Dzisiaj: | 291 |
W tym miesiącu: | 6023 |
W tym roku: | 38837 |
Ogólnie: | 513241 |
Od dnia 21-09-2006
Dnia 13 lipca 1944 miały miejsce walki wileńskie. Kilka batalionów Armji Krajowej wyszło z ukrycia i rozpoczęło atak na niemiecką załogę miasta, wspomagając w ten sposób podchodzące do Wilna
oddziały rosyjskie.
Dokładnych relacji o przebiegu tych działań wojskowych nie mamy – według wiadomości, które dotarły wówczas do Warszawy i Londynu, chorągiew polska dwa razy była zawieszana na Górze Zamkowej i dwa razy była zdejmowana przez żołnierzy sowieckich. Po zakończeniu walk, oficerowie polscy zostali zaproszeni na wspólny obiad z oficerami sowieckimi i na tym obiedzie aresztowani – nie wiadomo, co się z nimi następnie stało. Aresztowano również i wywieziono później do Kaługi 7000 żołnierzy. Powodem aresztowania miała być odmowa oficerów i żołnierzy wstąpienia do wojsk Berlinga i oświadczenie, że mogą być posłuszni tylko rozkazom polskiego dowództwa podziemnego w Warszawie i rządu polskiego w Londynie.
Stoimy tu wobec faktów, nie dających się wyjaśnić zwyczajną logiką, a kryjących to, co jako Wilnianin, pozwolę sobie nazwać straszliwą prawdą.
Wilnianie wiedzą już od dawna, że Rosja uważa Wilno za miasto sowieckie. Wilnianie pomagają Rosjanom zdobywać Wilno. Zatem chcą należeć do Związku Sowieckiego, zapyta każdy cudzoziemiec rozumujący logicznie. – O! nie. Przeciwnie odmawiają współpracy z Berlingiem i idą do rosyjskiego obozu koncentracyjnego.
Wilnianie, oczywiście, nie mieli powodu bronić wtedy swego miasta przed Rosjanami na spółkę z Niemcami, ponieważ miasto było przez Niemców okupowane; ale jeszcze mniej powodów mieli do pomagania Rosjanom w zdobywaniu miasta; – okupacja niemiecka miała charakter przejściowy, okupacja sowiecka zapowiadała się na stałe.
Było to po raz pierwszy w dziejach, że Wilnianie przelewali swą krew, aby Rosjanie dostali się do miasta, dotychczas było zawsze na odwrót.
Idźmy dalej w stwierdzaniu nielogiczności wydarzeń. Oto konferencja październikowa w Moskwie w 1943 uprawnia Rosję do okupacji całej Polski i oto w początkach stycznia 1944 Rosjanie przekraczają naszą granicę i zaczynają traktować nasze terytorium, jako własne.
Normalnie, gdy obce państwo wkracza na twoje terytorium i zaczyna traktować go jako własne, nie biegniesz temu państwu z pomocą wojskową tylko raczej robisz zupełnie co innego. Należy sobie zdać sprawę, że w styczniu 1944 wszyscy już widzą, że Niemcy są pobite i że ich pobyt na ziemi polskiej ma tylko czasowy charakter. Tymczasem właśnie z chwilą wkroczenia Rosjan na teren Rzeczypospolitej, Armia Krajowa zrywa się do jak najpoważniejszych akcji bojowych. (...) Wtedy Rosjanom bardzo zależało na paraliżowaniu transportów niemieckich i w ogóle na aktywnej akcji na niemieckich tyłach i oto Armia Krajowa wykonuje te zadania na podstawie wskazań płynących z Londynu, ale i z ochoty własnej, używając broni i pieniędzy angielskich. Polacy sami otwierają przed Rosjanami wrota swego kraju.
Podobną nielogicznością obciążony jest wybuch powstania w Warszawie. Dlaczego po powstaniu wileńskim, które wykazało, że Rosjanie aresztują Armię Krajową, po tylu innych podobnych doświadczeniach, powstanie warszawskie rozpoczęło się natychmiast, gdy Rosjanie zbliżyli się do polskiej stolicy. Na czym oparta była nadzieja, że Rosjanie po zdobyciu Warszawy przy pomocy Polaków, względnie po zdobyciu Warszawy przez samych Polaków, zachowają się wobec nas inaczej, niż się zachowali po zajęciu Wilna.
Otóż tu właśnie dotykamy rzeczy najbardziej zasadniczej w całej polskiej tragedii.
Polacy istotnie – niektórzy świadomie, inni podświadomie, – spodziewali się, że Rosjanie inaczej zachowają się po zajęciu Warszawy, niż po zajęciu Wilna i jedni świadomie, inni podświadomie akceptowali z góry poświęcenie Wilna, aby Warszawa, przy pomocy Rosjan, była wolna.
Od samego początku (...) demaskowałem tę politykę twierdząc, że oparta ona jest na ułudzie, na błędzie, na nieznajomości polityki rosyjskiej. Rosja – twierdziłem – będzie dążyć do zniesienia niepodległości polskiej. – Nie ma kwestii Wilna i Lwowa – wołałem – jest tylko kwestia Niepodległości Polski, niepodległości zarówno Wilna, jak Lwowa, jak Warszawy.
Ale nie zdołałem przekonać swoich rodaków. Jeszcze jesienią 1943 p. Stroński drukował w „Wiadomościach Polskich” cykl artykułów, opartych całkowicie na przekonaniu, że kością niezgody pomiędzy Rosją, a Polską jest spór terytorialny i że gdyby nie było tej kłótni granicznej, to by pomiędzy Rosją, a Polską panowała idealna zbieżność interesów politycznych. W tym celu, p. Stroński (jesienią 1943 r.!) próbował Rosji łagodnie wyperswadować, aby zrzekła się na naszą korzyść swych terytorialnych pretensji.
Widzieliśmy także, że jeszcze l stycznia 1944 premier Mikołajczyk oświadczał, że co prawda granice Polski są kwestionowane, ale nikt nie kwestionuje niepodległości państwa polskiego.
W sposób podobny myśleli ludzie z rządu podziemnego w Warszawie, gdy wydali hasło do popełnienia straszliwego sierpniowego samobójstwa (podkr. Red.). W głębi serca (...)byli oni przekonani, że (...) Rosjanie zachowają się inaczej w Warszawie, niż w Wilnie. Inteligencja ich nie była w stanie ocenić całej doniosłości takich faktów, jak istnienia korpusu polskiego po stronie rosyjskiej, jak powstania Krajowej Rady Narodowej w Warszawie i jej meldowania się u Stalina w maju 1944, jak działalności PPR i całego szeregu innych jednoznaczących faktów. Myśleli, że to wszystko jest (...) tak sobie, a właściwie rząd sowiecki zgodzi się, aby w Warszawie powstał rząd państwa całkiem niezależnego.
Ludzie nieinteligentni, gdy przez zarozumiałość sięgają po kierownictwo losami wielkiego narodu zasługują na rozstrzelanie. No! ale na to już nie poradzimy!
Fałszywa doktryna, że pomiędzy Polską, a Rosją istnieje tylko spór graniczny, że Rosja zezwoli na niepodległość Polski była umiejętnie przez Rosjan zasugestionowana nie tylko nam, lecz i opinii całego świata. Zastanawiałem się w styczniu 1942, dlaczego sowieckie noty o Lwowie, Brześciu, Stanisławowie są tak brutalne i krzykliwe. (...) Była to niewątpliwie umiejętna gra prowokacyjna. Właśnie gwałtowność w domaganiu się Lwowa wywoływała wrażenie, że Rosjanie Warszawę zostawią w spokoju, gdyby bowiem mieli zamiar zabrać także Warszawę, po cóż by gwałtowali tak gorąco w sprawie Lwowa? (...)
Wszystko to było bardzo zręczne, a z naszej strony przeciwstawiało się tej grze Sowietów tylko nasze wishful thinking (myślenie życzeniowe – Red.), aby tak właśnie naprawdę było, jak to Sowiety sugerowały, że jest. Zamiast demaskować politykę sowiecką, ze wszystkich sił staraliśmy się uwierzyć w jej szczerość.
Jako Wilnianin ograniczam się do krótkiej uwagi, że to wishful thinking, że Rosjanie zabiorą Wilno, a zostawią Warszawę było nie tylko głupie, ale i niemoralne – wobec mego kraju zdradzieckie.
Rząd podziemnej Polski jeśli chciał zbawiać Warszawę kosztem oddania Wilna Rosji, to nie miał prawa rozkazywać dzieciom wileńskim, aby szły na pomoc Rosjanom w zdobywaniu Wilna, chociażby to w przyszłości miało zapewnić swobodę Warszawy.
Ale jest też inne, mniej niesympatyczne, przypuszczenie, dlaczego polscy politycy podziemnej Warszawy nakazali powstanie wileńskie i nie bali się Rosjan wpuszczać do Polski itd. Oto w poczciwości swojej mniemali, że to wszystko nie ma znaczenia, bo i tak w sprawach Polski decydować będzie nie Rosja, lecz Ameryka i Anglia. „Rosjanie strzelają amunicją angielską, a jedzą żywność amerykańską” zakomunikował mi jeden polityk przybyły z Warszawy wiosną 1944. Było to znów wishful thinking i znów fałszywa doktryna o omnipotencji Anglo-Ameryki.
Cat-Mackiewicz