Dzisiaj: | 317 |
W tym miesiącu: | 2038 |
W tym roku: | 40950 |
Ogólnie: | 468001 |
Od dnia 21-09-2006
O siostrze Joannie Lossow - siostrze franciszkance służebnicy krzyża, oddanej świętej sprawie jedności chrześcijan
Można powiedzieć, że znałem ją całe moje życie. Gdy byłem jeszcze zupełnym smarkaczem, podczas wojny, przyjechała do moich rodzinnych Wlonic, by kwestować na rzecz ociemniałych. Co prawda, moja pamięć o tym jest raczej wtórna: to było głównie jej wspomnienie, które mi przekazała, gdy dokonałem swoistego rekonesansu, czyli spotkałem się z nią już jako człowiek w miarę dorosły. Były to lata sześćdziesiąte, rozkwitał Sobór, odnowa, ekumenia...
Trzeciego z tych słów nie lubiła, mówiła, że już raczej „ekumena”, jeśli nie ekumenizm. Ale to, co te słowa znaczą, kochała na śmierć i życie. W przedmowie do książki o niej siostry Marii Krystyny Rottenberg arcybiskup Nossol nazwał ją „wielką pasjonistką jedności”. Pedant poprawiłby: pasjonatką, ale nie miałby racji. Jej i siostry Marii Krystyny zakon to co prawda nie „pasjonistki”, tylko franciszkanki służebnice Krzyża, ale tu i tam już w samej nazwie Pasja, ta absolutna, wzorcowa. Otóż siostra Joanna Lossow przykład Jezusa traktowała serio. Jego słowa „aby wszyscy byli jedno” i inne z tejże Ewangelii Jana: „(...) Jezus miał umrzeć za naród i nie tylko za naród, ale i po to, aby zgromadzić w jedno rozproszone dzieci Boga”.
Teraz to są oczywistości, nabożeństwa ekumeniczne są niemal obowiązkowe, w każdym razie udział w nich, w modlitwach innych chrześcijan to pobożność, ale kiedyś było przeciwnie. W dziele Aby byli jedno. Pasja życia siostry Joanny Lossow (Oficyna Wydawniczo-Poligraficzna „Adam”, Warszawa 2005) widać tę drogę od grzechu do cnoty. Drogę przez mękę? – nie przesadzajmy, w dwudziestym wieku nie paliło się czarownic. Ale trzeba było być czarownicą, żeby pokonywać opór tradycji. Tak było w każdym razie w Polsce.
Siostra Maria Krystyna pisze o swojej współsiostrze i mistrzyni „ (...) siostra Joanna poczuła jakieś wewnętrzne przynaglenie. Zrozumiała nagle, że nie wolno jej dłużej zwlekać i że powinna bezzwłocznie przystąpić do czynu w kierunku jedności, choćby w najskromniejszym zakresie. Zwróciła się do matki Benedykty Woyczyńskiej jako przełożonej generalnej, a następnie do kard. Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Polski, z prośbą, aby pozwolił jej nawiązać kontakt z ewangelickimi diakonisami, składając im wizytę, jako swego rodzaju rewanż za ich przybycie do Klubu [Inteligencji Katolickiej w Warszawie]. Kardynał Prymas uznał jednak jej pomysł za przedwczesny. Więc, choć to łatwe dla niej nie było, czekała cierpliwie cały rok. Mniej więcej po roku napisała znów do Prymasa, który tym razem wyraził zgodę”. Ale dalej: „Pozwolenie Księdza Prymasa dane s. Joannie było jednak tylko ad personam, nie mogła go odstąpić żadnej innej siostrze. Dlatego przed rewizytą diakonis w Laskach truchlała na myśl, że nie będzie mogła osobiście ich przyjąć – w tym bowiem czasie ciężko zachorowała i zdawało się, że dopiero co nawiązane kontakty będą musiały zostać na jakiś czas zawieszone. Na szczęście tuż przed wyznaczonym dniem spotkania polepszyło się jej na tyle, iż mogła do nich wyjść”.
Tu dwa wyjaśnienia. Po pierwsze, diakonisa w Kościołach wyrosłych z Reformacji to nie diakon, duchowny najniższej rangi (jak dziś m.in. w Kościele katolickim), ale właściwie zakonnica. Już w XIX wieku we Francji, w Niemczech, Anglii, z czasem i w Polsce powstały „diakonaty”, czyli wspólnoty religijne kobiet oddanych bez reszty pracy opiekuńczej. Idea zakonna brata Rogera nie była w świecie protestanckim absolutną nowością po wiekach odrzucania jej zapoczątkowanego przez Marcina Lutra. Wyjaśniam znaczenie słowa „diakonisa” też dlatego, że diakonisą była Regina Witt, jedna z dwóch sióstr, które siostrze Joannie udało się z trudem odwiedzić i z którą potem zaprzyjaźniła się najserdeczniej.
Z trudem – ale tu wyjaśnienie drugie: ekumenizm był w Polsce szczególnie trudny, albowiem – banał to zresztą może – dwaj zaborcy byli innowierczy: luterańskie Prusy i prawosławna Rosja. Cerkiew wybudowana na późniejszym placu Piłsudskiego i zburzona z odzyskaniem niepodległości naprawdę była symbolem podległości, tak zresztą pomyślana przez carat. Prymas Tysiąclecia był człowiekiem swojej epoki po prostu. Niemniej Joanna, nie tylko dlatego, że siedem lat młodsza (10 VII 1908 – 2 I 2005), ją wyprzedzała jak mogła. Więc tylko jeszcze jeden cytat z książki: „Wraz z zezwoleniem na kontakty Kard. Prymas Stefan Wyszyński dał siostrze pozwolenie na czytanie oraz gromadzenie książek i czasopism niekatolickich, co w czasach przedsoborowych było czymś nie do pomyślenia dla katolickiej zakonnicy”. Dla nas nie do pomyślenia jest to, że wówczas tak było. A było.
Skąd jej się to wzięło? Skąd wzięło jej się to, że po dwóch tygodniach od tamtego koniecznego dla „ekumeny” wyzdrowienia w Laskach „zaniemogła znowu i to tak ciężko, iż wydawało się, że śmiertelnie. Ofiarowała wtedy swoje życie za jedność Kościoła”. Skąd jej się wzięła ta ofiarność? Z woli Opatrzności i natchnienia Ducha Świętego? Na pewno. Z małżeństwa mieszanego: ojciec, Józef Antoni, był wyznania ewangelicko-reformowanego, katolicyzm przyjął dopiero pod koniec życia. Co do tej przyczyny, w każdym razie boleść rozłamu nie gnębiła jej od wczesnego dzieciństwa, bo że rodzice są różnowyznaniowi, dowiedziała się dopiero w szkole średniej na lekcji historii. Mówiąc o reformacji i „podając nazwiska niektórych rodów, które przyjęły protestantyzm, nauczycielka wymieniła również nazwisko Lossow, a nawet konkretnie jej ojca Józefa. Gdy po lekcjach Hala [imię chrzestne] wróciła do domu, zapytała rodziców, jak ta sprawa wygląda”. To brzmi bardzo dziwnie, ale przecież w ogóle uświadamianie dzieci to dla rodziców trudna sprawa – a pozory myliły, bo ojciec był człowiekiem głęboko wierzącym i dbającym o miejscową świątynię katolicką, „jako właściciel tzw. dóbr rycerskich, w obrębie których mieściła się parafia – był eo ipso patronem, głównym kolatorem katolickiego kościoła parafialnego, (...) miał prawo przedstawiania władzom kościelnym kandydata na proboszcza”. Tak to granice konfesyjne czasem zacierały się.
Była też i przyczyna trzecia pasji Joanny od Jedności: Laski, jej zakonna ojczyzna, niezwykły ośrodek religijno-opiekuńczy, a tam przede wszystkim ks. Władysław Korniłowicz, niewątpliwy prekursor Vaticanum Secundum i soborowych otwarć na inność. Jest o nim rozdział w książce Marii Krystyny, bo pożytek z dzieła wynika też z tego, że Joanna pokazana jest na tle różnych instytucji i ludzi służących tej samej co i ona sprawie. Ogromny materiał faktograficzny czyni z publikacji rzecz obowiązkową w każdej bibliotece o większych ambicjach religijnych.
Jan Turnau