Facebook
Bunt Młodych Duchem
Książki polecane:
Licznik odwiedzin:
Dzisiaj: 145
W tym miesiącu: 4402
W tym roku: 23398
Ogólnie: 497801

Od dnia 21-09-2006

Bunt Młodych Duchem

Polowanie na autorytety. Zofia Kossak-Szczucka

Autor: Jacek Giebułtowicz
03-05-2013

Temperatura sporów ideologicznych w Polsce wcale nie opada, choć zainteresowanie społeczeństwa tymi sporami znacznie się w ostatnim czasie zmniejszyło. Malejąca po obu stronach liczba wyznawców nie powoduje zasypywania szańców. Wojna nie jest już może tak frontalna, ale nie mniej wyniszczająca. Coraz chętniej stosowaną metodą walki jest likwidowanie tzw. autorytetów. Jednym pomaga w tym lustracja, inni też mają swoje maczugi.

W „Gazecie na Święta” (dodatku do GW, 24-28 grudnia 2008) ukazał się artykuł Sławomira Buryły pod ciężko wartościującym tytułem „Katoliczka, patriotka, antysemitka”.
Gdyby potraktować ten tekst jako przyczynek do biografii Zofii Kossak ukazujący przemilczany wątek jej publicystyki, nie byłoby się do czego przyczepić. W PRL-u trudne tematy stosunków polsko-żydowskich były niecenzuralne, a współcześnie prasa katolicka, która kultywuje pamięć o tej wybitnej, ale bardzo już niemodnej pisarce, nawet się na ten temat „nie zająknie”.
Ale idzie tu o coś więcej – o namalowanie duchowego portretu autorki „Błogosławionej winy” i to przy użyciu bardzo ograniczonej palety barw. Czytamy: „Kossak mieściła więc w sobie trzy natury: katoliczki, patriotki i antysemitki. Była wytworem swoich czasów, nieodrodnym dzieckiem epoki i wiernym sługą Kościoła, który hołdował szeregowi stereotypów i uproszczeń w wyobrażeniach na temat Żydów. Dziedziczyła cały bagaż jego wad”.
Od razu rodzi się pytanie, czy ten rys światopoglądu był tak znaczący w życiu pisarki. Na dowód Buryła przytacza kilka fragmentów jej publicystyki. O postawie Zofii Kossak przed wojną pisze w ten sposób: „Jest (…) wzorcowym przykładem polskiego antysemityzmu, który nawet w paskudnych latach trzydziestych nie przywdziewał morderczej maski”. Tezę tę ilustruje tylko jednym cytatem wypowiedzi pisarki pochodzącym z „Głosu Kapłańskiego” z 1937 r.: „Kwestia żydowska musi być rozwiązana […] bez gwałtów i w ścisłych ramach prawa”. W jakim sensie wypowiedź ta może być nacechowana antysemicko Buryła nie wyjaśnia. Czy było to jakieś echo wiecowego hasła „Żydzi na Madagaskar!”, czy może wyraz dezaprobaty dla bandyckich ekscesów: napadów na sklepy żydowskie i getta ławkowego?
Sławomir Buryła badając antysemicką naturę Zofii Kossak całkowicie zrezygnował z wywiadu środowiskowego. Pominął m.in. relacje Władysława Bartoszewskiego, bliskiego współpracownika pisarki, który zdecydowanie odrzuca kierowane pod jej adresem zarzuty o nacjonalizm: „W czasie wojny znalazłem się w kręgu Zofii Kossak, której niektórzy przypisują endeckość, co świadczy o słabej znajomości ówczesnych realiów. Była żoną oficera II Oddziału, piłsudczyka, członkinią zarządu Rodziny Wojskowej, publikowała w „Gazecie Polskiej”, a tam dla osób związanych z Narodową Demokracją nie było miejsca. Z domu wyniosła antybolszewizm, co można zrozumieć w związku z tym, co działo się na Wołyniu, gdzie (…) mieli majątek. Ale z antybolszewizmu wcale nie musi wynikać nacjonalizm czy antysemityzm. Była ortodoksyjną katoliczką i posługiwała się językiem czy też specyficznym sposobem myślenia ówczesnej ortodoksji. Pisała na przykład, że dręczenie kobiet Polek i Żydówek na placu apelowym w Oświęcimiu, nędza, głód, bicie, jest sprawiedliwą karą bożą za malowanie ust i noszenie jedwabnych pończoch”.
Dopowiedzieć trzeba, że Zofia pochodziła z ziemiańskiej rodziny o bogatych tradycjach i wielkich zasługach dla kultury polskiej: jej dziadkiem i stryjem byli słynni malarze Juliusz i Wojciech, a siostrami stryjecznymi dwie muzy bohemy artystycznej okresu międzywojennego i dodać trzeba – kobiety, w odróżnieniu od Zofii, na wskroś nowoczesne: poetka liryczna Maria Pawlikowska Jasnorzewska i satyryczka Magdalena Samozwaniec. Ojcem Zofii był Tadeusz Kossak (1857-1935) kawalerzysta, zawodowy oficer najpierw armii austriackiej, a następnie polskiej, uczestnik wyprawy kijowskiej 1920 r. „Choć politycznie związany z Narodową Demokracją, przyjaźnił się z wieloma działaczami Polskiej Partii Socjalistycznej” (Polski Słownik Biograficzny tom XIV, s. 251). Interesująca wzmianka na temat politycznych wyborów pisarki pojawiła się niedawno w… „Gazecie Wyborczej”: „W swojej kilkuletniej historii pismo to [„Prosto z mostu”], które początkowo było umiarkowane, szybko stało się agresywnie nacjonalistyczne i właśnie dlatego m.in. Zofia Kossak zerwała z nim współpracę” (Janusz Anderman „Dyrektor Milcarek chce dobrze”, GW, 9 lutego 2009).
W początku lat dwudziestych Zofia Kossak zamieszkała w Górkach Wielkich na Śląsku Cieszyńskim (tam też powróciła w 1957 roku z emigracji, aby spędzić ostatnie lata swojego życia). Ogromnie wiele wysiłku twórczego poświeciła propagowaniu polskości Śląska (głośne książki: „Legnickie pole” 1930, „Nieznany kraj” 1932), czym wywołała gniewne protesty strony niemieckiej. Czemu więc nie dodać autorce „Krzyżowców” kolejnej etykietki – antygermanizmu?

Sławomir Buryła jest wytrwałym badaczem literatury – gdyby Zofia Kossak ogłaszała przed wojną teksty wyraźnie antysemickie – na pewno by je odnalazł i opublikował. Tymczasem ogranicza się do arbitralnych osądów: „wierna sługa Kościoła” musi być „wzorcowym przykładem polskiego antysemityzmu”, choć „znajdowała się jak najdalej od antysemityzmu eliminacyjnego” (?!). Ale problem w tym, że Zofia Kossak nie była pospolitą dewotką ani prostą bazarową babą, tylko słynną pisarką o wielkim autorytecie (bogaty dorobek, liczne przekłady), a przede wszystkim osobą o wysokim poziomie intelektualnym i etycznym. Miała zapewne wiele uprzedzeń i pretensji do Żydów. Brały się one z typu jej pobożności, ale także z oceny konfliktów etnicznych i społecznych w Polsce. Jeżeli nie będziemy uczciwie tych konfliktów opisywać, nie pozostanie nam nic innego, jak przyznać rację pewnemu rabinowi: że antysemityzm, którego nie da się wytłumaczyć w żaden racjonalny sposób, Polacy po prostu wysysają z mlekiem matki. Poglądy to jedno, a odpowiedzialność za słowo przy wygłaszaniu ich zwłaszcza w okropnej, żydożerczej atmosferze drugiej połowy lat trzydziestych, to coś zupełnie innego.
Sławomir Buryła bez wahania przybija pieczęć z wyrokiem „antysemityzm” już na przedwojennym rozdziale życia Zofii Kossak. Dzięki temu prościej mu zrozumieć racje, jakie kierowały pisarką w czasie okupacji. Publicysty nie interesuje rozstrzygnięcie sprzeczności: dlaczego osoba, która z wielką odwagą ratowała Żydów, ogłaszała jednocześnie nieprzychylne opinie o nich? Tak postawiony problem skłaniałby do poszukiwaniu sensu antyżydowskich wypowiedzi w momencie krytycznym dla narodu żydowskiego.
Sławomir Buryła woli to pytanie odwrócić: dlaczego katolicka antysemitka ratowała Żydów? Poszukiwanie odpowiedzi prowadzi go do zawiłych rozważań nad dylematami religijnymi i moralnymi pisarki: „Pomagając Żydom Zofia Kossak występowała sama przeciwko sobie”; „Kossak znalazła się w klinczu. Musiała pogodzić swój żarliwy katolicyzm, swoją polskość z lękiem przed zagrożeniem żydowskim”, „Jednocześnie, będąc wierną córką Kościoła, miała też wyobrażenie o tym, co wolno, a czego nie wolno czynić chrześcijaninowi”.

W czasie okupacji Zofia Kossak-Szczucka ps. „Weronika” prowadziła bardzo intensywną działalność konspiracyjną. Najpierw była redaktorką podziemnych czasopism „Polska Żyje” i „Orlęta” (od stycznia 1941 roku, kiedy aresztowano część redakcji, m.in. poetę Witolda Hulewicza, poszukiwało ją Gestapo); następnie współzałożycielką katolickiej organizacji Front Odrodzenia Polski, naczelną redaktorką „Prawdy” – głównego organu FOP; wydawcą tajnych pism (m. in. redagowanej przez Władysława Bartoszewskiego „Prawdy Młodych”), autorką i inspiratorką licznych ulotek i broszur: m.in. „W piekle” – pierwszej opartej na zeznaniach świadków relacji o Oświęcimiu; „Golgoty” o hitlerowskich zbrodniach w Polsce; „Protestu” – o zagładzie Żydów; „Byłem głodny” – o potrzebie samopomocy społecznej. Niezależnie od pracy ideologicznej, Zofia Kossak brała udział w licznych inicjatywach obywatelskich: kierowała Wydziałem Ochrony Człowieka w Społecznej Organizacji Samoobrony, była przewodniczącą Unii Kobiet, a przede wszystkim wspólnie z działaczką PPS-WRN (!) Wandą Krahelska-Filipowiczową w sierpniu 1942 powołała do życia słynną Żegotę (Tymczasowy Komitet im. Konrada Żegoty, a następnie Rada Pomocy Żydom). W akcję ratowania Żydów zaangażowała się osobiście. Aresztowano ją we wrześniu 1943 roku pod fałszywym nazwiskiem i nie rozpoznano, dzięki czemu trafiła „tylko” do Oświęcimia. W obozie organizowała działalność samokształceniową wśród więźniarek, ale szybko zachorowała na ostry tyfus brzuszny. W kwietniu 1944 Niemcy w końcu ustalili jej tożsamość i natychmiast, poważnie chorą, przewieźli do więzienia w Warszawie. Ocalała dzięki nadzwyczajnym staraniom Delegatury Rządu Polskiego, której przedstawiciele wykupili ją dosłownie w ostatniej chwili, bo na dwa dni przed wybuchem Powstania Warszawskiego. Po uwolnieniu, Zofia Kossak, mimo ogromnego wycieńczenia, natychmiast włączyła się do walki jako redaktorka prasy powstańczej.
Sławomir Buryła swój sąd o pisarce opiera wyłącznie na kilku wyimkach z jej publikacji konspiracyjnych. Przytoczone przez niego fragmenty mogą rzeczywiście zbulwersować współczesnego czytelnika: „Uczucia nasze względem Żydów nie uległy zmianie. Nie przestajemy uważać ich za politycznych, gospodarczych i ideowych wrogów Polski. Co więcej, zdajemy sobie sprawę z tego, iż nienawidzą nas oni więcej niż Niemcy, że czynią nas odpowiedzialnymi za swoje nieszczęście” (z ulotki pt. „Protest”, sierpień 1942); „Z logiką straszliwą mszczą się na Żydach wszystkie ich postępki (…). Oni, kierowani talmudyczną nienawiścią, nie uznawali bliźnim nikogo spoza swojej rasy” (z miesięcznika „Prawda”, maj 1942). Te słowa muszą budzić nasze zdziwienie, zwłaszcza, że zasadniczą intencją autorki nie było oskarżanie Żydów, ale potępianie zbrodni popełnianych na Żydach. Pisała dobitnie: „Kto milczy w obliczu mordu – staje się wspólnikiem mordercy. Kto nie potępia, ten przyzwala”. Zofia Kossak, z charakterystyczną dla osób ideowych bezkompromisowością i brakiem wyobraźni, uważała, że jeśli zabiera głos w obronie Żydów, musi również przedstawić swoje zarzuty wobec nich. Jakby to nas dziś nie szokowało, musimy przyjąć, że te, pełne wrogości słowa był akceptowane przez większość społeczeństwa i oddawały temperaturę sporu polsko-żydowskiego. W relacjach osób pochodzenia żydowskiego, które żyły wśród Polaków na „aryjskich papierach”, często powraca takie oto powiedzonko: „Jedynym pożytkiem z Niemców jest to, że zrobią porządek z Żydami”, które słyszeli często z ust ludzi prostych i wykształconych i w różnych okolicznościach – nawet na barykadzie powstańczej. Zofia Kossak, mimo niechęci do Żydów, kategorycznie odrzucała taki sposób myślenia, dlatego podjęła na łamach prasy konspiracyjnej, spóźniony zapewne i niekoniecznie trafny w doborze retoryki, wysiłek uwrażliwienia społeczeństwa polskiego na tragiczny los Żydów.
Warto w tym miejscu zacytować, jak Władysław Bartoszewski wyjaśnia wewnętrzna sprzeczność publicystyki Kossak-Szczuckiej: „Nieporozumienie, które czas wyjaśnić. To był chwyt, który miał umożliwić przeciętnemu odbiorcy zrozumienie tragedii Żydów. Chwyt może naiwny, ale przekonujący. No dobrze, załóżmy, że Żydzi są wrogami Polski, załóżmy, że nie rozumieją naszych racji, ale pamiętajmy, że padają na naszych oczach ofiarą ludobójstwa. Giną starcy, kobiety, dzieci. Zofia Kossak odwoływała się do mentalności przypominającej mentalność rodem z Jedwabnego. Owszem, niektórzy Żydzi popierali Sowietów. Ale są skazani na śmierć. Ich dobrym ludzkim prawem jest ratowanie życia, tak jak naszą sprawą jest walka o niepodległość”.
Sławomir Buryła całkowicie pomija dydaktyczny i jakbyśmy dziś powiedzieli, formacyjny aspekt okupacyjnej publicystyki Kossak-Szczuckiej. W broszurze „Jesteś katolikiem… Jakim?” pisała: „Istnieje jeszcze rodzaj katolików gorących, praktykujących, jawnie głoszących swą wiarę, nienawidzących niektórych bliźnich równie mocno, jak miłujących Boga. Na przykład: jesteś katolikiem, więc bij Żyda! Głoszący to hasło wierzą święcie, iż Żydzi nie są objęci odkupieniem, nakazy miłości bliźniego nie dotyczą Żydów”. W tej samej broszurze autorka przeciwstawia się także hodowaniu w sercach wierzących ślepej nienawiści do Niemców i tłumaczenia żądzy zemsty wypełnianiem woli Bożej (można się tu doszukiwać wpływu myśli, dobrze znanego Zofii Kossak, ks. Jana Ziei).
Liderka Frontu Odrodzenia Polski bezkompromisowo ujawniała przypadki okradania, a zwłaszcza denuncjowania ukrywających się Żydów przez Polaków i nie miała żadnego pobłażania nawet dla osób duchownych. Nauce i przestrodze czytelników służyła pojawiająca się w miesięczniku „Prawda” rubryka „Pręgierz”. Można było przeczytać w niej relację o grupie chłopców, którzy napadli na uciekinierów z getta: „Najpierw ograbili ich doszczętnie, potem wydali żandarmom. Policja niemiecka otoczyła las i wystrzelała wszystkich Żydów. Tak postąpili polscy chłopcy, synowie gospodarzy, komorników i wysiedleńców. Jest to fakt przerażający, niestety autentyczny. Znane są nam zarówno nazwa miejscowości, jak imiona i nazwiska chłopców-delatorów. Podobnym faktom trzeba przeciwstawić się jak najenergiczniej. Nie mamy wprawdzie żadnej możliwości, by słowa nasze dotarły do winowajców, względnie ich rodziców, kołaczemy jednak usilnie do duchowieństwa, nauczycieli, wszystkich czytelników w ogóle, by uświadomili jak najszersze warstwy o zbrodniczości podobnych postępków. Te sprawy nie są dostatecznie omawiane, naświetlane – tajna prasa musi się nimi zająć. Jakże się bowiem dziwić wyrostkom, skoro w innej miejscowości, w sandomierskiej diecezji, zdarzyło się, że ksiądz poradził chłopom zawiadomić posterunek policji, iż po wsi pęta się Żydówka zbiegła z getta. Policja zabiła Żydówkę jak psa. Ksiądz stał się winnym mordu. Ksiądz wydał wyrok śmierci na nieszczęsną…”. Według relacji Władysława Bartoszewskiego to właśnie w konserwatywno-katolickiej „Prawdzie” ukazały się doniesienia o morderstwach popełnianych przez Polaków na Żydach w okolicach Jedwabnego. Z podobną determinacją miesięcznik redagowany przez Zofię Kossak ujawnia zjawisko szmalcownictwa: „Myślimy też o Żydach. Na tych ostatnich przede wszystkim żeruje szantaż. Dawaliśmy już wyraz naszemu stosunkowi do społeczeństwa żydowskiego. Dziś podkreślamy z całym naciskiem, że jesteśmy świadkami najbardziej hańbiącego procesu żerowania na ich nieszczęściu. Dla faktu tego nie ma usprawiedliwienia. Niczyj antysemityzm nie zmieni faktu, że szantażysta jest kanalią”
(„W imieniu Rzeczypospolitej”, „Prawda”, marzec 1943, podkreślenia od Red.).
Można przypuszczać, że ta edukacja poparta przykładem własnym odnosiła skutek, przyczyniła się do zmiękczenia serc i wzmożenia pomocy Żydom m.in. wśród duchowieństwa, zwłaszcza w zakonach żeńskich, gdzie pisarka cieszyła się ogromnym autorytetem.
Sławomir Buryła nie widzi potrzeby ocieplenia wizerunku Kossak-Szczuckiej, dlatego nie podaje żadnego faktu z osobistego zaangażowania pisarki w ratowanie Żydów. A wystarczyło przejrzeć ostatnio wznowioną monumentalną książkę „Ten jest z ojczyzny mojej. Polacy z pomocą Żydom 1939-1945” i przytoczyć np. relację Marii Kann, która wspomina jak wraz ze swoją szefową z Żegoty eskortowały po Warszawie żydowską dziewczynkę szukając dla niej bezpiecznego schronienia.
Zamiast tego Sławomir Buryła „przygważdża” Zofię Kossak „Medalionami” Nałkowskiej i „Pożegnaniem z Marią” Borowskiego (zarzut przestarzałej maniery stylistycznej, „mało elastycznej koncepcji światopoglądowej” i braku wrażliwości „na wyjątkowość żydowskiego losu” w jej wspomnieniach oświęcimskich) oraz oczywiście esejem „Biedni Polacy patrzą na getto”. Józefa Hennelowa, w krótkim komentarzu po śmierci prof. Jana Błońskiego, tak oceniła sławny esej: „Ten tekst głęboko ożywił sumienia, a nie miał nic wspólnego z politykierstwem czy populizmem. Dziś w gazetach jest bardzo dużo głosów moralizatorskich. Błoński nie moralizował, jego słowa były uczciwe” (GW, 12 lutego 2009). Czy Sławomir Buryła nie powinien odczytać tych słów jako przestrogi?!
W interesującym i znacznie bardziej wyważonym artykule „Antyjudaizm czy antysemityzm. Kilka znaków zapytania” Sławomir Buryła wprowadza kategorię antysemityzmu biernego: „Komplementarne ujęcie skutków chrześcijańskiego antysemityzmu musi uwzględniać nie tylko kata, ale również świadka, ściślej – bierności świadka. Znane ze wspomnień (…) i opisów literackich stwierdzenia: «to nie nasza sprawa», «to nie nasza wojna» (w odniesieniu do powstania w getcie) czy też przykłady wyłączenia Izraelitów z przykazania miłości bliźniego to między innymi następstwo rozłożonej na stulecia antyżydowskiej indoktrynacji w Kościele”. Zofia Kossak wyraźnie nie mieści się w tej kategorii, a jak trudno stworzyć dla niej kategorię osobną świadczy artykuł „Katoliczka, patriotka, antysemitka”.
Nie można zaprzeczyć, że w okupacyjnej publicystyce autorki „Błogosławionej winy” można znaleźć wypowiedzi o wymowie antysemickiej, jednak tłumaczenie tej retoryki jedynie wpływem Kościoła katolickiego, z całkowitym pominięciem np. społecznego czy politycznego tła sporu polsko-żydowskiego nie jest do końca uczciwe. Nie jest także sprawiedliwe naznaczanie Zofii Kossak-Szczuckiej piętnem antysemityzmu w dzisiejszym, tak obciążonym przez Holokaust znaczeniu tego słowa.
Gdyby artykuł Sławomira Buryły ukazał się w miesięczniku „Midrasz” (w którym autor publikuje swoje teksty) można by zrozumieć i wybaczyć jednostronne ujęcie tematu oraz silne uprzedzenia antykatolickie, ale fakt, że opublikowano go w wigilijnym dodatku do „Gazety Wyborczej”, budzi we mnie podejrzenie, że Redakcji chodziło o dokuczenie „Naszemu Dziennikowi”, „Radiu Maryja”, czyli ogólnie mówiąc środowiskom narodowokatolickim, dla których Zofia Kossak-Szczucka jest postacią ważną. Taka skłonność do brzydkiej zabawy w „polowanie na autorytety” może dziwić, bo środowisko „Gazety Wyborczej” samo często pada jego ofiarą.
Jacek Giebułtowicz

Źródła:

Michał Komar – Władysław Bartoszewski „Skąd pan jest? Wywiad rzeka”, Warszawa, 2006
„Te jest z ojczyzny mojej. Polacy z pomocą Żydom 1939-1945”, Opr. Władysław Bartoszewski i Zofia Lewinówna, Kraków 1969;
Polski Słownik Biograficzny, tom XIV;
Sławomir Buryła „Antyjudaizm czy antysemityzm. Kilka znaków zapytania”, za: „Słowo”, nr 79/2008, Berlin.