Wiary i Ustroju Kościoła, a także Światowego Związku Przyjaźni między Narodami (ŚZKP). Otóż owe inicjatywy znajdowały zrozumienie u ewangelików polskich. Między innymi u młodego wtedy jeszcze luterańskiego biblisty ks. Jana Szerudy. Bardzo to ciekawa i sympatyczna postać. W listopadzie 2012 r. odbyła się na Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej sesja upamiętniająca tego duchownego i uczonego Polaka. O jego działalności na rzecz zbliżenia Kościołów mówił profesor Karol Karski.
U boku biskupa Burschego
Syn szewca ze Śląska Cieszyńskiego, który jest dzisiaj matecznikiem polskich luteranów, zdobywa wykształcenie wielce specjalistyczne: staje się znawcą języka hebrajskiego, czyli egzegezy Starego Testamentu. Zanim jednak zapisał się w pamięci wielu swoich rodaków i współwyznawców jako zakochany w Biblii profesor, włącza się w prace na rzecz jedności chrześcijan. W styczniu 1923 roku powstaje oddział polski ŚZKP. Należy do niego sześć ówczesnych Kościołów ewangelickich: luterańskich, reformowanych oraz unijnych (powstałych z połączenia pierwszych z drugimi); aż sześć, bo w każdym z zaborów były osobne struktury. Z czasem dołącza także Kościół prawosławny. Biskup Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Warszawie Juliusz Bursche, wybitny duchowny, męczennik sprawy polskiej, gdy tylko kieruje polskim oddziałem Związku, zawsze mianuje sekretarzem księdza Szerudę. Karski wylicza też inne sposoby ekumenicznego zaangażowania polskiego duchownego: udział w spotkaniach międzynarodowych ŚZKP, ale również w ruchu Praktycznego Chrześcijaństwa. Pisze na ten temat w „Głosie Ewangelickim”, zostaje członkiem tamtejszej komisji profesorów teologii, jest delegatem polskiego Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego na uroczystości pogrzebowe założyciela ruchu, arcybiskupa Uppsali Natana Söderbloma, inicjatora współczesnych dążeń jednościowych. W periodyku angielskim informuje o tych dążeniach ewangelików polskich, w polskiej prasie ewangelickiej propaguje ową ideę na różne sposoby.
Jako bliski współpracownik biskupa Burschego, zdecydowanego obrońcy polskiej orientacji naszego luteranizmu, sam się angażuje także w tę sprawę. Konieczna była polemika z protestantami niemieckimi, niestety nie tylko z tamtego kraju: trzeba było odpierać argumenty również niemieckiego duchownego Kościoła Ewangelicko-Unijnego w Poznaniu, ks. Richarda Hildta (ewangelicyzm był wówczas w naszym państwie mocno podzielony narodowo). A krytyczne opinie na temat Polski, traktowania Niemców przez nasze państwo, upowszechniane były międzynarodowo, w Światowym Związku Protestanckim.
Zwolennik dialogu doktrynalnego
Nie są to jednak problemy ściśle religijne, a takie też stawały przed luteranami polskimi. Praktyczna współpraca Kościołów różnych tradycji wyznaniowych nie budziła zastrzeżeń, czym innym był jednak ruch na rzecz zbliżenia doktrynalnego: to sprawa znacznie trudniejsza, wymagająca większej ostrożności. Przedstawiciele polskich luteranów nie wzięli udziału w I Światowej Konferencji Kościołów do Spraw Wiary i Ustroju w Lozannie (rok 1927); zanosiło się na to samo przed drugą taką konferencją dziesięć lat później biskup Bursche odpowiedział na zaproszenie odmownie, ale naleganie sekretarza ruchu Wiara i Ustrój, który przyjechał w tym celu do Polski, zmieniło w końcu kościelną decyzję. Do tej zmiany przyczynił się w dużej mierze ks. Szeruda, on też został delegatem na ów zjazd w Edynburgu.
Zresztą z czasem współpraca doktrynalna zaczęła rozwijać się w kraju. Prof. Karski opowiada dalej, że bohater mego felietonu należał do ok. 20 osób – luteranów, reformowanych, metodystów, ewangelicznych chrześcijan, mariawitów i członków Kościoła narodowego – którzy odbywali w Warszawie konspiracyjne zebrania, jakie doprowadziły do powstania Tymczasowej Rady Ekumenicznej (1942). Wraz z przedstawicielami pięciu Kościołów podpisał w 1944 r. ekumeniczne „Wyznanie Wiary Polskich Chrześcijan”, formułujące wspólne zasady dogmatyczne.
Ekumenista nie komunista...
Gdy w 1946 r. powstała już stała Polska Rada Ekumeniczna, zrzeszająca 12 Kościołów (ale – tak jak i dotąd – bez Kościoła rzymskokatolickiego), został jednym z jej pięciu wiceprezesów. Na posiedzeniu tej rady zaproponował, by IV niedziela adwentu była Niedzielą Pokoju. Uczestniczył w I Zgromadzeniu Ogólnym Światowej Rady Ekumenicznej (Kościołów) w Amsterdamie (1948). Został nawet członkiem jej Komitetu Naczelnego. W następnych posiedzeniach nie mógł już uczestniczyć: trwała zimna wojna, wszystko, co zachodnie, było w bloku sowieckim podejrzane, a kontakty zagraniczne ostro kontrolowane. Krajowe sprawy kościelne oczywiście też. Ogólnopolska konferencja księży luterańskich powołała ks. Szerudę w czerwcu 1945 r. na stanowisko biskupa Kościoła do czasu zwołania zwyczajnego synodu. Gdy jednak w 1951 r. pojawiła się możliwość jego zwołania, okazało się, że władza komunistyczna nie życzy sobie, by biskup Szeruda kandydował na zwierzchnika Kościoła. Odtąd oddawał się całkowicie pracy naukowej i dydaktycznej.
Skończyć z obelgami
Prof. Karski zakończył swój referat fragmentami tekstu biskupa Szerudy, publikowanego na parę miesięcy przed wybuchem wojny. Bardzo to chrześcijańskie spojrzenie na działalność ekumeniczną, jakże nowoczesne, prekursorskie.
„Trudno walczyć z uprzedzeniami innowierców, lecz odrębność i swoistość trzeba zrozumieć i znać, a to, co wartościowego, uszanować. W polemice wyznaniowej należałoby skończyć z różnymi czczymi zarzutami, kłamstwami i obelgami, a rozpocząć raczej rzetelne badanie i poznawanie wewnętrznego życia i właściwości innego Kościoła i wyznania. Kościół to swego rodzaju dom rodzinny, w którym człowiek zazwyczaj czuje się dobrze.
To zbliżenie się i poznawanie drugich jest nieodzownym warunkiem wzajemnego oddziaływania. Ruch ekumeniczny przyczynił się między innymi do poznania piękna i wartości nie tylko innych Kościołów, lecz także i własnego. Ewangelicy mogli wsłuchiwać się w starodawną liturgię prawosławia, chrześcijanie prawosławni znowu uczyli się u ewangelików programu społecznego i poczęli zastanawiać się nad systematycznym ujęciem swej nauki kościelnej.
Chrystus w centrum myślenia, wiary i działania Kościołów w każdej sytuacji! Oto moim zdaniem istota zagadnienia jedności i zarazem program pracy. Im więcej chrześcijanie w łonie własnego Kościoła powodować się będą duchem Chrystusowym, duchem miłości i ofiary, im więcej w nich będzie mocy nowego życia, tym łatwiej dojdzie do zrozumienia, zbliżenia i jedności. W dziele jednoczenia chrześcijan większą wartość ma życie w duchu Ewangelii niż wszelkie wyrozumowane metody i spekulacje nowoczesnych organizatorów federacji Kościołów. Trzeba nam nowego tchnienia religijnego, pogłębienia naszego życia, odwrotu od sporów o rzeczy drugo- i trzeciorzędne a skupienia się koło najważniejszego dobra, tj. Ewangelii Chrystusowej. Na inne sprawy przyjdzie czas i nie będzie za późno. Główna rzecz, abyśmy w trosce o te sprawy, więcej lub mniej ważne, nie zatracili właściwej orientacji według Krzyża. Mniej haseł, frazesów, programów, organizacji, a więcej pielęgnowania życia religijnego w domu, stowarzyszeniu i Kościele!”
Minęło wiele lat, a słowa te nie przeminęły. Instytucje, organizacje są ważne, ale najważniejsze to, czemu naprawdę służą. Powstały nowe problemy, poważne kwestie etyczne konfliktujące prawosławie i „rzymski” katolicyzm z protestantyzmem – ale jednoczyć się trzeba po staremu. Czyli przez dialog w duchu Ewangelii
Jan Turnau
Autor jest dziennikarzem
„Gazety Wyborczej”.