Dzisiaj: | 37 |
W tym miesiącu: | 354 |
W tym roku: | 44018 |
Ogólnie: | 471070 |
Od dnia 21-09-2006
29 stycznia 1919 r. w Wersalu pojawili się przedstawiciele Komitetu Narodowego Polskiego z żądaniem wskrzeszenia państwa polskiego
Minęły zaledwie 73 lata, a więc trochę więcej niż życie dwóch pokoleń (jedno pokolenie to 33 lata) od krwawej tragedii w lutym 1846 r. pod nazwą „rabacja” (zob. nast. artykuł), gdy przed wysoką Dziesięcioosobową Rada Najwyższą zwycięskich w I wojnie światowej aliantów, mającą siedzibę w Wersalu, pojawili się 29 stycznia 1919 r. przedstawiciele Komitetu Narodowego Polskiego z żądaniem wskrzeszenia państwa polskiego.
Zwycięscy alianci (przedstawiciele Francji, Japonii, Stanów Zjednoczonych A.P., Włoch i Wielkiej Brytanii) uznali Komitet Polski z R. Dmowskim i I. Paderewskim na czele za reprezentację przyszłej Polski. Gdy pierwszy był szanowany ze względu na wiedzę, ścisłość umysłu i talent krasomówczy, to drugi powszechnie znany i lubiany ze względu na talent muzyczny i osobisty urok; szczególnie cenili go Amerykanie, a wśród nich najważniejszy: prezydent Stanów Zjednoczonych W. Wilson. Lepszych przedstawicieli nie mogła Polska wówczas mieć w Paryżu; wspomnijmy jeszcze o doradcach Komitetu, ekonomiście Władysławie Grabskim i Erazmie Piltzu, przywódcy Stronnictwa Polityki Realnej i redaktorze „Kraju” w Petersburgu.
Można się tylko zdumiewać, iż Naród pozbawiony od 123 lat niepodległości, bez własnych uniwersytetów (istniejących przejściowo tylko w Wilnie i w Warszawie, oraz od 1867 r. UJ w Krakowie i UJK we Lwowie) mógł wystawić tej miary ludzi na konferencję w Wersalu. Dmowski przez 5 godzin (z przerwą na lunch) przedstawił Radzie Najwyższej sprawę Polski, mówiąc na przemian świetnie po francusku i po angielsku.
Depesza rządu polskiego z Warszawy, podpisana przez J. Piłsudskiego, a nieuzgodniona z Komitetem Polskim w Paryżu, o „istnieniu niepodległego państwa polskiego”, zrobiła sporo zamieszania i gorszące spory, stawiając Komitet przed faktem dokonanym, co było pewną wobec niego nielojalnością, a wywarło wśród aliantów złe wrażenie i niepotrzebne komplikacje, tym bardziej, że Piłsudski był mało znany, nie ciesząc się zresztą najlepszą reputacją:
„socjalista, złodziej, który napadł na pociąg (akcja z przechwyceniem transportu pieniędzy carskich w Bezdanach w 1908 r. – Red.), generał – amator, który walczył... po stronie państw centralnych” (R.M. Watt, Gorzka chwała. Polska i jej los 1918-1939, s. 60).
Awanturę, która wybuchła wokół kwestii, kto ma reprezentować na kongresie pokojowym Polskę, zakończyła się szczęśliwie kompromisem. Dmowski pozostał główną osobą w Komitecie Polskim i choć niektóre jego poglądy trąciły już myszką (np. odmawianie prawa do niepodległości Litwie, Białorusi i Ukrainie, co z kolei było odbierane w Wersalu jako przejaw polskiego imperializmu czy nacjonalizmu), to jego ogólnie pozytywna rola nie podlega wątpliwości. Jego długie przemówienie Rada Najwyższa nagrodziła spontanicznymi oklaskami!
Takich przedstawicieli nie miała już Polska później, również po 1989 r., gdy powstała III RP...
Omówienie sprawy granic Polski w Wersalu przekazano Komisji ds. Polskich, o składzie dla nas korzystnym. Mimo wszystko zaczęły się tu „schody”, gdyż głównym przeciwnikiem włączenia Śląska i Ziem Wschodnich do Polski okazał się wpływowy przedstawiciel W. Brytanii – premier Lloyd George. Był on niewątpliwie pro-niemiecki. Dmowski proroczo przepowiedział w Wersalu, w dyplomatyczno-prywatnej rozmowie: „Anglia nie wspiera Polski tak jak powinna i jeszcze tego pożałuje” (jw., s. 66). A to, że nie ukrywał swego krytycyzmu wobec dominacji żydowskiej w handlu i życiu gospodarczym Polski, nie ułatwiło przeciwstawienia się informacjom prasy angielskiej o pogromach w Polsce! Tak, iż nawet prezydent Wilson zaczął się przychylać do stanowiska angielskiego premiera. A żale Paderewskiego o braku wielkoduszności ze strony aliantów wobec postulatów polskich skwitował Anglik wyjątkowo ostrą ripostą:
„Polacy stanowili podbity naród bez żadnych perspektyw na odzyskanie wolności, a już na pewno nie dzięki własnym wysiłkom... Zdobyli wolność za sprawą półtora miliona zabitych Francuzów, miliona Anglików, pół miliona Włochów i nie wiem już ilu Amerykanów... Polska zdobyła wolność nie dzięki własnym staraniom, a teraz nie tylko nie okazuje wdzięczności, ale opowiada, że straciła zaufanie do ludzi, którzy wywalczyli jej wolność” (jw., s. 70).
Gorzkie słowa, częściowo tylko słuszne. Inaczej reagowali Francuzi, zwłaszcza wspaniały ich premier Clemenceau, którzy uwolnieni od zobowiązań wobec Rosji carskiej, skoro przestała istnieć, mogli otwarcie poprzeć polskie aspiracje. Słusznie Dmowski stwierdził: „Wszystko, co udało się zrealizować... zawdzięczamy Francuzom” (jw., s. 71)
Zbigniew T. Wierzbicki